
Znaleziono 122 wyniki za pomocą pustego wyszukiwania
- Sam jesteś Głupi, czyli Jeden wieczór, dwa koncerty, milion wrażeń
Ach co był za wieczór! Dwa świetne koncerty. Unleashed Cooperation z Anną Gadt oraz moja prywatna rewelacja wiosenna, czyli Głupi Komputer. Dżezzowy Jazz i cosmo-industrial. Wielka muzyczna koniunkcja w centrum Łodzi. Najpierw zanurkowałem w nurt Letniej Akademii Jazzu w łódzkim Klubie Wytwórnia, a zanurkowałem tym bardziej ochoczo, ponieważ po miesiącach oczekiwań do Łodzi zjechał zespół Unleashed Cooperation, zachodniopomorsko-wielkopolska jazzowa petarda, której ubiegłoroczny album "Trust" wraz z płytami kwartetu Filipa Żółtowskiego, łódzkiego Kosmosu, szczecińskich Wszy czy bojsbandu z Bielska, czyli Kosmonautów wpuścił mnóstwo świeżego powietrza do nadwiślańskiej muzyki. UC ujęli mnie tym, że najpierw pokazali swoje ostatnie dzieło w... Albanii. TAK! Premiera "Trust" odbyła się w Tiranie podczas Jazz in Albania Festival. Był to pomysł tak pokręcony, że pokochałem ich zań bezgranicznie. Gdybym wiedział, do swojego reportażu muzyczno - literackiego z tirańskiego uniwersytetu użyłbym właśnie albumu "Trust". Pamiętacie awanturę o sroki i wrony? Tu sobie przypomnicie LINK Osobiście miałem wobec nich ogromny wyrzut sumienia, gdyż nie napisałem na blogu zbyt wiele o tej płycie i w sumie diabli wiedzą czemu. Jest przecież, jak rzadko która, warta promocji i opisu. Aż zobaczyłem w programie tegorocznej Letniej Akademii Jazzu zapowiedź ich koncertu. Teraz albo nigdy. Oddajmy głos samym autorom muzyki: Płyta składa się z sześciu autorskich kompozycji oraz dwóch improwizowanych miniatur. Inspiracji do powstania albumu można poszukiwać wśród polskiej muzyki tradycyjnej - "String Theory" czy twórczości Witolda Lutosławskiego - "Morze", a także w muzyce elektronicznej i współczesnych nurtach muzycznych jak i producenckich- obecnych szczególnie w kompozycjach "Mr. Paul’s Strange Dream" oraz "Mr. Paul’s Beautiful Dream". Strukturę albumu domyka niezwykle ekspresyjna kompozycja "Polistes Dominula". Dla mnie zaś "Trust" jest albumem-perełką, prywatnym dowodem na to, że jazz jako gatunek nigdy się nie skończy, bo choć operuje tymi samymi nutami co pan Zenon Martyniuk czy Napalm Death, to jednak, w odróżnieniu od wymienionych, wciąż umyka nudzie powtarzalności. W dodatku muzycy UC doskonale wiedzą do kogo chcą mówić grą. Już piękne, pierwsze takty "String theory" zwiastują doskonale balansujący między harmonią a dysharmonią materiał. To utwór z jednym z najfajniejszych tematów, jakie w życiu słyszałem, trochę ludowo-polski, trochę w duchu Namysłowskiego. Cały album trzyma bardzo wysoki poziom, meandruje w tempie, raz gna, aby za chwilę zwolnić. Byłem ciekaw, jak to wszystko zabrzmi podczas recitalu. Zespół wyszedł na scenę zdradzając respekt przed wyrobioną publicznością LAJ. Niepotrzebnie. Dwa utwory miały rozgrzać gości i wykonały zadanie, bo naprawdę zrobiło się gorąco, ja zaś już wtedy byłem w pełni ukontentowany. Jednak najlepsze było przed nami. Oto do zespołu dołączyła obdarzona cudownym głosem z nieziemskim spektrum wokalnym Anna Gadt (dla mnie bezdyskusyjny numer jeden w polskiej wokalistyce jazzowej). Koncert zwolnił oraz przemienił się w magiczne misterium. Muzyka rodziła się na naszych oczach, muzycy zatonęli w swoim świecie i stworzyli spektakl, jaki może dać jedynie muzyka improwizowana przez artystów w pełni angażujących się w swoje dzieło. Było to zresztą widać, że i dla muzyków to nie był kolejny koncert, że nie odgrywali nam znanych na pamięć tematów - ich także - pewnie nie po raz pierwszy - porwał poemat jazzowy, jaki tworzyli na żywo. Siedziałem więc urzeczony, podobnie jak większość słuchaczy. Bez wahania musze wyznać, że to był jeden z najlepszych koncertów podczas tegorocznej LAJ, a kto wie, może najlepszy. Nic dziwnego, że UC reprezentowało Polskę na Jazzahead w Bremie, jednej z najważniejszych branżowych imprez jazzowych na świecie i zebrało za ten występ ogromne pochwały. Krzysztof Kuśmierek, lider UC zapytany przeze mnie czy są plany na nową płytę odpowiedział, że na razie woli bardzo ostrożnie zapowiadać ja na przełom 2025/2026. Będzie to wspólny projekt z Filharmonią Opolską. Gdyby ta zapowiedź się ziściła, byłoby znakomicie. UC wprawdzie nie robi wielkiego szumu wokół siebie, ale to grupa z bardzo konkretnym, przemyślanym, a nade wszystko ciekawym pomysłem na swoją twórczość. Skład UC: Krzysztof Kuśmierek - saksofon Patryk Rynkiewicz - trąbka Patryk Matwiejczuk - fortepian Flavio Gullotta - kontrabas Stanisław Aleksandrowicz - perkusja oraz Anna Gadt - wokal Ukontentowany występem UC pobieżyłem jeszcze tego samego wieczora do łódzkiej Fabryki Sztuki, gdzie pod nieboskłonem, w ramach cyklu LDZ Alternatywa, miało zagrać nieziemskie trio z Poznania, czyli Głupi Komputer. Grupa wiosną tego roku wydała świetną płytę: jazoowo - punkową, żywiołową, rytmiczną, mechaniczną, jazzmetalową, trochę londyńską, w sensie aliansu jazzu z noisem czy ravem. Ich debiutancki album to mieszanka dynamicznych rytmów, saksofonowych ostinat i syntetycznych melodii. Chciałbym jednak zwrócić Waszą uwagę na dystans, z którym ci Panowie grają, co jest dla mnie bardzo istotne, zwłaszcza w jazzie. Dlaczego? Wyjaśnię dygresją: kilkakrotnie w życiu, niechcąco, zetknąłem się z ludźmi, którzy absurdalnie poważnie traktują jazz, są dosłownie jego wyznawcami. Płyty traktują jak relikwie, a muzykę jak religię. Każdy w tym gronie ma swojego muzyka-mesjasza, a nad sobą nosiliby najchętniej wielki transparent: jestem mądrym, inteligentnym człowiekiem, gdyż słucham jazzu ty debilu. Dziś wiem, że miałem wielkie (nie)szczęście spotkać tych zafajdanych przemądrzalców na swojej drodze., bo większość jazzzfanów to fantastyczni ludzie. Tamci wpieniali mnie strasznie, ale dzięki nim właśnie w jazzie kocham prześmiewczość, absurd, świadomą ucieczkę przed powagą. Głupi Komputer zaś swoją debiutancką płytę zatytułował "Jazz Not Found". Jak więc mogłem ich nie wielbić za tak gigantyczny dystans do własnej twórczości? "Jazz Not Found" to muzyczny węzeł gordyjski elektroniki, hałasu, thrashowego saksofonu barytonowego i wspaniałej perkusji. Trio tworzą Daniel Karpiński – perkusja, elektroniczne beaty Jakub Królikowski – syntezatory, instrumenty klawiszowe Michał Fetler – saksofon basowy i altowy, syntezator Polivoks. LDZ Alternatywa jest letnim cyklem bezpłatnych dla widzów koncertów "pod chmurką" organizowanych na scenie ustawionej na dziedzińcu łódzkiej Fabryki Sztuki. Gości zespoły z różnych muzycznych konstelacji, których wspólnym mianownikiem jest wierność swojej własnej, alternatywnej wobec mainstreamu, muzycznej wizji. Głupi Komputer doskonale wpisuje się w ów koncept. Zespół powstał z silnej relacji artystycznej muzyków znanych z projektów takich jak Polmuz , Fanfara Awantura , Koń , Prawdziwie Polskie Techno , czy Jazzband Młynarski Masecki. To istne szaleństwo, które - tak mniemałem - dopiero podczas występu na żywo będzie brzmiało, jak zbłąkana kosmiczna armada. I nie myliłem się. Zacznę od Daniela Karpińskiego. To wprawdzie najspokojniejszy "ludzki" element Głupiego Komputera, ale gość gra jak profesor budując fantastyczny fundament dla szaleństw pozostałych. Gapiłem się jak urzeczony pod sceną w to, co ten człowiek robił na perkusji podczas całego występu. Jego gra to poduszka bezpieczeństwa, baldachim, opoka, skała. Dzięki niemu Michał Felter i Jakub Królikowski mogą szaleć. I szaleli - zwłaszcza pan Jakub Królikowski, który przypominał mi ekspresyjnego, a jednocześnie pełnego powagi Jerry Lee Lewisa. Grał całym sobą, gdyby mógł, pewnie rzuciłby się całym ciałem na syntezator - to zresztą wspaniałe widzieć, ze muzyk bawi się, przeżywa, żyje na scenie tym, co robi. Michał Felter z kolei dmi w saksofon barytonowy i to dmi tak, że klękajcie narody, bo przewraca bebechy! W tym koncepcie genialna jest pozorna prostota: perkusja, wariacje syntezatorowe zespojone powtarzalnym, thrashowym, zapętlonym dźwiękiem barytonu. To trzeba usłyszeć na żywo. Tego się nie da opowiedzieć. Głupi Komputer gra muzykę rytmiczną, bijącą blisko pulsu, pędzącą, gnającą, popędliwą. Nie ma tu klasycznego jazzu. Jeśli już - to jest to jazz sowizdrzalski. Ciało samo chce skakać. Ucieczki w elektronikę są kapitalne. Cały "komputerowy" koncept został bardzo dobrze zrealizowany muzycznie i czytelny międzypokoleniowo. Zabawne wstawki syntezatorowe nie zostawiają złudzeń. I ten dystans! Oto Michał Felter zapowiadał ze sceny: Przed nami utwór Kind of deep blue . Zorientowani wiedzą, że tytuł nawiązuje do "Kind of blue" najważniejszej jazzowej płyty wszechczasów, której prawdę mówiąc nigdy nie słuchałem. Absolutnie i bezapelacyjnie polecam. Mam nadzieję, że na jednym albumie się ta przygoda nie skończy.
- Laura jurd - Offering
Laura Jurd to jedna z najbardziej intrygujących postaci współczesnego brytyjskiego jazzu — trębaczka, kompozytorka, improwizatorka, która z gracją łączy tradycję z nowoczesnością. Jej muzyka to nie tylko jazz, ale też folk, elektronika i klasyka, splecione w osobisty, emocjonalny alfabet dźwięków. J ohn Fordham z The Guardian tak celnie ją scharakteryzował: „Jurd zdaje się nie przejmować przemijającymi modami ani angażowaniem się w jakąkolwiek scenę muzyczną. Jej prywatna muza czerpie z jazzu, tradycji ludowych z Europy i Bliskiego Wschodu oraz harmonicznego języka Strawińskiego. Mimo to jej twórczość jest zawsze niezwykle przystępna i często przypomina piosenki bez słów”. Zatem boska i urzekająca melodia - oto czego doświadczycie słuchając tego, nagrywanego na żywo utworu pt. " Offering". Zakochacie się - gwarantuję! A skoro tak, to wielce uraduje Was wiadomość, że "Offering" pochodzi z nadchodzącego albumu "Rites & Revelations", który ukaże się 17 października na winylu, w wersji cyfrowej i streamingowej. Zatem kawa w dłoń i czill piątkowy. Jazz z Wami! chcecie więcej laury?
- Aga Derlak Neurodivergent
W zamyśle autorki album ten dotyczy pewnego rodzaju odmienności i tak się składa, że pojawia się w dość szczególnym czasie, kiedy inność nad Wisłą znów wywołuje złe duchy, które – wydawałoby się – dawno wysłaliśmy w zaświaty. Muzyka z najnowszej płyty tria pianistki Agi Derlak „Neurodivergent” przypadkowo, lecz uparcie, przywołuje mi skojarzenia z tymi wydarzeniam i. PREMERA ALBUMU 24 LIPCA 2025. Ryszard Kapuściński, którego twórczość można oceniać różnorako, lecz nie sposób podważyć faktu, że zetknął się w życiu z wieloma odmianami inności, doskonale wiedział, dlaczego spotkanie z Innym wzbudza lęki i rodzi sztywne stereotypy, które finalnie tworzą opinie, nawet jeśli to brednie. Inny – mawiał – to człowiek dwojaki – z jednej strony jednostka z własnymi emocjami i doświadczeniem, z drugiej nośnik tradycji, wierzeń i cech rasowych. Ta splątana dwoistość sprawia, że spotkanie z Innym nigdy nie jest rzeczowe ani pragmatyczne, ale zawsze nacechowane osobistą tajemnicą i odbierane emocjami. Ale to właśnie spotkanie z Innym – jego zdaniem – jest, było i będzie niezbędne, by w pełni zrozumieć samego siebie. Wskazał nam Herodota, który już 2,5 tys. lat temu udowodnił, że jedynie wychodząc poza własne granice i mierząc się z odmiennością, poznajemy wartości i ograniczenia własnej kultury. Album „Neurodivergent” (neurorozbieżność?) jest według mnie właśnie opowieścią o wychodzeniu poza własne granice, a jak podkreśla Aga Derlak mówi o spotkaniu z neuroatypowością i jest zachętą do odważnej eksploracji złożoności ludzkiego umysłu. Artystka odrzuca poprawność, zaprasza odważnie słuchacza do świata „bez zasad”, w którym harmoniczne ramy zastępują surowe struktury, motywy i muzyczna „chemia”. Aga Derlak zrezygnowała nawet po części z linearnej narracji na płycie: motywy przenikają się wzajemnie. Utwór piąty nosi tytuł „numer 4”, a szósty „after numer 4”. Muzyka jest żywa, energiczna, zadziorna, a jej nurt płynie wartko. Większość utworów zagranych jest w trio, kilka doskonale rozbudowują partie skrzypiec. Sam singiel „mazur v2” zapowiadający nadejście płyty stanowi świetny przykład konceptu – opiera się na basowej mantrze nawiązującej do „Orbits” Wayne’a Shortera i cytacie z mazurka Szymanowskiego, przekształcanych i rozciąganych w przestrzeni dźwięku jak w krzywym zwierciadle. To jedna z dwóch wersji tej samej kompozycji, ukazująca różne oblicza tego samego tematu i otwierająca drzwi do niezmierzoności artystycznego chaosu. Najbardziej jednak przemówił do mnie „numer 4” z szaloną powtarzalną partią fortepianu. Singiel Mazur v2 zapowiadający plytę Moim zdaniem jazz jak żaden inny gatunek ma potencjał opisania złożoności i indywidualności umysłu. To muzyka, której atypowość stanowi fundament, jest jej DNA. Na płycie więc zawiłe improwizacje z rytmiczną dynamiką i transową powtarzalnością odzwierciedlają superważne niuanse oraz pozorny chaos życia w neuroatypowym spektrum. Aga Derlak nie dość, że świeci własnym przykładem (posiada orzeczenie o ADHD) pokazując, że można niebanalnie i z sukcesami twórczo przetworzyć własne bycie „atypowcem”, to idzie o krok dalej i zaprasza słuchacza na spotkanie z jego/swoim muzycznym światem. Ten muzyczny album koncepcyjny nie utknął na intelektualnej, niezrozumiałej dla reszty świata mieliźnie – według mnie jest spójny, czytelny, bardzo ciekawy i bardzo udany. Artystyczny przekaz wzmacnia design okładki, w którym przód staje się tyłem, a tył przodem — symboliczne odwrócenie porządku, zachęcające do słuchania albumu jak przez lustro i przyjęcia alternatywnego sposobu postrzegania muzyki oraz rzeczywistości. Jest na nim postać stojąca na przeciw morza innych postaci - czytelne odwołanie do samotności Innego. Aga Derlak podkreśla też istotny wpływ pozostałych członków zespołu na ostateczny muzyczny kształt albumu. Jest bowiem wypadkową odmiennych muzycznych doświadczeń artystów, a zatem jest spotkaniem hip-hopu, awangardy, polskiej muzyki tradycyjnej, jazzu, muzyki klasycznej. Na płycie oprócz liderki grają kontrabasista Maciej Szczyciński i perkusista Miłosz Berdzik, a kwartet uzupełnia gościnnie skrzypek Kacper Malisz. Aga Derlak , trzykrotnie wyróżniona Fryderykiem (Debiut Roku 2016, Artystka Roku i Album Roku 2024), kształciła się na Berklee College of Music, mieszkała w Panamie i współpracowała m.in . ze Zbigniewem Namysłowskim, Jerzym Małkiem, Atom String Quartet. Maciej Szczyciński ukończył warszawską „Bednarską” oraz Akademię Muzyczną w Katowicach, nagrał ponad sto płyt i ścieżek filmowych, zdobył dwa Fryderyki w projektach Nikoli Kołodziejczyka, występował z The Hilliard Ensemble, Arvo Pärtem, Johnem Scofieldem i Johnem Medeskim. Miłosz Berdzik , absolwent i stypendysta Berklee, doskonalił się u takich mistrzów jak Ralph Peterson Jr. i George Garzone, współtworzy kwartet Hoshii, duet DEUX LYNX i trio Suferi, koncertował z Paktofoniką jako członek live bandu Tymoteusza Biesa oraz na festiwalach jazzowych od Nisville po Athens Technopolis. Gościnnie: skrzypek Kacper Malisz , laureat prestiżowego Seifert Competition 2022, od trzynastego roku życia łączy tradycję ludową z nowoczesnością, prowadząc Kapelę Maliszów i Kacper Malisz Quartet, współpracując m.in . z Kapelą ze Wsi Warszawa, Debashishem Bhattacharyą czy Adamem Sztabą oraz występując na WOMAD UK, Rainforest Festival w Malezji, Rudolstadt Festival czy Kaustinen Festival. Trio Agi Derlak namawia na spotkanie z Innym, z atypowym. Cieszę się, że mogłem skorzystać z tego zaproszenia. Was też do tego namawiam. To jedna z najlepszych polskich płyt w 2025. STRONA AGI DERLAK : https://www.agaderlaktrio.com/ Bardzo się cieszę jeśli się podobało. Prowadzenie tego bloga to najfajniejsza rzecz na świecie, więc będę Ci wdzięczny za wsparcie (równowartość kawy na mieście). Wszystkie pieniądze z wpłat przeznaczam na muzykę, którą potem recenzuję dla Was. Śmiało. Pomożesz mi. Wystarczy kliknąć przycisk w dole. Dziękuję bardzo!
- Art Blakey i Jazz Messengers – „Live in Tivoli 1968”, czyli schyłek legendy
Art Blakey i Jazz Messengers to związek niemal frazeologiczny, niczym „pójść po rozum do głowy”, „mieć muchy w nosie” czy „rzucać perły przed wieprze”. Są nierozłączni jak Flip i Flap, Pat i Pataszon, USA i Rosja, Jaś i Fasola. Jeśli choć raz wpadłeś w jazzowe sidła, trafiłeś na opisy tego zespołu i przeczytałeś, jak wielkie znaczenie miał on dla gatunku i dla całej muzyki. Jazz Messengers stał się kuźnią talentów – kolejnych wybitnych muzyków, którzy pod skrzydłami Blakeya wydobywali z siebie to, czego sami wcześniej nie słyszeli. Art Blakey słyszał więcej i głębiej niż inni. Zasłużył więc na pomnik – i to nie tylko symboliczny – choćby za płyty-kamienie milowe: Moanin’ (1958) A Night in Tunisia (1960) Ugetsu (1963) Free for All (1964) Indestructible! (1964) Zespół wyprodukował dziesiątki znakomitych, z kilkunastoma absolutnie wybitnymi muzykami. Dla jednych Jazz Messengers był trampoliną, dla innych rakietową wyrzutnią ku sławie. Dzięki Blakeyowi na scenie pojawiły się postacie niemal magiczne – indywidualności, które później zdobywały kariery i duże pieniądze, kupowały wille, wpadały w rozmaite używki i przeżywały swoje wzloty oraz upadki. Schyłek świetności „Live in Tivoli 1968” Popularność, zwłaszcza ta wielka, jest ulotna jak dym porannego carmena – znika, rozpływa się, zmienia w powietrze. Nagranie z Tivoli z 1968 roku pokazuje moment, gdy jazzowi Messengersi zaczynają ustępować pola nowym prądom. Nie pomagały nowe składy ani świetne kompozycje. Mimo wciąż pełnych sal i zachwytów publiczności, to już nie było to samo. Muzycy trzymali formę: grali z wigorem tysiąca słońc, raz pędzili jak rakieta z Canaveral, innym razem byli liryczni i pełni tajemnicy. Jednak to świat się zmienił – pojawili się Coleman, Cherry, Coltrane i inni, redefiniując jazz. Skład „Live in Tivoli 1968” Choć koncert nagrano w trzecim najstarszym parku rozrywki na świecie, skupmy się na muzykach, których dziś pamiętają przede wszystkim zagorzali fani gatunku: Ronie Matthews – fortepian Grał z Blakeyem w latach 1968–1969. Jeden z najwybitniejszych pianistów hard bopu, energetyzował składy swoim solidnym stylem. Współpracował m.in . z Freddiem Hubbardem, Maxem Roachem i Dexterem Gordonem. Pojawił się na ścieżce dźwiękowej filmu Spike’a Lee „Mo’ Better Blues”. Bill Hardman – trąbka Trzykrotny członek Jazz Messengers, kojarzony głównie z hard bopem. Blakey cenił jego długie solówki bez akompaniamentu. Grał z najlepszymi muzykami tamtych lat, będąc jednym z wizytówek stylu. Billy Harper – saksofon tenorowy Najmłodszy w zespole, lecz z wyjątkową gwiazdą już na horyzoncie. „Capra Black” i „Black Saint” z lat 70. to klasyka jazzowego kanonu. Harper był świadkiem i uczestnikiem kluczowych momentów w historii – m.in . ostatniego seta Lee Morgana w Slug’s Saloon. Julian Priester – puzon Wolny elektron wydziału puzonistów Blakeya. Współpracował z Sun Ra, Maxem Roachem, Dukiem Ellingtonem, Johnem Coltrane’em i Herbiem Hancockiem. Jego CV mówi samo za siebie. Lawrence Evans – kontrabas Najmniej znany w tym gronie, lecz barwy jego gry można usłyszeć na płytach Freddiego McCoya czy Charlesa McPhersona. W 1968 roku współtworzył Muzę Messengersów. Co usłyszysz na płycie Na „Live in Tivoli 1968” usłyszysz dwa ekspresyjne, szaleńcze utwory i jeden pełen oddechu, liryczny między nimi. Zespół jest w znakomitej formie: Hardman frunie pod sufit, Blakey galopuje, cały skład gra z pasją i precyzją. Oklaski publiczności potwierdzają, że mimo upływu lat ta historia brzmi pięknie i świeżo. Nieczęsto zachowały się nagrania tego akurat składu. Najsłynniejsze pochodzi z 1975 roku – wieczoru w Slug’s Saloon. Czy istnieje więcej? Jeśli nie, warto docenić to, co mamy. Sięgnij po „Live in Tivoli 1968” i przekonaj się, że nawet pod koniec wielkiego panowania Jazz Messengers potrafili oczarować świat jazzem.
- JAZZ, Grafika, improwizacja, sztuka - w sierpniu kolejny Gliwicki jazz w Ruinach
Maciej Fortuna Trio, New Bone, Kajetan Galas (Organ Spot – Oitago), Kinga Głyk, Piotr Schmidt, Grażyna Auguścik i Jorgos Skolias to tylko niektórzy artyści, jacy na początku sierpnia wezmą udział w kolejnej edycji Międzynarodowego Festiwalu Jazz w Ruinach, odbywającego się nieprzerwanie od 2004 roku w Gliwicach. Jest to wydarzenie absolutnie wyjątkowe, ponieważ łączy światy muzyki improwizowanej i grafiki. Rezerwujcie czas i bilety, posłuchajcie festiwalowej playlisty. Międzynarodowy Festiwal Jazz w Ruinach to jedno z najbardziej oryginalnych wydarzeń muzycznych w Polsce, nieprzerwanie odbywające się w Gliwicach od 2004 roku. Przez lata festiwal gościł w niezwykłej scenerii Ruin Teatru Victoria, a od 2019 roku przeniósł się do ponad 150-letniej, postindustrialnej Hali Modeli GZUT, która obecnie tętni nowym życiem jako przestrzeń dla sztuki. Festiwal nie ogranicza się wyłącznie do koncertów – stanowi platformę dla wystaw plakatów, warsztatów i spotkań, tworząc unikalne doświadczenie artystyczne i społeczne. Promując młodych, utalentowanych muzyków i grafików, Jazz w Ruinach stał się ważnym punktem na mapie europejskich festiwali jazzowych. Poniżej prezentujemy program tegorocznej edycji, skupiając się na artystycznych aspektach poszczególnych wystąpień. PLAYLISTA NA FESTIWAL JAZZ W RIUNACH 2025 1 sierpnia 2025 – Maciej Fortuna Trio & New Bone Koncert godz. 19 otwarcie hali godz. 18:30 Pierwszy dzień festiwalu otworzy koncert Macieja Fortuny Trio . Maciej Fortuna, postać wszechstronna – trębacz, kompozytor, a także dyrektor Filharmonii w Opolu – zaprezentuje program zatytułowany „Baltic” . Album ten jest owocem muzycznych poszukiwań, w których dominują akustyczne brzmienia europejskiej sceny improwizowanej oraz inspiracje polskim jazzem. Po występie tria Macieja Fortuny, na scenie pojawi się znakomity skład New Bone , promujący swój najnowszy album „Sorrow” . Album „Sorrow” to mieszanka emocji i wrażliwości, które w połączeniu z pełną kolorystyką brzmienia tworzą niezapomniane wrażenia. Koncert New Bone stanowi niepowtarzalną okazję, aby usłyszeć najnowsze kompozycje zespołu i przekonać się o ich niezwykłej energii scenicznej. Maciej Fortuna Trio / New Bone 2 sierpnia 2025 – Kajetan Galas Organ Spot & Marta Król & Paweł Tomaszewski Group Koncert godz. 19 otwarcie hali godz. 18:30 Drugiego dnia festiwalu publiczność będzie miała okazję doświadczyć najnowszego projektu Kajetana Galasa – Organ Spot – Oitago . Jest to koncert pełen energii, improwizacji i harmonii, stanowiący połączenie tradycji organów Hammonda z nowoczesnym jazzowym brzmieniem. Po występie Kajetana Galasa na scenie pojawi się zjawiskowa Marta Król z akompaniamentem wybitnych muzyków, w tym Pawła Tomaszewskiego na fortepianie. Artyści przedstawią swój hołd złożony zespołowi The Police. 8 sierpnia 2025 – Alpha Trianguli & Irek Głyk Quintet ft. Kinga Głyk Koncert godz. 19 otwarcie hali godz. 18:30 Dnia 8 sierpnia festiwal zaoferuje publiczności możliwość zanurzenia się w nieziemskich brzmieniach zespołu Alpha Trianguli (AT) . Ten wyjątkowy austriacki kwartet, którego muzyka inspirowana jest pięknem i ogromem wszechświata, zabierze słuchaczy w nieskończoną podróż przez światy dźwięków. Bezpośrednio po nich wystąpi niezwykły duet ojciec-córka – Irek Głyk Quintet ft. Kinga Głyk . Towarzyszyć im będą znakomici muzycy: Joaquin Sosa na klarnecie i saksofonie, Jakub Mizeracki na gitarze, Peter Somos na perkusji oraz gościnnie w kilku utworach – genialny Piotr Schmidt na trąbce. 9 sierpnia 2025 – Grażyna Auguścik & Jorgos Skolias & Skalpel Koncert godz. 19 otwarcie hali godz. 18:30 Ostatniego dnia festiwalu, 9 sierpnia o godzinie 19:00 , scena zostanie opanowana przez wyjątkowy projekt „Piosenki miłosne wczesnej postkomuny i późnego kapitalizmu” . Ten niezwykły koncert łączy w sobie poezję, przestrzenny klimat oraz dynamiczne brzmienie nowoczesnego jazzu. Wystąpią: Grażyna Auguścik i Jorgos Skolias , artyści, którzy swoją charyzmą i wrażliwością tworzą muzyczne spektakle pełne emocji i głębi. Grażyna Auguścik, uhonorowana m.in . orderem Gloria Artis, jest jedną z najwybitniejszych wokalistek jazzowych na świecie. Z kolei Jorgos Skolias to ikona polskiego bluesa, jazzu i muzyki etnicznej, wirtuoz technik wokalnych. „Piosenki miłosne wczesnej postkomuny i późnego kapitalizmu” to autorski projekt Roberta Świstelnickiego, kompozytora i filozofa, który przekształca poezję w muzyczną opowieść o przemianach duchowych i społecznych ostatnich dekad. Muzyka projektu łączy jazz północnoeuropejski z bluesowym „brudem” i liryzmem poetyckiej piosenki. Na zakończenie festiwalu, usłyszymy wyjątkowy występ legendarnego duetu Skalpel , który na scenie wystąpi w kwintecie. Marcin Cichy i Igor Pudło, tworzący Skalpel, to absolutna klasyka europejskiego nu jazzu. Ich muzyka to esencja współczesnej elektroniki spleciona z dziedzictwem polskiego jazzu lat 60. i 70., co nadaje ich brzmieniu wyrafinowany charakter i głębię emocjonalną. Koncert Skalpela w kwintecie to niepowtarzalna okazja, by zanurzyć się w elektronicznych pejzażach wzbogaconych jazzowym duchem. Jeśli jest na tym świecie osoba, która nie kojarzy tej grupy to laureaci Paszportu Polityki, nagrody Człowiek ze Złotym Uchem oraz Wrocławskiej Nagrody Artystycznej. Nominowani do Fryderyka oraz BBC Gilles Peterson Award, zespół zdobył serca krytyków i melomanów zarówno w Polsce, jak i za granicą. Najlepsze źródło wiedzy o tegorocznej edycji festiwalu Jazz w Ruinach: https://jazzwruinach.pl/ BILETY https://bilety.sjc.pl/ Podcast Chilli ZET o festiwalu na Spotify: PLAYLISTA NA FESTIWAL JAZZ W RIUNACH 2025
- MACIEJ TUBIS | ALL YOUR FEARS, ALL YOUR HOPES
To się nazywa zapowiedź trasy koncertowej! Doskonały łódzki pianista, Maciej Tubis, astrologiczny Rak, doskonale - jak widać - czuje się w środowisku wodnym. Właśnie wyprodukował klip do przepięknej ballady "ALL YOUR FEARS, ALL YOUR HOPES" zamykającej jego świetny solowy album "Into the night". Pan Maciej gra w nim w towarzystwie rekinów i płaszczek, w niezwykłych pomieszczenia łódzkiego Orientarium. Efekt jest piorunujący. Przydałoby się więcej tak pięknych klipów w polskim jazzie. Nie ma co dużo pleść o klipie. Zrealizowano go świetnie i "gra" w nim wszystko - koniecznie popatrzcie i posłuchajcie, potem zaś skoczcie na stronę https://www.maciejtubis.com/#bilety i zobaczcie, czy macie blisko na koncert w ramach jesiennej trasy koncertowej, podczas której usłyszycie ten i inne utwory Macieja Tubisa - warto jednak przypomnieć, że Pan Maciej na ostatnim albumie wzbogacił brzmienie fortepianu o analogowe syntezatory, co zdecydowanie "poszerzyło" jego brzmienie podczas recitali. Perfekcja i pełne emocjonalne zaangażowanie, jego koncerty są zawsze zagrane tak, jakby jutra miało nie być, na 1000 procent. Trasa startuje 14 września w Gorzowie Wielkopolskim i wiedzie m.in. przez Poznań, Kraków, Toruń, Gdynię czy Łódź, ale odwiedzi mniejsze miejscowości np. Elbląg, Wrześnię czy Podkowę Leśną, których mieszkańcy również łakną solidnego, melodyjnego, klimatycznego jazzu. A zatem rozsiądźcie się wygodnie, popatrzcie na piękne obrazki i posłuchajcie przyjemnej muzyki Bardzo się cieszę jeśli się podobało. Prowadzenie tego bloga to najfajniejsza rzecz na świecie, więc będę Ci wdzięczny za wsparcie (równowartość kawy na mieście). Wszystkie pieniądze z wpłat przeznaczam na muzykę, którą potem recenzuję dla Was. Śmiało. Pomożesz mi. Wystarczy kliknąć przycisk w dole. Dziękuję bardzo!
- Jazzda po Płytach - Nowości Jazzowe Czerwiec 2025
Święte Góry i Idylla, Guiliana i Redman, fenomenalne Signe Emmeluth i Soojung Lee, rozczarowujący Go Go Penguin, ale za to mnóstwo cudnego free i jedyny w swojej klasie Jacaszek. Jazzowe (i jak widać nie tylko jazzowe) nowości czerwcowe na jednej playliście, ale w trzech źródłach. Jest czego słuchać, ale najpierw poczytajcie. playlisty: spotify, tidal, youtube i youtube music na końcu tekstu Signe Emmeluth to jedna z moich ulubionych saksofonistek, drobna istota, która potrafi wydobyć niepohamowany wrzask z trzewi swojego instrumentu. Zawsze balansuje między dziką improwizacją a precyzyjną kompozycją, nieustannie ucieka z utworów trzymających się jakichś tam wykreślonych wstępnie i umownie ram w świat niczym nieskrępowanej dzikości i wolności. Dla jazzowych kancelistów powiem zbyt krótko: free jazz. Rok temu słuchałem chętnie jej albumu „BANSHEE” (nie tylko ja, bo płyta była nominowana do Spellemannprisen, takiej norweskiej Grammy w kategorii Jazz 2024 oraz do Danish Music Awards Jazz 2024). Z wielką przyjemnością podziwiałem jej grę podczas występów International Jazz Platform w ramach łódzkiej Letniej Akademii Jazzu a tu pojawia się kolejna fantastyczna płyta, w której można usłyszeć dzikość serca Signe. Nagrało ją trio o nazwie Hyperboreal, które współtworzą fenomenalny basista Ingebrigt Håker Flaten oraz Axel Filip na perkusji. Signe i Ingebrigt Håker Flaten występowali w Trondheim Jazz Orchestra , spotykali się też od lat na rodzimej scenie improwizowanej ( m.in . podczas festiwalu Pøkk Series w Trondheim), a perkusista Axel Filip poznał każdego z nich podczas oddzielnych tras koncertowych. Nie wiem jakie były prawdziwe powody tego, że materiał Hyperboreal Trio czekał aż dwa lata na wydanie (nagrano go 7 maja 2023 w Trondheim), dla mnie jest jasne, że ktoś chciał się nasłuchać go do syta, zanim podzielił się tymi siedmioma utworami z resztą świata. Szanuję. Teraz i wy możecie słuchać go bez końca. Warto. To szalona, niepohamowana jak wodospad muzyka, dla ludzi nie lubiących struktur. Drugi czerwcowy album, jaki chcę zarekomendować nagrała niesamowita, młodziutka Soojung Lee . I jest to już jej druga tegoroczna świetna płyta. Po bardzo udanej, zanurzonej po uszy w klasycznym jazzie epce z marca pt. Swingsters ukazała się płyta pod tytułem „26”, czyli tyle, ile obecnie lat ma autorka. Soojung Lee to saksofonistka, kompozytorka i jedna z najciekawszych postaci młodej sceny jazzowej z Korei Południowej. Urodzona w 1999 roku, już jako nastolatka zdobywała nagrody w konkursach muzyki klasycznej i jazzowej, a dziś zachwyca publiczność na międzynarodowych scenach. Soojung jest absolwentką prestiżowego Berklee College of Music. Kształciła się pod okiem m.in . George Garzone’a, Jima Odgrena, Ralpha Petersona i Davida Santoro. Współpracowała m.in . Paquito D’Riverą i Bertą Rojas. Jej debiutancki pojawił się w 2018 roku, a „26” to już czwarte wydawnictwo w dorobku. Zawiera 9 w dużej mierze improwizowanych utworów, zagranych w nowoczesnym stylu, bez schematów i struktur. Jest bardzo żywiołowo i dość spontanicznie. Soojung może nie wyważa nowych jazzowych drzwi, ale cudownie operuje dźwiękiem kaligrafując na odsłoniętych oścież nicach już otwartych wrót. Słychać za to w jej muzyce ogrom emocjonalnego zaangażowania i tym mnie kupiła po raz kolejny. Spróbujcie koniecznie! Album "Holy Mountains" to kolejne fascynujące dzieło Exploding Star Orchestra (ESO) tworu pod wodzą wizjonerskiego trębacza i kompozytora Roba Mazurka . Płyta kontynuuje eksplorację kosmicznych i duchowych tematów, które wszakoż są znakiem rozpoznawczym Mazurka. To artysta, który nieustannie przekracza granice gatunków i form, tworzy muzykę, która jest jednocześnie duchowa, polityczna i głęboko osobista. Można?: Można! Tak jest i tym razem: posłuchacie więc kolejnych jego manifestów obleczonych w powtarzające się frazy, doprowadzające słuchacza do ekstatycznego transu. Solowe popisy trąbki i saksofonu przeniosą was do zamkniętych, eksperymentalnych komun z wczesnych lat 70. Mówię Wam: rewelacja. Teraz będzie ciszej. Albumem „questions (volume one)” Mark Giuliana zabiera nas w osobistą podróż do świata swych otwartych pytań i niedomkniętych myśli. Centralnym instrumentem płyty nie jest perkusja (Giuliana zaczynał wszak jako perkusista i to w projektach rockowych), a małe pianino, które w połączeniu z dyskretną elektroniką i przemyślaną postprodukcją tworzą intymną narracyjnie przestrzeń dźwiękową równoważącą ciepło akustyczne z chłodną, elektroniczną fakturą dźwięku. Mark Giuliana dokonał w życiu rzadko spotykanej wolty stylistycznej, jak sam mówi: Staram się chować głowę i po prostu iść przed siebie, bo gdy patrzysz w górę, świat może wydawać się straszny i zniechęcający, a gdy patrzysz wstecz, łatwo wrócić do tego, co było, tylko dlatego, że wtedy ludzie to lubili – to też jest niebezpieczne. Więc robię to, co w danym dniu czuję jako słuszne. Jeśli jest inspiracja, korzystam z niej i nie martwię się, dokąd mnie zaprowadzi. Odejście od zestawu perkusyjnego, z którym Guiliana jest kojarzony, wskazuje na jego ewolucję jako kompozytora oraz – o czym za chwilę - głębokiego muzycznego myśliciela. Tytuł każdego z 9 utworów na płycie „questions (volume one)” jest pytaniem. Jak ci mogę pomóc? O co pytasz? Na co czekasz? To są z pozoru proste, niemal buddyjskie pytania, ale gdy zatrzymamy swój codzienny bieg, wsłuchamy się w liryczne i raczej skromne kompozycje Giuliany, urosną one do rozmiarów kwantyfikatorów i zaczną wiercić dziury w duszy. Przekonajcie się o tym osobiście. Działa. „Dream Manifest” to najnowszy album świetnego trębacza Theo Crokera , który ponownie postanawia redefiniować granice jazzu, splatając go z soulem, hip-hopem i R&B. Po serii docenionych wydawnictw – od Star People Nation (2019), przez BLK2LIFE // A FUTURE PAST (2021), aż po LOVE QUANTUM (2022) – Croker postanowił wznieść się się na kolejny poziom, tworząc płytę, która po części ma służyć kontemplacyjnemu umysłowi, po części zaś… rozgrzewać taneczny parkiet. W praktyce oznacza to krok w kierunku piosenek ze strukturą. Czapki z głów za odwagę! Na płycie Croker zebrał członków swoich poprzednich i obecnych formacji: Mike’a Kinga, Erica Wheelera, Michaela Shekwoaga Ode i Miguela Marcela Russella. Do tego dochodzi szereg gości, którzy wnoszą unikalne barwy: od głębokiego soulowego głosu Estelle, przez jazzową charyzmę Gary’ego Bartza, po futurystyczne beatmakingi Natureboya Flako. W efekcie „Dream Manifest” staje się międzypokoleniowym festiwalem stylów, a Theo znów nie stoi, on wciąż się zmienia narażając się przy tym na odrzucenie przez tych, dla których do końca życia mógłby grać wspaniałe, rozbudowane, jazzowo – jazzowe, improwizowane utwory. Nic z tego. Crooker jest już gdzie indziej. Gdzie? Posłuchajcie sami. Jacaszek to mój absolutny top artysta dźwiękowy. Wprawdzie muzyka to nie jest sport, ale w tym wypadku, zaryzykuję stwierdzenie, że w swojej kategorii muzyczno-lirycznych eksperymentalnych i muzykotronicznych pejzaży nie ma sobie równych na świecie. Jacaszek jest jeden i jest niepodrabialny. Gra duszą, emocjami, w jego muzyce to one wypełniają przestrzeń. Właśnie wydał kolejną, według mnie wspaniałą, płytę pt. „Idylla”. I znów mnie zachwycił wizją, muzyczną architekturą, amuzkalnością, dźwiękoczułością. Nie potrafię o nim napisać krótko. Jacaszek doskonale łączy bowiem akustykę i elektronikę,a mówiąc wprost łączy nagrania instrumentów akustycznych (często historycznych, takich jak klawesyn, lutnia, dawne instrumenty smyczkowe), chórów, czy field recording z elektroniką, syntezatorami i przetworzonymi samplami. Nie ma tu wyraźnej dominacji jednego nad drugim – elementy te przenikają się, tworząc cichy monolit. W jego NieMuzyce dominuje subtelność, spokój, melancholia i kontemplacja , ale też charakterystyczna surowość. Jacaszek czerpie garściami z ambientu i drone music, budując gęste, jak burzowe chmury, rozbudowujące się powoli, ale w każdym kierunku, tekstury dźwiękowe. Często są to długie, płynące frazy, które hipnotyzują słuchacza. Wiele jego projektów odnosi się do historii, zwłaszcza tej związanej ze sztuką sakralną, dawną muzyką, liturgią. Czuć w niej echa średniowiecza, renesansu czy baroku, ale zawsze przetworzone przez nowoczesne środki wyrazu. Muzyka Jacaszka jest sugestywna i filmowa. Często towarzyszą jej elementy wizualne (np. teledyski, wizualizacje do koncertów), a on sam tworzy ścieżki dźwiękowe do filmów (np. "Sala Samobójców", "Wilkołak"). Jego dźwiękowe pejzaże pobudzają wyobraźnię i tworzą konkretne obrazy w umyśle słuchacza. Jak to działa? Otóż mimo bogactwa faktur, w jego muzyce wyczuwa się najsilniej… minimalizm w strukturze i melodyce. Artysta skupia się bowiem na szczegółach i niuansach, miast na złożonych, wielowątkowych aranżacjach. Na koniec dwa projekty znanych artystów. Pierwszy z nich to kolejny w dorobku album, w którym gigant saksofonu, Joshua Redman jest liderem zespołu. Długo oczekiwana płyta zawiera 8 utworów , z których kilka powstało podczas pandemii i niosą refleksyjny, melancholijny nastrój. Album powstał z improwizacji podczas prób dźwięku w trasie koncertowej 2024 roku. Redman stworzył nowy kwartet z młodymi muzykami, są nimi Paul Cornish (fortepian), Philip Norris (kontrabas), Nazir Ebo (perkusja). To niezły skład: Cornish właśnie podpisał umowę z Blue Note, które latem wyda jego debiutancki album. Norris zaś to spec, mimo młodego wieku stary wyga, skończył Juilliard School of Music, grał z większym Marsalisem, Dawidem Sanbornem, był członkiem słynnej Jazz At Lincoln Center Orchestra. Wreszcie Ebo pochodzi z muzycznej rodziny, jest multiinstrumentalistą, bandleaderem i pedagogiem z Filadelfii. Pracował pod okiem samego Jamaaladeena Tacumy. Ale to nie koniec, bo usłyszycie ekstra specjalnych gości. Są nimi Melissa Aldana (saksofon tenorowy), Skylar Tang (trąbka), Gabrielle Cavassa (wokal). Redman nazywa płytę przewrotnie: „Brak słów”, podczas gdy jego pomysł na muzykę, jego styl, jego nowa płyta wreszcie udowadniają, że jazz tzw. szerokiego nurtu nie jest martwą skamieliną, którą należy podziwiać w gablotach, ale żywym i żywiołowym muzycznym konceptem, doskonale rezonującym z odbiorcami. Świetna rzecz. Na koniec Go Go Penguin , z nowym albumem pt. Necessary Fictions. Bezdyskusyjni giganci, chyba najbardziej wybitni spadkobiercy Esbjörna Svenssona, zapowiadali płytę singlem, który mi się bardzo podobał. Atmosferę oczekiwania podgrzewały zapowiedzi, z których wynikało, ze zespół wraca do korzeni, świadomie cofa się do matecznika (na okładce płyty znalazł się słynny budynek z ich rodzimego Manchesteru, kultowa modernistyczna bryła Toast Rack, dawniej znana jako Hollings Building). „ Necessary Fictions oznacza decydujący kolejny krok w artystycznym odrodzeniu” – przekonuje informacja prasowa od zespołu. Fakt, że pod skrzydłami nowego producenta Joe Reisera, Chris Illingworth (fortepian), Nick Blacka (bas) i nowy perkusista Jon Scott tworzą muzykę, która pozostaje wierna brzmieniu GoGo Penguin: budują melancholijne, minimalistyczne nieomal popowe melodie, subtelnie niuansowane harmonie i pulsujące, elektroniczne tekstury. Po raz pierwszy w brzmienie zespołu wpleciono nowe barwy i instrumenty, dodając gitarę basową i syntezatory modularne. Album wzbogacają również utalentowani goście, tacy jak ugandyjski piosenkarz i autor tekstów Daudi Matsiko, którego głos nadaje głębi utworowi „ Forgive the Damages ”. Zespół Manchester Collective, na czele którego stoi urodzona w Indiach skrzypaczka Rakhi Singh, odpowiada za nowe, brzmieniowe wymiary dzięki aranżacjom smyczkowym w utworach takich jak „Luminous Giants” i „State of Flux” . Niestety, jak dla mnie, to za mało. Płyta razi mnie powtarzalną wtórnością. W zasadzie jest to wtórność wręcz idealna, doskonała, wtórność tip-top, i nawet zastanawiam się, czy można z niej robić zarzut, bo zespół gra „swoje”. To jest tak mi znany perfekcyjny i zmechanizowany Go Go Pengiun, że po kilkunastu odsłuchach albumu, mam ochotę zapytać: i to naprawdę już wszystko? Nic nowego nie będzie? Mam nadzieję, że Wasze odczucia będą zupełnie inne, bo Go Go Penguin to wielki zespół, na którego koncerty w Polsce z pewnością się wybiorę. SPIS ALBUMÓW I SINGLI, Z KTÓRYCH POCHODZĄ UTWORY NA PLAYLISTACH CZERWIEC 2025 Album Artysta Abstract Emotions OVERSÁEZ, Sandro Sáez,Jonas Westergaard, Nathan Ott Le grand Michel [A Journey With Michel Legrand] Giovanni Ceccarelli, Ferruccio Spinetti Liczby urojone Jacek Mielcarek, Silberman Holy Mountains Exploding Star Orchestra,Rob Mazurek The Surrounding Green Fred Hersch,Drew Gress,Joey Baron Trist Arpeggio + Venner i N Harald Lassen Heliocentric space travelers union Jeux Orchestre National De Jazz,Ensemble Intercontemporain,Julien Soro,Catherine Delaunay,Samuel Favre,Aurélien Gignoux The Happy Worrier Kasper Rietkerk,John Parricelli,Jonah Evans,Tom Herbert Mosaic Jacob Karlzon,Rhani Krija Between the Bars Brad Mehldau Johann Greve Quartett Johann Greve Quartett,Michaël Attias,Julius Gawlik Memories Dreams Reflections Nicole Glover 26 Soojung Lee Fellow Creatures: We Must Fight Jasper Høiby Fellow Creatures: We Must Fight Jasper Høiby 12 Houses Nicole Johänntgen Songs In Space Jane Ira Bloom,Mark Helias,Bobby Previte Trigger Sharon Mansur COSA DE NIÑOS Victor Valdebenito,Hernan hock Light Younes Benslimane,Armando Luongo,Alex Gilson,Hillel Salem Chamber Hein Westgaard,Mat Maneri Summer Night Copenhagen Jazzexperience,Claus Waidtløw,Jacob Christoffersen Yowzers Ben LaMar Gay Jazz at Berlin Philharmonic XVI: Piano Night II Michael Wollny,Iiro Rantala,Grégory Privat,Leszek Możdżer Jazz at Berlin Philharmonic XVII: Gnawa World Blues Majid Bekkas,Nguyên Lê,Hamid Drake The Last Drop The Blackbyrds,Jazztunes Lost Words Tim Barnes,Darin Gray,Glenn Kotche,Rob Mazurek,Jim O'Rourke Threads of Time Alan Broadbent Gvoon - Version 2-11 Holger Czukay,RAW2K,Jochen Arbeit,Thomas Wydler,Sonja Kosche,Yoyo Röhm,Ingo Krauss A Dream Come True (Instrumental) NOR.BE ,Steve Vai,Vinnie Colaiuta,Mohini Dey,Fawzi Chekili Meditation Natural Information Society Receive I Am An Instrument A Rock Somewhere / The Seed (For Greenpeace) Jacob Collier,AURORA Idylla M.Jacaszek,Jacaszek Summertime Blue Norah Jones,John Legend Helsinki for Two Make Like A Tree,Heli Hartikainen,Vaowave Passos CORBAAL,Erik Truffaz IBERIA - EP Traditional,Federico García Lorca,Enrike Solinís,Avi Avital,Between Worlds,Marina Heredia,José Quevedo Bolita,Paquito Escudero Infestis Igorrr Prophets & Profits Fil Caporali,Tom Bourgeois,Moanin' Birds Two Words Selen Gülün,Kaan Karadavut,Tamer Temel,Alper Yilmaz,Mehmet Ali Şimayli Cruisin' Tingvall Trio Trees on Wheels Samuel Ber,Jozef Dumoulin,Tony Malaby,Malaby / Dumoulin / Ber Words Fall Short Joshua Redman,Skylar Tang,Paul Cornish,Philip Norris,Nazir Ebo Necessary Fictions GoGo Penguin All The Quiet (Part II) Joe Armon-Jones,Hak Baker Marca Passo Azymuth Avoid The Drones & 9 Months Alfa Mist Exploration Calibro 35 PERPETUS Gniewomir Tomczyk,Mateusz Smoczyński,Krzysztof Lenczowski,Jan Smoczyński,Kuba Dworak Holotype Dan Weiss Dream Manifest Theo Croker About Ghosts Mary Halvorson All My Life Braxton Cook soda daoud,Julien Fillion Snakes & Ladders Littlefingers Morning Beiggja,Kjetil Mulelid,Kika Sprangers,Mats Eilertsen,Per Oddvar Johansen Grains Of Light David Binney Magpie: The Music of Joe Clark Entre Amigos,Roy McGrath,Hana Fujisaki,Kitt Lyles,Joe Clark,Gustavo Cortiñas Warrior Princess Matt Johnson,Triple H Horns,Jeff Lorber,Cory Wong Solo Ballads (In Memory of Aydın Balpınar) Baturay Yarkin questions (volume one) Mark Guiliana Insight Aldemar Valentín,Paquito Cruz,Alex Lozano City Life: Music of Gregg Hill Michael Dease,Linda May Han Oh,Jeff Tain Watts Cheaper Than Cheep: The Soundtrack (Live) Frank Zappa,The Mothers Of Invention Interior of an Edifice Under the Sea Pan-American,Kramer Fairyland Codex Tropical Fuck Storm HOPE Silent Poets,Tim Smith Jazz at Berlin Philharmonic XVII: Gnawa World Blues Majid Bekkas,Nguyên Lê,Hamid Drake Open Up Your Senses Tyreek McDole,Dylan Band,Logan Butler,Justin Faulkner How I Became a Madman Ami Taf Ra,Kamasi Washington In The Beginning Something Blue Paradise The Westerlies Armageddon Flower Ivo Perelman,Matthew Shipp Ramón VS Rubén Juande Robles,Daniel Andrades,Bori Albero,Ramón López Explorations (Piano Solo) Damien Groleau Hyperboreal Trio Signe Emmeluth,Ingebrigt Håker Flaten,Axel Filip A Slender Thread Sophie Tassignon See You When I Get There Amy Cimini Shamanism Jung-Jae Kim Exhaust Camila Nebbia,Kit Downes,Andrew Lisle Raki Daniel Wilfred,Paul Grabowsky,Peter Knight Speedo Dana and Alden playlisty youtube + youtube music Bardzo się cieszę jeśli się podobało. Prowadzenie tego bloga to najfajniejsza rzecz na świecie, więc będę Ci wdzięczny za wsparcie (równowartość kawy na mieście). Wszystkie pieniądze z wpłat przeznaczam na muzykę, którą potem recenzuję dla Was. Śmiało. Pomożesz mi. Wystarczy kliknąć przycisk w dole. Dziękuję bardzo!
- Aga Derlak neurodivergent - mazur v2
Aga Derlak, pianistka, kompozytorka i edukatorka, z werwą zapowiada nowy album! Jej świetne ostatnie wydawnictwo "Pararell" przyniosło słusznie Fryderyka (2024), ona sama dwukrotnie została uhonorowana tym tytułem za najlepszy debiut (2016) oraz jako Artystę oku (2024). A tu znienacka na wjechał wspaniały klip " mazur v2", który anonsuje album o tytule " neurodivergent". Album ukaże się 24 lipca 2025 roku nakładem Agencji Muzycznej Polskiego Radia . Płyta będzię osobistą, emocjonalną i eksperymentalną podróżą przez zawiłości ludzkiego umysłu i neuroatypowości. Tytuł „neurodivergent” odnosi się do neuroatypowości – artystka przyznaje, że inspiracją była jej własna diagnoza ADHD, ale projekt nie jest o diagnozie, lecz o tworzeniu muzyki dostosowanej do wewnętrznego chaosu . Album ma łamać konwencje – nie podlegać żadnym zasadom, które Derlak wcześniej stosowała. Improwizacja, transowość, rytmiczna dynamika i powtarzalność motywów tworzą dźwiękowy obraz złożoności psychicznej i emocjonalnej. „mazur v2”, to połączenie groove’u, linii basu nawiązującej do „Orbits” Wayne’a Shortera oraz przekształconego motywu mazurka Szymanowskiego – wszystko w krzywym zwierciadle. Skład: Aga Derlak – fortepian Maciej Szczyciński – kontrabas Miłosz Berdzik – perkusja Z gościnnym udziałem Kacpra Malisza na skrzypcach No i jest pięknie! Zasłuchajcie się w tych dźwiękach. Jazz z Wami!
- Białe w niebieskim, czyli kwartet japoński Cezariusza Gadziny rządzi
Japoński silnik z turbo dopalaniem sterowany polską technologią i pomysłem – tak w mechanicznym skrócie można podsumować album „white in blue”, najnowszy projekt saksofonisty, dyrygenta, kompozytora Cezariusza Gadziny oraz jego młodych muzycznych przyjaciół z Japonii. I napiszę to od razu, na wstępie i bez ogródek: płyta wgniotła mnie w fotel. Uwielbiam japońskie granie jazzu. Oni niemal zawsze go wykonują tak, jakby za chwilę miał skończyć się świat, z wielką przesadą, pędząc na maksa, na złamanie karku, dają z siebie wszystko, wypruwają flaki. Mam wrażenie, że nie tylko mnie urzeka ten „japan jazz style”. Dość wspomnieć Tokyo Spirit Band - założony rok temu międzynarodowy kwartet, w którym obok Wojciecha Mazolewskiego grają japońscy i polscy muzycy, regularnie koncertujący w Japonii i nagrywający wspólne utwory. Z drugiej strony w Japonii gorąco przyjmowani byli i są nasi wspaniali muzycy jazzowi: Leszek Możdżer, Marcin Wasilewski Trio, Piotr Damasiewicz z Aleksandrą Kryńską, Lemańczyk/Golicki/Sarnecki Trio i wielu, wielu innych w tym także Cazariusz Gadzina. Pora na lidera, pomysłodawcę i autora. O panu Cezariuszu można pisać bez końca: jego biografia, współpracownicy klasyczni i jazzowi, lista wspaniałych i niezwykłych projektów jest wielce obszerna - zobaczcie koniecznie sami: https://www.gadzina.com/pl/o-mnie/ . Jego „jazzowe oblicze” przejawiało się m.in . współpracą z Piotrem Wojtasikiem, Nigelem Kennedym, Alexi Tuomarilą, Jarosławem Śmietaną i wieloma innymi. Ma na koncie bardzo udane albumy jako lider np. zrealizowane przed ośmioma laty „Mosty” są doskonałą, żywiołową płytą, do której bardzo często wracam. A teraz czas na Danię, ona lubi polskich artystów jazzowych, przynosi im szczęście. Otóż spotkanie Gadziny z japońskimi muzykami, które było początkiem „white in blue”, miało miejsce podczas Copenhagen Jazz Festival – tam właśnie Yuta Omino, aktywny na japońskej scenie kontrabasista , zaprosił Cezariusza Gadzinę do Tokio. Zespół uzupełnili młodzi, wybitni instrumentaliści: Sota Seta na fortepianie i Ryo Noritake na perkusji. Od lewej: Sota Seta (fortepian), Cezariusz Gadzina (saksofony) Yuta Omino (kontrabas) Ryo Noritake (perkusja) Po cyklu klubowych koncertów i festiwalowych występów w Japonii, artyści zdecydowali się uwiecznić wspólną wizję w studiu, ale „na setkę”, czyli bez cięć i poprawek. I tak zrobili. W jedno popołudnie. Łatwo powiedzieć! Gadzina jednak świetnie wiedział co robi, bo po trasie koncertowej znał możliwości swoich japońskich muzycznych towarzyszy. Niemniej podkreślmy, że tego typu rejestracje wymagają odwagi od wszystkich: lidera, muzyków i realizatorów, ale – jeśli emocje nie wezmą góry nad techniką lub odwrotnie - to efekt końcowy bywa wprost poruszający w swej szczerości. I tak jest w tym przypadku. Płytę otwiera doskonały, zagrany z werwą utwór „Bye, bye”, który jak gdyby na wstępie żegna wątpliwości związane z odsłuchem. Popisy: na fortepianie Sota Seta, czy pana Cezariusza na saksofonie pokazują świetne wspólne ogranie i wzajemne wyczucie, ale przede wszystkim jest to maksymalny muzycznie czad. Podobny feeling ma swingujący kawałek „Attencion Please”, a jest to – zapewniam was - krystaliczna klasyka jazzu: bujający, improwizowany w dużej części kawał pięknej muzyki gnającej gdzieś w odmęty świata. Nie dość na tym: ciekawym zabiegiem artystycznym są aż trzy utwory Chopina (dwa preludia, jeden mazurek), które dzięki jazzowej transformacji nabierają absolutnie nowego wymiaru (ach, jak cudownie obudowany jest temat z Prelude in C Minor op. 28 nr 20 F. Chopina) . Gadzina i Seta kreują dialog między klasyczną formą a wolnością improwizacji, wprowadzając przestrzeń oraz wyciszenie. Interpretacja „Rosemary’s Baby” Krzysztofa Komedy to hołd dla polskiego jazzu, zarysowany minimalnym duetem saksofon–fortepian, gdzie wyjątkowym instrumentem jest właśnie wymowna cisza pauz. Cezariusz Gadzina Każdy z muzyków wniósł do sesji unikalną osobowość: Gadzina błyszczy finezyjnymi frazami na saksofonach, bo gra na poziomie światowym, Seta buduje harmoniczne mosty, ale także, kiedy trzeba, szaleje na maksa, Omino zapewnia stabilne oparcie, a Noritake gra z kapitalnym wręcz wyczuciem reszty składu. Podobna wrażliwość pozwala na ryzykowne zwroty, które zdają się wynikać z głębokiego zrozumienia wspólnej wizji. Kwartet pokazuje też, jak ważne jest ogranie, zaufanie i otwartość w improwizowanym dialogu. Surowe, jednorazowe nagranie i przemyślane aranżacje tworzą niepowtarzalny kolaż brzmień. Płyta stanowi znakomity przykład fuzji kultur i dowód na to, że w jazzowej spontaniczności tkwią megatony magii i jest to napęd nie do zajechania, jak silnik Mercedesa "beczki". „white in blue” to - jestem przekonany - będzie pozycja obowiązkowa dla miłośników współczesnego jazzu. Płyta ukaże się w sierpniu i zaklinam Was, nie możecie jej pominąć w swojej płytotece. Obiecuję, że dam Wam znać skąd będziecie mogli go kupić lub wysłuchać. Skład kwartetu Cezariusza Gadziny na płycie „white in blue”: - Cezariusz Gadzina – saksofon altowy i sopranowy - Sota Seta – fortepian - Yuta Omino – kontrabas - Ryo Noritake – perkusja Program płyty łączy autorskie kompozycje Gadziny z jazzowymi reinterpretacjami klasyki i jedną komedowską perełką 1. Bye Bye 2. Prelude in E Minor op. 28 nr 4 (F. Chopin) 3. Prelude in C Minor op. 28 nr 20 (F. Chopin) 4. Mazurka in A Minor op. 17 nr 4 (F. Chopin) 5. Attention Please 6. Let Her Play 7. Obertask 8. Rosemary’s Baby (K. Komeda)
- Playlista jazzda, 200 na jednego, czyli Majóweczka jazzóweczka
Niemal 200 utworów z płyt jazzowych nagranych w maju, zatem cała galaktyka premier - oto playlista jazzda. Wprawdzie zabrakło totalnych petard olśnieniowych, które wywracają jelita to jest kilka albumów, które koniecznie trzeba zapamiętać i mnóstwo fajnie bujającego jazzu. Zapraszam, poczytajcie, a potem koniecznie posłuchajcie! Na początek wyga: saksofonista Gorka Benitez i jego wolta. Jaka wolta? Po pierwsze Gorka dobrał nowy skład ( Moisés Sánchez - piano, Michael Formanek - bass, Jeff Ballard - drums), po drugie nagrał z nim płytę za jednym podejściem. Ot - jak opisuje to lider - spotkaliśmy się, zjedliśmy razem kolację, weszliśmy wieczorem do studia i nagraliśmy płytę. Jak pstryknięcie palcami. "Nie chcieliśmy przegadanego materiału, żeby nam te piękne rzeczy nie prześlizgnęły si nam przez palce. Żadnego drugiego podejścia. Po prostu odpuszczamy i dzielimy się światem tą ulotną, niezapomnianą chwilą. Benitez wyjaśnił, że chciał aby każdy utwór brzmiał jasno, krótko i sucho . Czy się udało? Posłuchajcie O liderze : Gorka Benítez (ur. 1966 w Bilbao) – hiszpański saksofonista jazzowy, kompozytor i pedagog. Studiował saksofon na Konserwatorium w Bilbao i w Barcelonie, a dzięki stypendium doskonalił warsztat w Harbor Performing Arts Center oraz Mannes School of Music w Nowym Jorku. Od 1995 roku mieszka w Barcelonie, gdzie zdobył kilkanaście nagród Stowarzyszenia Muzyków Jazz i Muzyki Nowoczesnej Katalonii (m.in. dla najlepszego solisty i najlepszego albumu) oraz reprezentował Kraj Basków na MIDEM w Cannes z własnym kwartetem “Bilbao”. Współpracował m.in. z Shojim Kojimą, Omara Portuondo, Martirio i Guillermo Klein, a w 2002 roku założył festiwal Simbiotiz-Art, koncertując na czołowych festiwalach jazzowych w Europie i Ameryce. Belgowie maja nie tylko najlepsze piwa na świecie! Mają także doskonały jazzowy skład o nazwie AZMARI . To nie jest taki typowy dżezzowy jazz, ponieważ panowie z grupy od samego początku istnienia czerpali wielką inspiracyjną chochlą z etnicznych wpływów tureckich oraz głębokiej psychodelicznej psychodelii. Po trzech świetnych albumach nadszedł czas na czwarty: przebojowy, melodyjny, pełen bliskowschodniej ornamentyki muzycznej, tych jedynych w swoim rodzaju zakrętasów, zawijasów, oraz pełznących w górę, ku słońcu, melodii. Azmari stworzył niepowtarzalne brzmienie i konsekwentnie się go trzyma, zresztą nic dziwnego zważywszy, że na początku w ogóle nie chcieli grać jazzu. Połączył ich Alexis Nootens, pierwszy gitarzysta zespołu. Jego ambicją było stworzenie grupy... reggae. Z zapleczem ska perkusisty Arthura Anciona i doświadczeniem bluesowym jego przyjaciela saksofonisty Mattéo Badeta uważał, że już wita się z belgijską, tłustą gąską, że uzyskał idealne połączenie. Jednak projekt szybko odszedł od reggae, ponieważ muzycy chcieli koniecznie zbadać inne rejony. Badali, badali dotąd, aż odkryli przenikliwe, melancholijne brzmienie ethio-jazzu. Wpływy Azmari sięgają więc eklektycznego wachlarza artystów, w tym Okay Temiz, Heliocentrics, Whitefield Brothers, Surprise Chef, Antibalas i Sons of Kemet. Płyta jest żywa, energetyczna, z mnóstwem elektroniki, niebanalna. Album "CODE Red" to drugie wydawnictwo kanadyjskiego zespołu Code Quartet , kolektywu czterech czołowych improwizatorów i kompozytorów jazzowych z Montrealu - kwartetu bez instrumentów harmonicznych. Płyta ukazała się 30 maja 2025 roku nakładem Justin Time Records / Nettwerk Music Group Inc. Założony w 2017 roku CODE Quartet (wcześniej DJVF) to kolektyw czterech kanadyjskich kompozytorów i improwizatorów jazzowych. W jego skład wchodzą Jim Doxas na perkusji, saksofonistka altowa i sopranowa Christine Jensen , Adrian Vedady na basie oraz trębacz Lex French . Materiał na “CODE Red” powstał podczas zimowej rezydencji w Laurencians w 2022 roku, dofinansowanej przez Canada Council for the Arts. Może to ten zimowy anturaż i mroźna izolacja spowodowały, że materiał jest taki krystaliczny, przejrzysty, uporządkowany i spójny brzmieniowo, trochę nawet nazbyt monolityczny, bo bez ani jednej ryski, jak smartfon prosto z taśmy produkcyjnej - ale dla wielu to ogromna zaleta (ja wprawdzie wolę większą chropowatość). Jest to kawał świetnego jazzu! Dla muzycznych intelektualistów i konceptualistów - wybór wprost idealny. a teraz rarytas Kevin Sun to nowojorski saksofonista tenorowy, kompozytor i lider zespołów jazzowych, który od debiutu w 2018 roku wydał już siedem pełnych albumów, w tym trzy imponujące podwójne płyty. Jego wcześniejsze wydawnictwa zbierały entuzjastyczne recenzje na przykład w „The NYC Jazz Record” i „DownBeat”, gdzie chwalono jego „lekką, a jednocześnie błyskotliwą” grę oraz zróżnicowanie nastrojów i rytmów. Jego EP, „lofi at lowlands ”, miało premierę 9 maja 2025 roku. To dziewięcioutworowy zestaw ( m.in . „banshees”, „gorgonry” czy „time-warped blues”), trwający w sumie ok. 23 minuty, nagrany w trio z Walterem Stinsonem (kontrabas) i Kayvonem Gordonem (perkusja). Sesje odbyły się podczas rezydencji w „Lowlands Bar” na Brooklynie (16, 23 i 30 kwietnia 2024), a materiał wzbogacono o overdubbing i dodatkowe partie w legendarnym Sear Sound Studio w Nowym Jorku (2–3 maja 2024). Produkcją zajął się sam Sun, miksowali Andres Abenante i Michael Perez-Cisneros, a mastering wyszedł spod ręki Brenta Lamberta w The Kitchen Mastering. Co najważniejsze „lofi at lowlands 一” to radykalne przedefiniowanie formatu akustycznego tria jazzowego – Sun eksperymentuje tu z samplingiem, wielowarstwowymi nakładkami i reorganizacją nagrań, tworząc kalejdoskop dźwiękowy, w którym improwizowane fragmenty z różnych dni łączą się w zaskakujący, niemal oniryczny ciąg. Artyście przyświecało dość radykalnie turpistyczne motto: „muzyka jest grzybem wyrastający z trupa swojego nagrania”, co oddaje podejście do post-produkcji jako organicznego procesu twórczego. fenomenalna płyta! Tytuł albumu "Nostalgia Blitz" można tłumaczyć wielorako. Gdy jednak płytę tak tytułuje postrzelony saksofonista Benjamin Herman to prawdopodobnie ma na myśli walec kryzysu wieku średniego, który zgniata ludzi metrykalnie do niego podobnych. To nie jest wprawdzie nowa płyta, to jest wydanie DeLuxe albumu sprzed dwóch lat, ale każdy powód, żeby zarekomendować komukolwiek (hej, hej czyta to kto? ) gościa. No bo to jest kozak. Benjamin Herman urodził się 9 maja 1968 roku w Londynie, ale już jako ośmiolatek przeniósł się z rodziną do Holandii. Saksofon chwycił w wieku dwunastu lat, a rok później grał na profesjonalnych scenach klubowych. To nie był żaden dziecięcy wybryk — ten gość naprawdę miał ciąg do grania i szaleńczy groove. Jest najbardziej znany jako lider zespołu New Cool Collective , który łączy jazz z soulem, muzyką latynoską i tanecznym sznytem. Gra głównie na saksofonie altowym, ale sięga też po flet. Jego solowe projekty to mieszanka wszystkiego: od punk-jazzu, przez klasyczne standardy, po współprace z poetami i raperami. Występował z takimi tuzami jak Candy Dulfer czy Han Bennink. A do tego prowadzi audycję radiową i był dwukrotnie uznany za najlepiej ubranego Holendra przez magazyn Esquire. Wystarczy? A muzyka? To jest punk jazz. Ale serio, serio. Bez metafor. Nie chodzi o to, że facet filozofuje na temat związku jazzu z punkiem. Nie. On gra punk na jazzowych instrumentach. Jest to znakomite, głośne, szybkie, garażowe, rozbestwione, gnające. Uwielbiam. Posłuchajcie jak wiele Siekiery jest w utworze "Capitain Zorg"? Czy Public Image Ltd zagraliby "Bambaruushan Boogie"? No jasne! W pytę do kroścet płyta ta jest! NO DOBRA, TERAZ PLALISTA Z NOWOŚCIAMI JAZZOWYMI Z MAJA 2025 Bardzo się cieszę jeśli się podobało. Prowadzenie tego bloga to najfajniejsza rzecz na świecie, więc będę Ci wdzięczny za wsparcie (równowartość kawy na mieście). Wszystkie pieniądze z wpłat przeznaczam na muzykę, którą potem recenzuję dla Was. Śmiało. Pomożesz mi. Wystarczy kliknąć przycisk w dole. Dziękuję bardzo!
- Jak Kocioł Bigosu grał Milesa Autumn Leaves, czyli Jednorożec i elastyczność
Każdej jesieni, gdy Halny zaczynał drzeć kosówkę z korzeni, a świstaki zamykały swoje górskie interesy na cztery spusty, w pewnej chacie na Bachledówce działo się coś dziwnego. Tylko najstarsi gazdowie o tym wiedzieli, a i oni mówili szeptem – bo to nie jest coś, o czym się opowiada byle komu przy herbacie z sokiem malinowym podlanej elementem baśniowym. Do takich opowieści herbata się nie nadaje, bo mąci narrację siorbaniem, tu trzeba dobrze destylowanego elementu baśniowego, najlepiej ze śliwek, który wlewa się w jamochłon szybko, energicznie i jak najczęściej się da! O czym była ta gazdowa opowieść? Otóż we wspomnianej chacie stał na kuchni legendarny kocioł bigosu – tak wielki, że raz widziano w nim odbicie pełni księżyca. Ale nie rozmiar był najdziwniejszy. Gdy tylko zbliżał się Halny, kocioł zaczynał... grać. I to nie byle co – pierwsze takty zawsze przypominały „Autumn Leaves” – jakby dusza Milesa Davisa zamieszkała między kapustą a dziczyzną . Dzięki mediom społecznościowym o kotle zrobiło się głośno. W tym wirtualnym maglu, jak to w maglu realnym, jedna widziała, ale nie słyszała, druga z kolei zna kogoś kto słyszał, ale nie widział. Wszystko zaś słyszała i widziała Strużniakowa ze Zęba, ale ona żyje wyłącznie dzięki elementowi baśniowemu w codziennej nadpodaży, wobec czego jest mało wiarygodna, a konkretniej, w tym przypadku wiatrygodna. Niemniej wieść o kotle dotarła do kół oświeconych, choć tutaj, przez góralski lud dumny jako elita mało szanowanych. I słusznie. Razu pewnego ci naukowcy z Krakowa zjechali taszcząc oscyloskopy i mikrofony kontaktowo-kierunkowe, ale jak się okazało ich pogodowy prognostyk pomylił się, gdyż siódmy dzień oblewał narodziny pewnego chłopca z sąsiadem ojca dziecka, więc w końcu przyjechali za późno, gdy garnek dawno skończył nucić „Autumn Leaves“, a i halny w sumie ich wszystkich porwał, nim zdążyli nagrać choćby nutę. Jeden z nich ponoć oszalał i do dziś nuci „Take Five” słoikowi kiszonek. Bez odzewu. I teraz najciekawsze. Muzycy jazzowi z Podhala zaczęli nazywać to garnkowe zjawisko akustyczne „górskim standardem wiatropędnym”. Nie dość na tym! Pewnej nocy, w środku listopada, odbył się gdzieś w okolicy tajny koncert pod tematycznym hasłem: „Hej amigos zmień mnie ten bigos”. Wystąpili: kocioł (wokale i tło atmosferyczne), boginka-dziwożona (bębny na tarkach do ziemniaków), i Władek z Poronina, który grał na harmonijce ustnej zrobionej ręcznie z blachy do pieczenia oscypków sąsiada. Oto jednak porzućmy piękne polskie góry, gdyż stawiam przed wami nową, majową płytę trzech równie arcyoryginalnych muzyków ze Starego Kontynentu, jak wspomniany kocioł z bigosem: Sylvaina Darrifourcq na perkusji, Manuela Hermii na saksofonie tenorowym ora Valentina Ceccaldiego na wiolonczeli. Nic na tej płycie nie jest jednoznaczne. Nic nie jest oczywiste. Wszystko jest zwariowane i przesadzone. Zacznijmy od tytułu: Unicorn and Flexability , czyli Jednorożec i elastyczność. Taaaaa Tytuł zachęca do nieskończonych interpretacji. Kroczmy tą drogą, a ty ogniu krocz ze mną. Pierwszy utwór pod tytułem " Wąsy i lakier, bez peleryny i rajstop " (oryginalnie: Moustache et vernis, sans cape et sans collants ) rozwiewa wątpliwości: CICHO JUŻ BYŁO CICHO ZNACZY NUDNO W tym siedmiominutowym utworze-kolosie, pełnym zwrotów, zawijasów i przewrotów w bok, wiolonczela staje się instrumentem nachalnie szarpanym. Na czele trio staje saksofon, który został tu złapany w jakaś zwariowaną, powichrowaną pętlę, zaś nad tym wszystkim czuwa ostra perkusja. Darrifourcq jest mistrzem dziwacznego grania, jakiś wplecionych w tło odgłosów mechanicznych, zgrzytów, stuków, puków, diabli widzą czego. I słychać je mniej więcej od trzeciej minuty utworu. To one, choć najmniej ważne, stają się najistotniejszym, najbardziej przykuwającym uwagę elementem muzycznym - co samo w sobie jest wybornym żartem ze słuchacza, zwłaszcza słuchacza audiofila. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z BRUTAL JAZZEM , więc w ogóle jest brudno, nieczysto, głośno. Momentami ma się wrażenie, jakby odżyła Morphine'a, ale wciąż jeszcze nie wytrzeźwiała. Utwór tytułowy to jest prawdziwie szalona jazda głową w dół. Darrifourcq mdleje z szybkości, Ceccaldi wszystko szarpie, a Hermi kończy się litość dla instrumentu. Zmian kierunku podążania bez liku. Jakbym miał do czegoś go przyrównać, to do uciekającej w każdym kierunku stonogi, albo poszukiwania piłki przez polską reprezentację na stadionie w Bukareszcie. No bo sobie z uwagą posłuchajcie perkusji w trzecim utworze pod tytułem "Kebab kognitywny". Darrifourcq gra w nim seriami, jakby pociągał za cyngiel CKM-u, a nie wali w w taraban, ani razu nie rozpoznacie dźwięku wiolonczeli, a saksofon tworzy swoistą stromą ścianę horyzontu. "Homo Narrans" to utwór jakby z repertuaru Kraftwerk: mechanicznie zapętlony, zakręcony jak lody włoskie z chorym saksofonem w finale. To jest doskonale dziwaczna płyta. Dzięki tej dziwaczności nie powinna się nudzić - zwłaszcza, że obrany przez trio styl to czysta thrash demolka, tyle tylko, że na nie thrashowe instrumenty. Polecam. Trio istnieje od 13 lat. Ma na koncie trzy (łącznie z omawianą) albumy. Pozostałe nosiły tytuły "Bóg w Kasynie", "Kaiju je Cheeseburgera". Fajnie Każdy z muzyków ma swój własny świat, swoje własne projekty. Spośród nich najbardziej mi odpowiadają muzyczne wizje Darrifourcq'a, który stworzył osobisty język na perkusji, zbudowany wokół pojęć „poli-prędkości”, „jakości fizycznej” i mechanizacji gestu dźwiękowego. Z budowanego tak rytmu zrodziły się projekty IN LOVE WITH i TENDIMITE . Kilka lat temu, podczas Letniej Akademii Jazzu w Łodzi, miałem wielką przyjemność obejrzeć i wysłuchać recitalu In Love With i od tamtej pory bacznie i z rosnącym zachwytem obserwuję to, co produkuje Sylvain. Bo Sylvaina można nie cierpieć. Ale znać jego muzykę wypada. A co ma to tego KOCIOŁ BIGOSU grający Milesa Davisa? Jak to co? To przecież niebywałe osobliwości! Niebawem wraz z ekipami Polish Jazz Blog i Kind Of Jazz organizujemy wspólną ekspedycję paranaukowo-dźwiękową w poszukiwaniu legendarnego kotła. Dotrzemy do niego, poczekamy na halny, aby zarejestrować na magnetofon szpulowy Unitra ZK 120 T i udostepnić przez popularne serwisy streamingowe. Możesz nas wesprzeć finansowo, ale po co ... kiedy możesz wesprzeć mnie. Bardzo się cieszę jeśli się podobało. Prowadzenie tego bloga to najfajniejsza rzecz na świecie, więc będę Ci wdzięczny za wsparcie (równowartość kawy na mieście). Wszystkie pieniądze z wpłat przeznaczam na muzykę, którą potem recenzuję dla Was. Śmiało. Pomożesz mi. Wystarczy kliknąć przycisk w dole. Dziękuję bardzo! 0
- LUNAMË "Weles"
Ależ mocne wejście! I jaki skład! Maciej Kądziela , nasz świetny saksofonista stworzył właśnie grupę LUNAMË , a to jeden z trzech pierwszych jego publicznych przejawów i od razu w obrazku: energetyczny, mistyczny, elektroniczny, zakręcony, rozimprowizowany utwór " Weles". Kawałek wchodzi w krwiobieg i układ nerwowy bez zapowiedzi, gdyż od razu, z kopa rusza go z miejsca Stanisław Szmigiero , młody, świetny łódzki pianista, doskonale Wam znany z grupy Kosmos i to on, wraz z Maciejem Sojką (to z kolei student samego Krzysztofa Gradziuka , brał udział w projekcie Wano Wejta , który mi strasznie przypadł do gustu) podają szybki, wartki rytm. Z każdą sekundą robi się coraz ciekawiej, a transowy, pulsujący bas Katarzyny Schmidt-Przeździeckiej po prostu odebrał mi mowę. O Matulu i wszyscy dżazzowi święci, jak to fantastycznie buja! Lepiej od obu razem wziętych kandydatów na prezia RP w szczycie kampanii wyborczej. I gdy utwór gna już jak szalony w przestworza, pod sam nieboskłon, wtedy zjawiają się ONI: Maciej Kądziela szef składu, kompozytor i saksofonista, wykładowca łódzkiej Akademii Muzycznej, człowiek niezwykle utalentowany i zapracowany (wesprzyjmy się doskonałą informacją ze strony NOSPR na temat tego artysty, którą przeczytacie klikając w LINK , ) oraz Natalia Kordiak , fenomenalna wokalistka, jedna czwarta wspaniałego składu Voice Act . Dalej to już szkoda języka strzępić. Jest pięknie! Zasłuchajcie się w tym, bo zapowiada się wspaniale. Ja już chcę więcej, wy też będziecie chcieli. A teraz uwaga: na żywo usłyszycie i zobaczycie LUNAMË 29 czerwca w Radio Łódź. I nie może Was tam zabraknąć. Zatem kawa w dłoń i ruszajcie w tę podróż. Jazz z Wami!











