
Znaleziono 136 wyników za pomocą pustego wyszukiwania
- 🎄 Mikołajowy Polecajownik Jazzowy 2025 🎶
😈🎅 Instrukcja Obsługi Jazzowego Polecajownika 🎷🎄 Uwaga, drogi Czytelniku! Ten Polecajownik nie jest zwykłym katalogiem płyt. To urządzenie wielofunkcyjne , które działa tylko w święta i tylko wtedy, gdy masz na sobie sweter w renifery. Oto jak korzystać: Wybierz album zgodnie z nastrojem przy stole : Jeśli barszcz jest za słony → włącz Ad Astra Wojciecha Jachny, bo oniryczny jazz neutralizuje sól. Jeśli ktoś zaczyna politykę przy karpiu → PAX Tingvall Trio, bo to jedyny album, który potrafi uciszyć wujka. Jeśli makowiec wybuchł w piekarniku → Unicorn and Flexability Sylvaina Darrifourcqa, bo brutal jazz pasuje do katastrof kulinarnych. Dobierz płytę do prezentu : Skarpety → Better Place Macieja Sikały, bo klasyka nigdy nie zawodzi. Zestaw kosmetyków → Second Time Around Agi Zaryan, bo subtelność i elegancja pasują do kremu pod oczy. Blender → Nostalgia Blitz Benjamina Hermana, bo punk jazz mieli wszystko. Zasada równowagi : Jedna płyta medytacyjna ( From sound to silence ) na każde trzy energetyczne ( Groovosophers , Great Intentions , Sheva ). Jeśli przesadzisz z energią, renifery zaczną tańczyć pogo. Tryb awaryjny : Gdy choinka się przewróci → Coincidentia Oppositorum Anny Gadt, bo głos i cztery wiolonczele uratują każdą katastrofę. Gdy prezenty okażą się nietrafione → honey from a winter stone Ambrose’a Akinmusire’a, bo to album tak głęboki, że przykryje wszystkie rozczarowania. 🎅 Podsumowanie : Nie wybieraj płyt jak karpia w markecie. Kieruj się absurdem, nastrojem i tym, co akurat dzieje się przy stole. Jazzowy Mikołaj gwarantuje: każda z tych płyt ma moc przemiany Wigilii w jam session, a barszczu w free jazz. Piotr Komosiński & Jerzy Mazzoll – Pory... Album powstający przez 13 miesięcy – przewodnik do zwolnienia tempa. 🎁 Dla tych, którzy chcą wsłuchać się w rytm natury. Szukasz prezentu, który jest przewodnikiem, nauczycielem i kumplem w jednym? Album "Pory..." to stuprocentowa wizja artystyczna, która zdobywa szczyty rankingu muzycznej niezależności. To debiut Piotra Komosińskiego i Jerzego Mazzolla, który zmusza do zwolnienia tempa. Unikalna Metoda Pracy (Złoto na Wagę Czasu): Płyta powstawała przez 13 miesięcy – każdy utwór to jeden miesiąc. Artyści chcieli w ten sposób uczciwie skondensować emocje i zilustrować dźwiękiem kolejne pory roku , wzywając odbiorców do wsłuchania się w naturalne, niespieszne tętno czasu. To jest rdzeń i sedno płyty. Zgodność Przeciwieństw: Geniusz albumu tkwi w zderzeniu temperamentów: Piotr Komosiński (basista, dawniej Potty Umbrella) – spokojny, nieporuszony jak opoka, tworzy twardy, basowy fundament. Jerzy Mazzoll (ikona niezależnego grania, klarnet, improwizator) – porywczy i barwny, wypełnia tę przestrzeń improwizacją, wędrując pod dźwiękowe nieboskłony. Efekt jest powalający: muzyka jest liryczna, spacerowa, a klarnetowe zagrywki przypominają momentami niguny chasydzkie. To album nie jest produktem – to przewodnik do zwolnienia . Dodatkowy Atut: Fizyczne wydanie płyty to prawdziwy skarb, ponieważ zawiera przepiękne fotografie natury autorstwa Piotra Komosińskiego – artysty i zawodowego fotografika. Tego nie da żaden streaming! Jeremy Pelt – WOVEN Elegancja nowojorskiego jazzu spotyka subtelną elektronikę. Pelt wraz z vibrafonistą Jelenem Bakerem i perkusistą Jaredem Spearsem tworzy muzykę pełną energii i brawury. 🎁 Idealny dla miłośników jazzu z charakterem i niespodziankami. Szukasz prezentu, który jest jednocześnie elegancki, awangardowy i głęboko zakorzeniony w jazzowej tradycji? Najnowszy album trębacza Jeremy’ego Pelta, "WOVEN" , to idealna propozycja pod choinkę. Pelt, człowiek osadzony w jazzowej linii Monka i tradycji bebopu, łączy mistrzowskie improwizacje z nowoczesną, subtelną elektroniką. Płyta rozpoczyna się intrygująco – od spokojnej trąbki i pędzącego ostinato wibrafonu (Jelen Baker), by po chwili eksplodować zamaszystym, ostrym rytmem . To muzyka pełna szpanu, nowojorskiej elegancji i brawurowego rzemiosła. Gdy Pelt wchodzi w utwór, robi to z impetem, niczym Lemoniadowy Joe przez wahadłowe drzwi. Wraz z genialnym wibrafonistą Jelenem Bakerem i perkusistą Jaredem Spearsem, który gra z progrockowym rozmachem, Pelt stworzył dzieło, które jest nowocześnie intrygujące, ale brzmi jak ścieżka dźwiękowa do dokumentu o złotych czasach jazzu. Jeśli obdarowany kocha jazz z charakterem i niespodziankami (w tym ambientowe, wkręcające się w mózg pasaże, jak w "Invention #2"), "WOVEN" to obowiązkowa pozycja! Sebastian Studnitzky – KY! Połączenie jazzu, elektroniki i neoklasyki, nagrane z Odessa Philharmonic Chamber Orchestra. Album jest zapisem emocji związanych z Ukrainą, pełen nordyckiej delikatności i filmowych brzmień. 🎁 Dla fanów szerokich, epickich narracji muzycznych. Najnowszy album trębacza i pianisty Sebastiana Studnitzky'ego (KY) to epickie połączenie jazzu, elektroniki i neoklasyki, nagrane z Odessa Philharmonic Chamber Orchestra . "KY!" to płyta o niezwykłej genezie – Studnitzky wyruszył do Odessy, aby nagrać projekt, który jest poruszającym zapisem emocji w Ukrainie. W efekcie otrzymujemy muzykę pełną nordyckiej delikatności, śpiewnych melodii i hipnotyzujących, powtarzalnych harmonii. Studnitzky gra spokojnie, z wielką lekkością, pozwalając, by czyste, klasyczne brzmienie przeplatało się z minimalistycznym groovem. Album, zarejestrowany na żywo w legendarnej berlińskiej Meistersaal, to surowa energia i brak dogrywek . To radykalne oddanie prawdzie i pięknu. Utwór "I Thought It's Too Late" , porównywany do najlepszych, epickich nagrań Davida Bowiego, wieńczy całość w sposób absolutnie mistrzowski. Idealna pozycja dla fanów jazzu, którzy kochają szerokie, filmowe brzmienia. Donovan Haffner – Alleviate Debiut młodego londyńskiego saksofonisty – pełen groove’u, melodii i emocjonalnej głębi. To muzyka optymistyczna, świeża i taneczna. 🎁 Dla tych, którzy lubią jazz z pulsującą energią. Szukasz prezentu, który jest synonimem talentu, świeżości i pozytywnej energii płynącej z dynamicznej londyńskiej sceny? Młody saksofonista Donovan Haffner serwuje nam swój debiutancki album – "Alleviate" (Ukojenie), który jest idealną propozycją dla miłośników jazzu z melodią i groovem. "Alleviate" to nie tylko zbiór kompozycji, ale przede wszystkim zapis procesu katartycznego młodego artysty – muzyka stała się dla niego ukojeniem w zmaganiach z negatywnymi myślami. Ten emocjonalny fundament nadaje płycie niezwykłą głębię, która rezonuje ze słuchaczem. W towarzystwie znakomitego i zgranego składu (występują razem od 2019 r.), Haffner mistrzowsko balansuje złożoność aranżacji z przystępną melodyjnością i nieodpartym, tanecznym groove’em . Jak sam artysta opisuje, to połączenie wielu jazzowych wpływów, które go pasjonują. Jeśli chcesz podarować płytę, która łączy talent kompozytorski, znakomitą chemię zespołu i optymistyczne, wibrujące brzmienie prosto z Londynu – "Alleviate" jest pozycją obowiązkową. Aleksandra Kryńska – Something Holy Architektura dźwięku, liryzm i awangarda w jednym. Kryńska prowadzi słuchacza przez muzyczne krajobrazy pełne przestrzeni i subtelności. 🎁 Dla wymagających słuchaczy szukających jakości i liryzmu. Debiutancki album Aleksandry Kryńskiej, "Something Holy" , to mocne wejście na scenę – choć sama skrzypaczka i kompozytorka debiutantką nie jest (wystarczy wspomnieć kwartet KRVNSKA czy współpracę z Piotrem Damasiewiczem, który wszystko, czego się dotknie, zamienia w szczere złoto). "Something Holy" to album, w którym piękno tkwi w architekturze dźwięku . Już otwierający utwór, "Tenderness Experiment", pokazuje, jak idealnie jest ustawiona scena: każdy instrumentalista jest wyraźnie słyszalny, a role są genialnie podzielone. Kryńska, mistrzowsko operująca skrzypcami , prowadzi słuchacza przez łagodne muzyczne krajobrazy, w których jest mnóstwo powietrza i przestrzeni. Łączy mocne tematy osadzone w nurcie europejskiego jazzu (czuć tu skandynawską nostalgię ) z pomysłami awangardowymi (jak genialny utwór "dissolving portraits"). Towarzyszy jej Quintent Marzeń : Piotr Damasiewicz na trąbce – głos dopowiadający z boku, lekko zamglony. Szymon Mika na gitarach – którego subtelne partie słychać nawet w najcichszych momentach. Michał Aftyka na kontrabasie – czarodziej basu. Bartosz Szabłowski na perkusji – arcymistrz rytmu, który gra oszczędnie, ale trzyma całość w ryzach. Ten "Współgłos" to kwintesencja albumu: nieprzegadane, zwarte kompozycje, które zapierają dech w piersiach dbałością o plan dźwiękowy. Płyta ta jest idealna dla wymagających słuchaczy, którzy w jazzie szukają zarówno liryzmu, jak i bezkompromisowej jakości wykonania. Arve Henriksen – Arcanum Norweski trębacz w ECM-owskim klimacie – muzyka pełna tajemnicy, inspirowana naturą i folklorem Północy. 🎁 Dla tych, którzy chcą zanurzyć się w poetyckiej głębi. Szukasz prezentu dla kogoś, kto ceni tajemnicę, kontemplację i muzykę, która jest zarazem hołdem dla przeszłości, jak i komentarzem do teraźniejszości? "Arcanum" – najnowszy album norweskiego trębacza Arve Henriksena , wydany przez kultową wytwórnię ECM, to pozycja absolutnie wyjątkowa. Sam tytuł ( łac. tajemnica, substancja o ukrytej mocy ) idealnie oddaje estetykę nagrania. Henriksen, mistrz antygry (jak sam wyznał, trąbka jest jego piórem), wraz ze skandynawską supergrupą (Trygve Seim, Anders Jormin, Markku Ounaskari) powraca do ducha ECM z lat 70., oddając czytelny hołd Janowi Garbarkowi w utworze "Nokitpyrt" (Triptykon czytany wspak). Album to balans między swobodną improwizacją a kompozycją, pełen łagodnej siły i poetyckiej głębi, inspirowany naturą i folklorem Północy. Jednak Henriksen nie ucieka od świata: utwór "Elegy" został napisany w dniu wybuchu wojny w Ukrainie, a wykorzystanie starodawnego, fińskiego hymnu w "Armon Lapset" jest gestem wspierającym kultury mniejszościowe. To muzyka dla wtajemniczonych, pełna warstw, w której ambientowe brzmienia i organiczna elektronika tworzą tło dla narracji prowadzonej z niezwykłą delikatnością. Idealny podarunek dla tych, którzy chcą zanurzyć się w dźwięku. Aga Derlak Trio – Neurodivergent Jazz jako język neuroatypowości. Album pełen chaosu kontrolowanego, transowych improwizacji i polskich odniesień. 🎁 Dla fanów polskiego jazzu na światowym poziomie. Szukasz płyty, która jest nie tylko wybitna artystycznie (trzy Fryderyki na koncie liderki!), ale niesie też ważne przesłanie o indywidualności? Album Agi Derlak Trio, "Neurodivergent" , to jedna z najlepszych polskich płyt 2025 roku, która przekłada złożoność ludzkiego umysłu na język jazzu. Album jest opowieścią o spotkaniu z neuroatypowością (jak sama artystka, posiadająca orzeczenie o ADHD), która staje się tu fundamentem kreatywności. Jazz, z natury atypowy i będący DNA improwizacji, jest idealnym nośnikiem dla tej wizji. Aga Derlak namawia do wyjścia poza własne granice – tak, jak uczył nas Herodot i Kapuściński. Kluczowe atuty albumu: Muzyczny Chaos Kontrolowany: Derlak odrzuca poprawność i liniową narrację. Zawiłe improwizacje z transową powtarzalnością odzwierciedlają pozorny chaos życia, ale pozostają spójne i czytelne. Genialna Chemia: Liderce towarzyszą kontrabasista Maciej Szczyciński (Fryderyki, John Scofield) i perkusista Miłosz Berdzik (hip-hop, Tymoteusz Bies), a kwartet uzupełnia finalista Seifert Competition, Kacper Malisz (skrzypce). To wypadkowa hip-hopu, awangardy, polskiej tradycji i jazzu! Motywy, które uzależniają: Posłuchajcie singla "Mazur v2" – to basowa mantra nawiązująca do Wayne’a Shortera i cytat z mazurka Szymanowskiego, rozciągnięte w krzywym zwierciadle. Najbardziej przemawia jednak "numer 4" z szaloną, powtarzalną partią fortepianu. Ten album koncepcyjny to muzyczne powstanie i zaproszenie do przyjęcia alternatywnego sposobu postrzegania rzeczywistości. Doskonały prezent dla tych, którzy cenią polski jazz na światowym poziomie. Artur Dutkiewicz Trio – From sound to silence. Nowosielski Live Medytacyjny jazz inspirowany sakralnym malarstwem Jerzego Nowosielskiego. Monumentalne, transowe opowieści prowadzą do ciszy. 🎁 Dla osób szukających duchowego wymiaru muzyki. W świecie zdominowanym przez komiksowe rozkojarzenie, pośpiech i kakofonię, podaruj bliskiej osobie wezwanie do wewnętrznej ciszy. Album Artur Dutkiewicz Trio, "From sound to silence. Nowosielski Live" , to artystyczna odpowiedź na współczesny chaos i zaproszenie do medytacji. Płyta jest zapisem głębokiego, muzycznego dialogu z sakralnym malarstwem Jerzego Nowosielskiego , którego ikony i polichromie stanowią "teologię światła" – okno na nieskończoność. Dla Dutkiewicza muzyka staje się właśnie takim oknem: formą aktywnej medytacji , w której dźwięk i pauza mają równorzędne znaczenie, a improwizacja na długich płaszczyznach czasowych prowadzi do tytułowej ciszy. Trio – w składzie wirtuozów Andrzej Święs (kontrabas) i Sebastian Kuchczyński (perkusja) – buduje monumentalne, transowe opowieści (od 8 do blisko 17 minut), celowo umykając radiowym formatom. Od onirycznego „Medytacja 1 – Przebudzenie”, po majestatyczną „Medytacja 5 – Pełnia” , płyta ta jest dowodem na to, że celem muzyki jest transcendencja. Sekcja rytmiczna zasługuje na najwyższe uznanie za mistrzowskie prowadzenie napięcia. To idealny prezent dla kogoś, kto potrzebuje oddechu, szuka duchowego wymiaru w sztuce i docenia modalny, kontemplacyjny jazz na poziomie godnym E.S.T. Warto również zwrócić uwagę na pięknie wydany fizyczny egzemplarz, który zawiera rozmowę z Arturem Dutkiewiczem i wspaniałe fotosy, dodatkowo wprowadzając w nastrój skupienia. Damon Locks – List of Demands Manifest artystyczny i muzyczny protest. Spoken word, sample i organiczne instrumenty tworzą potężną hybrydę. 🎁 Dla tych, którzy cenią muzykę z przesłaniem i mocą aktywizmu. Szukasz prezentu dla osoby, która ceni bezkompromisowe przesłanie i muzykę, która jest jednocześnie potężnym protestem i wizją lepszej przyszłości? Album Damon Locks "List of Demands" to jeden z najważniejszych i najbardziej aktualnych manifestów artystycznych ostatnich lat. Locks to artysta, który nie unika spojrzenia w oczy problemom społecznym. Wiele z jego nagrań, w tym "List of Demands", czerpie inspirację wprost z warunków, które zatruwają życie ludziom. W tym sensie, to album, którego potrzebujemy właśnie teraz. Muzyka Locks’a to dźwięk zarazem przeszły, jak i teraźniejszy, a przede wszystkim – potężny . Spoken word, inteligentne sample, organiczne instrumenty (kornet, skrzypce) i elektroniczna produkcja tworzą unikalną hybrydę. To protest muzyczny, który zawsze dzwoni z absolutną jasnością , spotykając się z problemem i mówiąc prawdę wprost. W sesji Locksowi towarzyszy wybitny skład, w tym wokalistka Krista Franklin , perkusista Ralph Darden , kornecista Ben Lamar Gay i skrzypaczka Macie Stewart . Jeśli chcesz podarować płytę, która przekracza gatunki, łamie stereotypy i ma w sobie moc aktywizmu — to jest to pozycja obowiązkowa, która stanie się "tajną substancją" o ukrytej mocy w każdej kolekcji. Laura Jurd – Rites & Revelations Jazz, folk i Strawiński w jednym. Album pełen katharsis i emocjonalnego uwolnienia. 🎁 Dla słuchaczy poszukujących instynktownej, pierwotnej energii. Album "Rites & Revelations" trębaczki Laury Jurd to manifest artystki, która celowo wymyka się klasyfikacjom. Laura Jurd (znana z nominowanego do Mercury Prize kwartetu Dinosaur) powraca z najbardziej skondensowanym i intymnym dziełem. Płyta jest jej "Rytuałem Powrotu" po przerwie, gdzie ofiarowuje słuchaczowi swoją twórczą esencję. Jak ujął to "Guardian", Jurd podąża za swoją muzą, czerpiąc z jazzu, tradycji ludowych Europy, a nawet języka harmonicznego Strawińskiego. Album jest dynamiczny, rytmiczny i głęboko melodyjny , oparty na rodowym dziedzictwie: melodiach angielskiego i szkockiego folku. Słuchając utworu "You Again" (gdzie ceilidh-owa melodia łączy się ze złożonymi rytmami) lub wężowej melodii "Step Up To The Altar" , czuć, jak Jurd rezygnuje z wirtuozerii na rzecz faktury , przesuwając brzmienie trąbki w kierunku ziemistych, dronowych rejestrów. To muzyka nagrana niemal w całości na żywo, z naciskiem na "katharsis i uwolnienie", które porusza dogłębnie, emocjonalnie i fizycznie. Jeśli obdarowany docenia dzieła, które nie dbają o mody, a o pierwotną, instynktowną moc – to jest to pozycja obowiązkowa. Gard Nilssen Acoustic Unity – Great Intentions Skandynawski żywioł w kwintetowej formule. Dynamiczny, swingujący jazz pełen ognia. 🎁 Dla fanów energii i scenicznego szaleństwa. Jeśli szukasz prezentu dla miłośnika jazzowego żywiołu, który łączy bezkompromisowe granie Skandynawii z dziką, dynamiczną energią, "Great Intentions" od Gard Nilssen Acoustic Unity to strzał w dziesiątkę. Perkusista Gard Nilssen – jeden z najgorętszych twórców w Europie i regularny członek kwartetu Macieja Obary (ECM) – świętuje 10-lecie swojego Acoustic Unity. Zamiast spocząć na laurach, trio postanowiło... rozsadzić swoją formułę , przekształcając się w pięcioosobowy kwintet. Do Nilssena, André Rolighetena (saksofony) i Pettera Eldha (bas) dołączyły dwa potężne "żywioły natury": Signe Emmeluth (saksofon altowy, flet) oraz Kjetil Møster (saksofon tenorowy). Ten nowy skład wystrzelił na pełnych obrotach w Ocean Sound Studio, a muzyka szybuje jak zorza polarna. Album jest opowieścią o komunikacji , a jego tytuł (Wielkie Zamiary) ironicznie nawiązuje do wyboistych dróg, którymi są wybrukowane. W rezultacie otrzymujemy fantastyczną muzykę, która ma w sobie i hołd dla tradycji (cover "Waterfalls" Paula McCartneya) i nieokiełznany ogień Signe Emmeluth. To album idealny dla kogoś, kto uwielbia dynamiczny, mocno szalejący jazz i nie boi się, gdy energia sceniczna wylewa się z głośników. Benjamin Herman – Nostalgia Blitz Punk jazz w czystej postaci – szybki, głośny i garażowy. 🎁 Dla tych, którzy chcą rozsadzić głośniki. Szukasz prezentu dla kogoś, kto uważa, że jazz jest zbyt poważny, a punk zbyt chaotyczny? Album Benjamin Herman "Nostalgia Blitz" to walec, który gniecie te stereotypy! To wydanie DeLuxe albumu sprzed dwóch lat, które wciąż ma moc szalonego groove’u . Benjamin Herman, najbardziej znany jako lider tanecznego New Cool Collective, tym razem pokazuje swoje bezkompromisowe alter ego. Ten elegancki Holender (dwukrotnie uznany za najlepiej ubranego przez "Esquire") to na tej płycie czysty punk jazz . I to dosłownie! To nie jest filozofowanie, to jest szybkie, głośne, garażowe i rozbestwione granie na jazzowych instrumentach. Zapomnijcie o subtelnych balladach – to walec, który pędzi z szaleńczą energią. Płyta ta jest niczym muzyczna odpowiedź na kryzys wieku średniego: gnająca, nieokiełznana i w pytę do kroścet. Czy Public Image Ltd zagraliby "Bambaruushan Boogie"? Na tej płycie to możliwe! Jeśli obdarowany potrzebuje albumu, który rozsadzi głośniki i ma w sobie tyleż energii co sekcja rytmiczna Siekiery – ta płyta jest idealna. Anna Gadt – Coincidentia Oppositorum Dialog głosu i czterech wiolonczel. Minimalizm, napięcie i filozoficzna głębia. 🎁 Dla osób szukających muzyki na krawędzi i improwizacji najwyższej próby. Jeśli prezent ma być podróżą na krawędź – zarówno filozoficzną, jak i muzyczną – wybierz album "Coincidentia Oppositorum" (Zgodność Przeciwieństw). To jeden z najbardziej bezkompromisowych i hipnotyzujących projektów ostatnich lat. Wokalistka Anna Gadt , konsekwentnie uznawana za jedną z najlepszych improwizatorek na świecie, łączy siły z Warsaw Cello Quartet (cztery wiolonczele) oraz kompozytorem Milanem Rabijem . W ten sposób rodzi się muzyka, która natychmiast spycha słuchacza na krawędź cytowaną na wstępie: "spadali między ciemne skały w przepaść." Co ją wyróżnia? Instrumentarium: To czysty dialog głosu i czterech wiolonczel, które zastępują cały aparat harmoniczny i rytmiczny (brak fortepianu i perkusji). Wiolonczela, o niemal barytonowym, ludzkim brzmieniu, rezonuje z wokalem Gadt, tworząc potężną i kruchą jednocześnie symetrię. Minimalizm z Napięciem: Anna Gadt wybiera ścieżkę artystycznej dyscypliny, zmuszając do skupienia na detalu. Muzyka jest skomponowana tak, by rodziła się in statu nascendi – w akcie tworzenia – co sprawia, że jest jednocześnie liryczna i pełna baśniowego, surowego napięcia . Dla kogo? Dla tych, którzy w muzyce szukają głębokiego zanurzenia w filozofię, a jednocześnie oczekują improwizacji na najwyższym, światowym poziomie. To wybitna, intymna opowieść o współczesnej kondycji człowieka. Patricia Brennan – Of the Near and Far Jazz inspirowany astronomią i geometrią kosmiczną. Intensywne improwizacje i wizualne struktury. 🎁 Dla intelektualistów i miłośników awangardy. Szukasz prezentu dla kogoś, kto kocha jazz nowej generacji, inspirowany matematyką, astronomią i muzyczną transcendencją? Album "Of the Near and Far" od Patricii Brennan to pozycja absolutnie wyjątkowa – to muzyka, która, jak pisał "The New York Times", wydaje się istnieć poza ciałem. Patricia Brennan, meksykańska wibrafonistka i kompozytorka, została ogłoszona "Wibrafonistką Roku" w prestiżowym plebiscycie krytyków DownBeat (2025), co czyni ją obecnie najlepszą wibrafonistką na świecie. Inspiracją dla albumu są konstelacje. Brennan przeniosła kształty gwiazd, które obserwowała przez teleskop, na Koło Kwintowe , używając geometrii kosmicznej jako surowego materiału do komponowania. W rezultacie powstała muzyka, która: Jest Filmowa i Wizualna: Utwory, takie jak "Andromeda" , bezpośrednio odzwierciedlają spiralny kształt pobliskiej galaktyki, a "Lyra" ma strukturę operową (inspirowaną Monteverdim). Łamie Oczekiwania: Zespół (kwintet jazzowy, kwartet smyczkowy plus elektronika) celowo kwestionuje tradycyjne role instrumentów. Wprowadza w Ekstazę: Improwizacje są niezwykle intensywne, jak w utworze "Andromeda", który w kulminacyjnym momencie przechodzi w zbiorową orgię dźwięku, niczym w początkach twórczości Pharoaha Sandersa. To jest jazz, który zaprasza do zamknięcia oczu, uwolnienia wyobraźni i poszukiwania symetrii i światła nadziei pośród ciemności otchłani. Idealny prezent dla intelektualisty i miłośnika awangardy. Piotr Schmidt Trio – Ether W pełni improwizowane arcydzieło – cisza i decyzja jako fundament muzyki. 🎁 Dla wymagających słuchaczy, którzy chcą pełnego skupienia. Album Piotr Schmidt Trio, "Ether" , to w pełni wyimprowizowane arcydzieło, które z pewnością zasługuje na miano kamienia milowego. To płyta, na którą fani trębacza Piotra Schmidta (który sam przyznaje, że Stańko był jednym z jego drogowskazów, ucząc szukania piękna w ciszy ) długo czekali. "Ether" powstał spontanicznie, bez nut i aranżacji , jako spotkanie trzech równorzędnych geniuszy: trębacza Schmidta, kontrabasisty Andrzeja Święsa i perkusisty Sebastiana Frankiewicza . Cisza i Decyzja: W tej muzyce każdy detal ma wagę decyzji. Utwory są jak "frazy zakrzywione grawitacją ciszy", która nie jest tu tłem, lecz możliwością . Mimo tej delikatności, płyta potrafi zaskoczyć – po spokojnych, onirycznych dźwiękach trąbki, trio potrafi nagle zrobić uskok i burzyć gładką taflę dźwiękową, jak w "Ether Vol II" . Dlaczego to działa? Trio osiągnęło pełną symbiozę – jest jak jeden, ciągle zmieniający się organizm. Słuchając tego albumu, usłyszysz: Porażającą siłę muśnięć talerza Frankiewicza. Wirtuozerię Andrzeja Święsa (który wspaniale operuje smyczkiem, zwłaszcza w końcowych, żałosnych zawodzeniach). Liryczną, skromną, ale porażającą siłą przekazu artykulację trąbki Schmidta. To nie jest muzyka tła. "Ether" to wymagający przyjaciel, który w pełni zrewanżuje się słuchaczowi, pod warunkiem, że ten odłoży przeklęty smartfon. Idealny prezent, który sprawi, że, tak jak recenzentowi w Mechelinkach, "nagle wszystko znajdzie się na swoim miejscu". Tingvall Trio – PAX Melodyjny, europejski jazz z przesłaniem pokoju. Ballady i dynamiczne hymny w jednym. 🎁 Dla tych, którzy cenią refleksję i spokój. Szukasz prezentu, który niesie ze sobą melodyjną otwartość , skandynawski liryzm i zarazem ma głębokie przesłanie na niespokojne czasy? Dziesiąty album Tingvall Trio, "PAX" (Pokój) , to esencja tego, co najlepsze w nowoczesnym, europejskim jazzie. To międzynarodowe trio (Szwed Martin Tingvall, Kubańczyk Omar Rodriguez Calvo, Niemiec Jürgen Spiegel) jest obok GoGo Penguin najjaśniejszym spadkobiercą geniuszy z E.S.T. (Esbjörn Svensson Trio) . Ich muzyka jest melodyjna, otwarta i łączy jazz z elementami klasyki i muzyki folkowej, idealnie trafiając do szerokiej publiczności. "PAX" odzwierciedla jasne oświadczenie pianisty i kompozytora Martina Tingvalla : jest to wezwanie do spokojnej refleksji i przesłanie pokoju w burzliwych czasach (kontekst Ukrainy i Palestyny). Album, nagrany w renomowanym włoskim studiu ARTE SUONO, zawiera mieszankę: Wzruszających ballad (np. "A Promise"). Dynamicznych hymnów (np. "Cruisin'"). Jeśli obdarowany ceni sobie jazz, który jest łagodny dla ucha, ale jednocześnie inspirujący i ważny – album "PAX" jest doskonałym wyborem, który pobudzi do spokojnej refleksji w świąteczny czas. Sylvain Darrifourcq Trio – Unicorn and Flexability Brutal jazz – głośny, szybki, garażowy i rozbestwiony. 🎁 Dla fanów muzycznej demolki i punkowej energii. Szukasz prezentu, który jest absolutnie zwariowany, przesadzony i łamie wszystkie zasady? "Unicorn and Flexability" to brutal jazz w najczystszej postaci od francuskiego trio: perkusisty Sylvaina Darrifourcqa (który stworzył osobisty język oparty na „poli-prędkości”), saksofonisty Manuela Hermii i wiolonczelisty Valentina Ceccaldiego . Nic na tej płycie nie jest oczywiste – wszystko jest thrash demolką graną na nie-thrashowych instrumentach. Już tytuł pierwszego utworu, "Wąsy i lakier, bez peleryny i rajstop" , rozwiewa wątpliwości: tu musi być głośno, bo cicho znaczy nudno . Co to jest? To jest punk grany na jazzowych instrumentach: głośny, szybki, garażowy, rozbestwiony! Darrifourcq mdleje z szybkości, grając seriami jak z CKM-u (posłuchajcie "Kebabu kognitywnego" ). Ceccaldi traktuje wiolonczelę jako instrument do nachalnego szarpania. Hermia wariuje na saksofonie, wplatając się w powichrowane pętle. To doskonale dziwaczna płyta, w której najmniej ważne elementy (mechaniczne zgrzyty i stuki w tle) stają się najważniejsze. To jazda głową w dół, poszukiwania piłki przez reprezentację, czy też szalona, nie do końca wytrzeźwiała Morphine. Nadav Schneerson – Sheva Orientalna petarda z londyńskim sznytem. Siedem kompozycji inspirowanych Bliskim Wschodem. 🎁 Dla tych, którzy chcą tańczyć i podróżować w rytmie egzotycznego groove’u. Szukasz prezentu, który jest petardą energetyczną , a jednocześnie zabiera słuchacza w intensywną, orientalną podróż? Album "Sheva" od perkusisty, kompozytora i producenta Nadava Schneersona to dowód na to, że serce jazzu bije dziś w Londynie – ale z bliskowschodnim ogniem! Schneerson, który płytę nagrał z zespołem w zaledwie dwa dni, ma już potężne wsparcie w świecie krytyki. Jamie Cullum w BBC Radio 3 opisał jego utwory jako "przepięknie intensywne, wysyłające w podróż do tak wielu różnych miejsc". China Moses w Jazz FM wieszczy mu długą karierę, określając jego drogę jako "absolutnie piękną". Tytuł płyty, "Sheva" (hebrajskie "siedem"), skrywa siedem kompozycji, które łączą współczesny, londyński styl z potężnymi wpływami Bliskiego Wschodu – czerpiąc z muzyki diaspory żydowskiej i świata arabskiego. Wśród inspiracji Schneerson wymienia takich gigantów jak Omer Avital i Avishai Cohen, a także legendy hip-hopu (Madlib, Wu-Tang Clan). Efekt? Znakomita, dynamiczna, orientalna petarda o otwartym podejściu do rytmu i aranżacji. Jeśli chcesz, by prezent pod choinką był dynamicznym zaproszeniem do tańca i egzotycznego groove’u – to jest właściwy wybór. Piotr Wojtasik – Inscape Master class jazzu modalnego, nagrany w legendarnym Van Gelder Studio. 🎁 Dla miłośników akustycznego jazzu i kontynuacji tradycji Stańki. Jeśli szukasz prezentu, który symbolizuje doświadczenie, dojrzałość i wyrafinowanie na światowym poziomie, wybierz najnowszy album arcymistrza trąbki, Piotra Wojtasika, "Inscape" . To dzieło trębacza konsekwentnego w budowaniu własnego stylu, którego nazwisko jest naturalnym spadkobiercą polskiego jazzowego panteonu. "Inscape" to absolutny master class. Album został zarejestrowany w legendarnym Van Gelder Studio w New Jersey , miejscu, które samo w sobie stanowi kanon jazzu. Muzykowi towarzyszy międzynarodowa elita: Mark Shim (saksofon tenorowy), Greg Murphy (fortepian), Joris Teepe (kontrabas) i Alvester Garnett (perkusja). Kluczowe Atuty Albumu: Modalny Jazz Nowej Ery: Sześć autorskich kompozycji oscyluje wokół jazzu modalnego, ale nie stroni od współczesnych niuansów rytmicznych. Moc Dojrzałości: Muzyka emanuje spokojną siłą, dając dowód na lata poszukiwań i perfekcji technicznej. Wielkość i Skromność: To dzieło, które obroni się samo przed potrzebą recenzowania – czysta, natchniona improwizacja. Jeśli obdarowany ceni jazz akustyczny o głębokim, przemyślanym fundamencie, dla którego Tomasz Stańko był drogowskazem, a Piotr Wojtasik jest naturalną kontynuacją, to "Inscape" jest obowiązkową pozycją w kolekcji. Yazz Ahmed – A paradise in the hold Orientalna magia i brytyjski sznyt. Najbardziej osobiste dzieło artystki. 🎁 Dla tych, którzy chcą odkryć baśniowy Orient w jazzie. Szukasz prezentu, który jest niebiańsko intensywny , łączy jazz z orientalnym sekretem i zabiera słuchacza do krainy z dawnych baśni? Album "A paradise in the hold" trębaczki Yazz Ahmed to jej najdojrzalsze i najbardziej osobiste dzieło, w którym śmielej niż kiedykolwiek spogląda w kierunku swoich bahrańskich korzeni. Yazz Ahmed, która jest już uznana przez China Moses i Jamiego Culluma za gwiazdę o długiej karierze, tym razem po raz pierwszy stworzyła muzykę pod śpiew. Efekt? Album wypełniają łagodne, rześkie wokalizy inspirowane tęsknymi pieśniami dawnych poławiaczy pereł i wierszami weselnymi z Bahrajnu. Orientalna Magia i Brytyjski Sznyt: Rozkrok Gatunkowy: Yazz Ahmed zmusza do stanięcia w gatunkowym rozkroku. Arabska ornamentyka melodyczna, nieznane naszym uszom przeszkadzajki i skoczne fragmenty łączą się tu ze szczelnym, ciepłym pledem zadymionej elektroniki w stylu londyńskich klubów. Intensywność: Poczuj gęsią skórkę przy rozbudowanym utworze "Though My Eyes Go To Sleep, My Heart Does Not Forget You" lub daj się porwać intensywnemu "Her Light" . Osobista Podróż: To płyta o odnajdywaniu zagubionej tożsamości. Po latach ukrywania pochodzenia, Ahmed celebruje je, nagrywając nawet wokalizy i klaskanie swojej rodziny (w utworze "Into The Night" ). Jeśli chcesz podarować lśniący oryginał, który jest jednocześnie nowoczesnym jazzem i osobistym, baśniowym manifestem – ten prywatny Orient jest właściwym wyborem. Wojciech Jachna Squad – Ad Astra Oniryczny, medytacyjny jazz pełen skandynawskiej estetyki i łagodnej siły. 🎁 Dla osób szukających muzyki do kontemplacji. Szukasz prezentu, który wprowadzi obdarowanego w stan błogiego, mentalnego zniewolenia dźwiękiem? Album "Ad Astra" od Wojciech Jachna Squad to arcydzieło onirycznego, onieśmielająco pięknego jazzu, który hipnotyzuje powolnymi, łagodnymi tempami. Wojciech Jachna Squad, bez umizgów do chwilowych trendów, konsekwentnie tworzy swoje niepowtarzalne pejzaże muzyczne . Na tej płycie znajdziecie serię improwizowanych kompozycji, które są tajemnicze, niespieszne, ale jednocześnie barwne. Klimat i Ukojenie: Oniryczna Hipnoza: Słuchając "Ad Astra", natychmiast wpadasz w mentalne zniewolenie. Muzyka utrzymana jest w onirycznym klimacie, gdzie barwne i nieoczywiste takty płyną powoli, ale tak, że nie sposób się oderwać. Skandynawska Estetyka: Choć to polski skład, w brzmieniu słychać mroźne, skandynawskie klimaty – surowość, przestrzeń i piękno ukryte w ciszy i niedopowiedzeniu. Łagodna Siła: Płyta udowadnia, że prawdziwa siła nie tkwi w agresji, lecz w łagodności. To album, który można ćwiczyć, odpoczywać i błogo oczekiwać kolejnych, niespiesznych dźwięków. "Ad Astra" to zapewne jedna z najlepszych płyt tego roku. To idealny podarunek dla kogoś, kto ceni jazz medytacyjny, szuka muzyki do kontemplacji i pragnie odetchnąć od tempa współczesnego świata. Maciej Sikała Trio – Better Place Klasyczna formuła saksofonowego trio – naturalna, organiczna i pełna ducha. 🎁 Dla miłośników tradycji i piękna jazzu. Szukasz prezentu dla kogoś, kto ceni jazz, który jest spokojny, pogodny, ale bezkompromisowy i głęboko zakorzeniony w tradycji? Album "Better Place" od Macieja Sikały Trio to arcydzieło, które udowadnia, że klasyczna formuła (saksofon, kontrabas, perkusja) jest wciąż jedynym, naturalnym wyborem. Maciej Sikała , profesor i legenda polskiego jazzu (weteran Miłości ), nie potrzebuje loopów ani syntetycznych pejzaży. W trio rezygnuje z siatki asekuracyjnej, stawiając czoła jednemu z najbardziej bezlitosnych sprawdzianów dla saksofonisty. Duch i Piękno: Pamięć i Idiom: Muzyka nie krzyczy, lecz przypomina: jazz to nie tylko forma, to duch. Trio Sikały (z Wojciechem Pulcynem i Sławomirem Frankiewiczem ) gra tak swobodnie, naturalnie i organicznie, że formuła jawi się jako wyzwolenie, a nie ograniczenie. Melodia i Meandry: Choć słychać tu szacunek do klasycznej odsłony jazzu, to mowy nie ma o banalnym swingowaniu. Muzyka meandruje, roztaczając przed słuchaczem gawędę, a linia saksofonu Sikały buduje całą harmonię i napięcie. Osobista Dedykacja: Tytułowy utwór jest dedykowany pamięci córki artysty, co nadaje płycie niezwykłą, wzruszającą głębię i siłę. "Better Place" to jazz na światowym poziomie , który donikąd nie goni. To idealny prezent dla kogoś, kto potrafi docenić chirurgiczną precyzję, naturalny rozwój formy i piękno płynące z opanowania rzemiosła. To po prostu JAZZ! Groovosophers – Groovosophers Fusion z tłustym groove’em i radością grania. 🎁 Dla fanów energii, jazzu z funkiem i dobrego nastroju. Szukasz prezentu, który daje kopa , ma tłuste, soczyste brzmienie i natychmiastowo wprowadza w dobry nastrój? Album Groovosophers – debiut grupy, która zeszła się po 20 latach przerwy, by grać z nową energią – to pozycja obowiązkowa dla fanów fusion i jazzu z groove’em. To jest muzyka, która, choć stworzona w Polsce, brzmi jak grupa z Wschodniego Wybrzeża USA! Dlaczego? Bo emanuje z niej krystaliczna radość grania, profesjonalna pewność i świetna realizacja. Groovosophers (w składzie wzmocnionym przez organy Hammonda) to dęciaki i gitara w pierwszym planie, bas z genialnym groove’em i profesorska perkusja. Po co ten album? Na Daleką Drogę: To muzyka, która działa jak dopalacz i płynny tempomat . Słuchając "Groovosophers" zapomnisz o smętnych zimowych krajobrazach i nużącej rutynie. Jak w utworze "Fury" , masz ochotę porzucić wszelkie służbowe zadania i cieszyć się tylko muzyką. Tłusto i Soczyście: Posłuchajcie "Starlight Trooper" – to tłuste i soczyste brzmienie Hammonda, które w połączeniu z dęciakami sprawia, że auto (i Ty!) aż skacze. Orientalny Akcent: Wpadający w ucho singiel "BAA, BAA" ma w sobie śliczną, orientalną zagrywkę, która, choć nie do zanucenia, jest niezapomniana. Jeśli chcesz podarować płytę, która łączy akademicką dokładność z szaleńczą energią i ma moc burzenia ponurych, zimowych nastrojów – to jest to. To album, dzięki któremu dotrzesz do celu szczęśliwy i z bananem uśmiechu na twarzy! Aga Zaryan – Second Time Around 🎁 Idealny dla miłośników akustycznych brzmień, subtelnych aranżacji i głębokiej interpretacji. Szukasz prezentu, który jest synonimem dojrzałego, ciepłego jazzu , kameralnej subtelności i emocjonalnej komunikacji? Album "Second Time Around" od Agi Zaryan to długo oczekiwany powrót do korzeni artystki, nagrany w Los Angeles z legendarnymi współpracownikami. Tytuł odnosi się do ponownego spotkania: Zaryan wraca do składu, z którym stworzyła jedne z najbardziej cenionych nagrań w karierze. Towarzyszą jej: Darek Oleszkiewicz (kontrabas), Larry Koonse (gitara) i Munyungo Jackson (instrumenty perkusyjne). Dojrzałość i Subtelność: Kameralny Dialog: Płyta jest manifestem wyważonego dialogu między artystami. Liczy się przede wszystkim emocja, przestrzeń i naturalność dźwięku. Nie ma tu wirtuozerii dla samej formy – jest dojrzałość przekazu. Nowe Interpretacje: Obok premierowych kompozycji, usłyszycie współczesne interpretacje jazzowych standardów i piosenek spoza gatunku – w tym brawurowo zaaranżowany przebój Tiny Turner, "What’s Love Got to Do with It" . Autentyczność: "Second Time Around" to symboliczny powrót do miejsc i ludzi, z którymi Zaryan budowała swoją tożsamość, stanowiący syntezę jej dotychczasowej drogi – ciepły, elegancki i autentyczny . To idealna propozycja nie tylko dla zagorzałych fanów jazzu, ale dla każdego, kto ceni akustyczne brzmienia, subtelne aranżacje i głębię interpretacji. Zaryan udowadnia, że potrafi zaskakiwać – głębią, a nie efektownymi gestami . Ambrose Akinmusire – honey from a winter stone . 🎁 Idealny dla konesera szukającego głębi, syntezy gatunków i bezkompromisowej wizji. Jeśli szukasz prezentu dla konesera, który doceni arcymistrzostwo, gdzie jazz spotyka się z hip-hopem i muzyką klasyczną – wybierz album "honey from a winter stone" od Ambrose Akinmusire . To dzieło trębacza uznawanego za jednego z najbardziej innowacyjnych muzyków swojego pokolenia. Jak opisał to "The New York Times": muzyka Akinmusire'a "wydaje się istnieć poza ciałem". To nagranie o grawitacji , z przesłaniem intymnym i uniwersalnym jednocześnie, które wciąga jak kokaina. Wymagająca Medytacja: Synteza Gatunków: Album kontynuuje formułę, która uczyniła "Origami Harvest" tak oszałamiającym. W sesji bierze udział Mivos Quartet (sekcja smyczkowa), wokalista Kokayi , pianista Sam Harris oraz instrumenty elektroniczne i bity, tworząc nowatorskie brzmienie. Emocjonalny Ciężar: Już pierwszy utwór, "stłumiony krzyk" , jest napiętym jak struna wrzaskiem, płynącym z wyrzutem w niebiosa. To muzyka kapryśna i wymagająca – zmuszająca do zwolnienia rytmu życia i refleksji . Niełatwa Piguła: Płyta jest długa i przemyślana. Ostatni utwór, "s-/Kinfolks" , trwa niemal pół godziny – jest to oniryczny, dryfujący lot w nieznane, który wymaga pełnego zaangażowania. Ambroży gra, jak chce, bez względu na wszystkich i wszystko , a jednocześnie jest diamentowo i perliście czysty. Nie rzuca wyzwań, lecz zaprasza: posłuchaj uważnie, skup się, a wciągnie Cię w stu procentach. To idealny prezent dla kogoś, kto szuka w muzyce głębi i geniuszu! Słowo na koniec: Niech jazz niesie nas dalej I oto dotarliśmy do końca naszej tegorocznej podróży przez dwadzieścia niezwykłych światów. Od onirycznych pejzaży Wojciecha Jachny, przez orientalne misteria Yazz Ahmed, aż po diamentową precyzję Ambrose’a Akinmusire. Każda z tych płyt to inna historia, inny ładunek emocjonalny i – mam nadzieję – idealna odpowiedź na pytanie: „Co podarować komuś, kto szuka w muzyce czegoś więcej?”. Prowadzenie Jazzdy to dla mnie misja odnajdywania tych pereł w oceanie nowości. To godziny spędzone ze słuchawkami na uszach, setki kilometrów przejechanych z jazzem w głośnikach i nieustanna chęć dzielenia się z Wami tym, co w tej muzyce najszczersze. Robię to, bo wierzę, że jazz to nie tylko dźwięki, to sposób patrzenia na świat – pełen uważności i improwizacji. Postaw kawę Jazzdzie! ☕ Jeśli moje zestawienie pomogło Ci podjąć decyzję, zainspirowało do przesłuchania nowego albumu lub po prostu umiliło wieczór, możesz wesprzeć dalszy rozwój bloga. Dobra kawa to dla mnie paliwo do pisania kolejnych tekstów i wyszukiwania kolejnych muzycznych skarbów, o których warto opowiedzieć światu. Każda „postawiona kawa” to dla mnie sygnał, że to, co robię, ma dla Was znaczenie i pomaga mi utrzymać pozycję numer 1 na polskiej mapie blogów jazzowych. Postaw mi wirtualną kawę na buycoffee.to/jazzda Dziękuję, że jesteście częścią tej podróży. Niech tegoroczne święta brzmią u Was dokładnie tak, jak sobie wymarzyliście – najlepiej w rytmie dobrego jazzu! Robert Kozubal Jazzda.net
- Listopad 2025 nowości jazzowe sZALEŃSTWO, EKSPERYMENT I COŚ o MIKROTONACH
Listopad – ten szary, melancholijny miesiąc – w świecie jazzu wcale nie jest czasem zadumy. Przeciwnie! Zamiast przygotowań do świąt, dostaliśmy zastrzyk czystego szaleństwa i awangardy. Oto najlepsze nowości jazzowe listopada 2025. Ponad 20 godzin muzyki na playliście. Z jednej strony mamy głęboko osobiste podróże: od kontrabasisty Makara Novikova , który muzycznie mierzy się z traumą emigracji, po trębacza Wojciecha Jachnę , który łamie nam wielkomiejskie uprzedzenia wobec ludowości. Z drugiej – wkraczamy w czysty eksperyment , zmuszeni do ponownego zdefiniowania harmonii przez awangardową kooperatywę Horse Lords & Arnold Dreyblatt , których mikrotonowy zgiełk doprowadza do transu. Do tego dochodzi rewolucja w mainstreamie: mistrz perkusji Billy Hart , który udowadnia, że 85. urodziny to idealny moment, by dać po nosie wszystkim miłośnikom nudnego swingu. A wisienka na torcie to OMAHA DINER , którzy na warsztat biorą Top 40, by udowodnić, że największe popowe hity da się zamienić w inteligentną improwizację. Zapnijcie pasy, bo ten jazzowy listopad to multidirectionalny rollercoaster UWAGA!PLAYLISTA NOWOŚCI LISTOPADA PONAD 20 GODZIN MUZYKI ZNAJDUJE SIĘNA KOŃCU TEKSTU, ZA PROŚBĄ O WSPARCIE BLOGA NA BUYCOFEE OMAHA DINER – Top 40, jakiego nie słyszeliście W 1954 roku, siedząc w restauracji w Omaha w stanie Nebraska, Todd Storz zauważył, że nastoletnia kelnerka wybierała w szafie grającej w kółko tę samą piosenkę. W tym momencie narodziło się radio Top 40, dołączając do listy słynnych i niesławnych wynalazków miasta, które znajduje się na szczycie Strategic Air Command – dotąd. Obok kolacji przed telewizorem, kanapki Reuben, spinki do włosów, wyciągu narciarskiego i (jak twierdzą niektórzy) puszystych kostek do gry, teraz pojawia się najnowszy wynalazek: OMAHA DINER . OMAHA DINER to czterech znanych muzyków, którzy postanowili na nowo zdefiniować format, który na zawsze zmienił sposób, w jaki odbieramy muzykę. Możesz kochać Top 40 (wątpliwe), możesz go nienawidzić (prawdopodobne), możesz w ogóle się nim nie przejmować (kłamca), ale nie możesz od niego uciec. Muzycy to Steven Bernstein - trabka Charlie Hunter - siedmiostrunowa gitara elektryczna, Bobby Previte - perkusja, Skerik - saksofon. Album OMAHA DINER to projekt koncepcyjny o tyle niezwykły, że zawiera wyłącznie covery utworów, które znalazły się choćby na krótko na pierwszym miejscu listy przebojów Top 40 . Zapomnijcie jednak o popowych aranżacjach. Ten skład to światowy wirtuoz gitary siedmiostrunowej, pionier saksofonu, laureat stypendium Guggenheim Fellowship oraz nominowany do nagrody Grammy . W rękach tych jazzowych kameleonów popularne hity stają się intrygującym, dekonstruowanym materiałem do zabawy i improwizacji. Skład OMAHA DINER czuje się swobodnie w każdym świecie – nie tylko skomponował muzykę do jednego z filmów legendarnego reżysera Roberta Altmana, ale także w innym wystąpił. Artyści ci, w ciągu sumarycznych 125 lat swojej kariery, współpracowali z tak niesamowitą gamą postaci, jak Aretha Franklin, Sting, Elton John, Tom Waits, a nawet Michael Tilson-Thomas. Grali na wszystkich kontynentach z wyjątkiem (być może) Antarktydy, na rockowych arenach i w kultowych klubach jazzowych. OMAHA DINER: dekonstruuje muzykę popularną od 2012 roku. Ich płyta to inteligentna zabawa z historią popu, która w rękach tych jazzowych kameleonów staje się czymś zupełnie nowym. To obowiązkowa pozycja dla każdego, kto uważa, że Top 40 to muzyczna przeszłość. Top 40, jakiego jeszcze nie słyszałeś – OMAHA DINER. Wojciech Jachna Łamie Kark Uprzedzeniom Rok na polskiej scenie jazzowej zaczynał się i kończył płytami Wojciecha Jachny . Styczeń przyniósł świetną, przestrzenno-improwizacyjną Ad Astra (Wojciech Jachna Squad), a listopad – dwupłytowy projekt Kujawski Ansambl: Rzecz o Annie Jachninie , stanowiący hołd dla babci trębacza, dokumentalistki kultury ludowej z Radia Pomorza i Kujaw. I to jest płyta, która złamała moje wielkomiejskie ego , które – jak się okazało – w skrytości ducha uważało muzykę ludową za coś gorszego gatunkowo. Kiedy jej słuchałem, towarzyszyła mi subiektywna ambiwalencja: słyszałem fajne, jazzowe kawałki, ale jednak... "na ludowo". Ze smutnym zdziwieniem skonstatowałem, że moja niechęć do tego "na ludowo" nie jest ani odrobinę obiektywna, nie dotyczy materii muzycznej, a wynika z – nazwijmy to – oceny całokształtu ludowości. Dzięki płycie Wojciecha Jachny musiałem wziąć się za bary z własnymi uprzedzeniami, awersją wobec nie tylko muzyki, ale ludowości w ogóle. A że moje korzenie wrośnięte są w środkowopolską wieś, to w zasadzie musiałem wziąć się za baru z samym sobą. Bardzo podobały mi się wszystkie pieśni z płyty pierwszej (cały projekt jest dwupłytowy, z drugą częścią mocno osadzoną w historycznym kontekście Anny Jachniny), które szybowały w stronę niejednoznacznego jazzu i wykręcały pieśni ludowe w stronę nowoczesności, a jednak czułem się z tą muzyką nieswojo. Dopiero po którymś razie one mnie otworzyły, przestałem się boczyć na proste rytmy, znane przyśpiewki, gwarę - to wszystko wpleciony jest z nieoczywiste harmonie, uciekające rytmy, a między nimi płyną te wspaniałe wzlatujące pod niebo zagrywki pana Wojciecha na trąbce, których - wedle mojego osądu - nie można nie lubić. Warto nad tą muzyką się pochyli, warto z nią przystanąć. Wtedy bowiem ta płyta wchodzi w człowieka jak dobrze zmrożona, zimna wódka, letniego, gorącego dnia, w wiejskiej oberży na rozstajach, na końcu wsi . W mojej rodzinnej wsi nie ma już takiej oberży; stoi jedynie po niej budynek – teraz jest w nim coś bez sensu i znaczenia. Zawsze kiedy tamtędy przechodzę (a zdarza się to coraz rzadziej: raz, dwa razy w roku) wyobrażam sobie niedzielny gwar płynący z jej okien, smak zimnej gorzałki, tłum chłopów. Dla mnie to była nie tylko muzyczna podróż, ale także konfrontacja z wypartym rodowodem, słuchałem jej na ruinach domu mojego dziadka stojącego na lichej ziemi sieradzkiej, dziadka, którego nie pamiętam, bo ciężka, samotna harówka w polu zabrała go przedwcześnie (babcia zmarła, gdy mama miała kilka lat). Łaziłem po tych już dzierżawionych lub sprzedanych sieradzkich polach w jesiennej szarudze, rozganiając mgły własnej historii i szukając odpowiedzi na pytanie: czy jest jeszcze we mnie choć ślad ludowego pochodzenia? No i oczywiście, że jest. Oczywiście. Bardzo więc dziękuję panie Wojciechu Jachno za świetną muzykę, ale przede wszystkim za złamanie karku moim ludowym uprzedzeniom . Sebastian Studnitzky – "KY!" Sebastian Studnitzky, znany również jako KY, to postać, która od lat wymyka się prostym klasyfikacjom. Trębacz, pianista i dyrektor artystyczny berlińskiego XJAZZ! Festivalu, w swoim najnowszym projekcie "KY!" prezentuje muzykę, która swobodnie przekracza gatunkowe podziały. Album "KY!" to monumentalne, epickie przedsięwzięcie. Po sukcesie orkiestrowego projektu Memento (nagrodzonego ECHO Jazz Award) i bardziej kameralnego, elektronicznego KY Organic , Studnitzky powraca z materiałem, który łączy w sobie surową emocjonalną głębię z potęgą brzmienia. Tym razem artysta połączył siły z Odesa Philharmonic Chamber Orchestra , a współpraca ta ma niezwykłą i poruszającą genezę. W lipcu 2023 roku Studnitzky wraz z zespołem wyruszył do Odessy, aby w zabytkowej sali filharmonicznej nagrać projekt obejmujący muzykę i wideo, oddający emocje i pilność sytuacji w Ukrainie. „To było fascynujące, piękne i przerażające zarazem” – wspomina Studnitzky. Artysta opisuje surrealistyczny kontrast: z jednej strony wojna widoczna w postaci kontroli wojskowych i barykad, z drugiej – cudowne miasto, w którym sklepy i restauracje wciąż działały. Tę polaryzację „życia jak zwykle” pośród chaosu i okropności wojny – doświadczenie intensywne i dziwaczne zarazem – starał się uchwycić w filmie Memento Odesa . To właśnie te doświadczenia stały się podwaliną pod album "KY!". Efekt? Płyta wypełniona jest śpiewnymi melodiami. Studnitzky tym razem gra delikatnie, spokojnie, jakby chciał gasić, a nie rozpalać emocje; jest w tej grze mnóstwo nordyckiej delikatności i lekkości. Artysta uwielbia, gdy rytm nie jest „pognieciony”, a harmonie spływają kaskadami, powtarzane niczym kolorowe mantry. Hipnotyzujące groove'y spotykają się tu z brzmieniem o czystej, niemal klasycznej urodzie – minimalistycznym, a zarazem pełnym warstw. Co istotne, materiał został zarejestrowany na żywo w legendarnej berlińskiej sali Meistersaal – miejscu, które gościło takie legendy jak David Bowie czy U2. Decyzja o nagrywaniu bez dogrywek (overdubs), z udziałem kameralnej publiczności, pozwoliła uchwycić autentyczną, surową energię tego spotkania. Jak mówi sam artysta: "To ryzykowne ustawienie zadziałało, uchwyciliśmy surową energię prawdziwego live setu" . A sam utwór "I Thought It's Too Late" jest kwintesencją tego albumu. Rozwija się wspaniale, a jego finał, wieńczący całe godzinne wydawnictwo, jest porównywalny do najlepszych, epickich nagrań Davida Bowiego czy U2. Warto pamiętać o korzeniach Studnitzky'ego – jego rodzice pochodzą z Czech, mieszkali niedaleko polskiej granicy, co być może tłumaczy jego naturalną ciągotę do łączenia kultur i otwartość na wschodnią wrażliwość, słyszalną we współpracy z muzykami z Odessy czy Polski (jak choćby z Bodkiem Janke). "KY!" to album, który jest zarazem intymny i filmowy. To muzyczne powstanie i radykalne oddanie prawdzie oraz pięknu. Dla fanów brzmień z pogranicza jazzu, elektroniki i neoklasyki – pozycja obowiązkowa. Rafael Enciso Quartet – "Crossfade" "Crossfade" to debiutancki album nowojorskiego basisty i kompozytora Rafaela Enciso , wyprodukowany przez legendę jazzu, Daynę Stephensa . To dzieło o głębokim, filozoficznym zacięciu, które koncentruje się na fenomenie czasu i nieustannej cykliczności zmian – zarówno w naturze (inspirowanej okolicami Ithaca, NY), jak i w szerszych trendach społecznych. Tytuł "Crossfade" (zanikanie jednego i jednoczesne pojawianie się drugiego) jest kluczowy dla muzycznej estetyki albumu. Jak mówi Enciso: "Album żyje w tej przestrzeni pomiędzy, gdzie przeszłość i teraźniejszość współistnieją i wpływają na siebie nawzajem" . Muzycznie przekłada się to na zbiór oryginalnych kompozycji, które charakteryzują się nieoczekiwanymi zmianami, warstwowymi teksturami i rytmami utrzymującymi uwagę słuchacza, a także płynnością, dzięki której utwory nakładają się na siebie, balansując między mocnymi rytmami a szerokimi, odkrywczymi melodiami. Koncept albumu najlepiej oddają wybrane kompozycje: "Waterfall", utwór inspirowany wodospadami, maluje muzyczny obraz transformacji i ciągłego przepływu. Kontrastuje z nim liryczna i tajemnicza oda do Wayne'a Shortera, czyli "The High Priestess", pełna ducha nieustraszonej eksploracji. Z kolei "Austin Otto" to humorystyczny i figlarny utwór, w którym Dayna Stephens dołącza na saksofonie, wnosząc odrobinę lekkości. Mimo kompozytorskiej złożoności, "Crossfade" brzmi jako dzieło stworzone w pełnej jedności. Czteroosobowy trzon (Enciso na basie, Gabriel Chakarji na fortepianie, Miguel Russell na perkusji i Nicola Caminiti na saksofonie altowym) łączy nie tylko wspólny język muzyczny (część zespołu grała wcześniej u Stephensa), ale i głęboka, trzyletnia przyjaźń. Taka więź jest wyraźnie słyszalna w nagraniu i zapewnia niemal niezrównany poziom spójności. Gościnny udział Jahari Stampley'a na organach tylko wzmacnia ten efekt. Rafael Enciso stworzył wybitny debiut, który dzięki kunsztowi i wzajemnemu zaufaniu zespołu sprawia wrażenie nieustannej, intymnej, ale i wysoce kreatywnej konwersacji. Rebecca Trescher – "Changing Perspectives" Kurde, jaka to jest ciekawa płyta. Bo: niby nic się tam nie dzieje, żadne rewolucje, głowy nie spadają, system kopernikański nie staje w poprzek, a jednak jest w tej muzyce coś, co każe mi do niej wracać i słuchać bez końca. Rebecca Trescher , klarnecistka i kompozytorka z Norymbergi, od lat koncentruje się na idei "zmiany perspektywy" . To dążenie jest widoczne w jej najnowszym albumie, który ukazuje artystkę dojrzałą, potrafiącą odpuścić nadmierną kontrolę i otwartą na słuchanie świata zewnętrznego. Płyta ukazuje Trescher i jej zespół w porywających pejzażach dźwiękowych, które międzynarodowi krytycy wielokrotnie określali mianem "niemal filmowej jakości" . Muzyka opowiada fabuły z zaskakującymi zwrotami akcji i sceny, które na długo pozostają w pamięci. Urodzona w 1986 roku w Tybindze, Rebecca Trescher działa jako kompozytorka, klarnecistka i liderka zespołu w Norymberdze i Berlinie. Dzięki nieograniczonej ciekawości i radości z eksperymentowania z jazzem i współczesną muzyką symfoniczną, zyskała uznanie na niemieckiej i międzynarodowej scenie. Jej pomysły kompozytorskie są głęboko zakorzenione w naturze, co sprawia, że jej muzyka jest jednocześnie ugruntowana i eteryczna. Wśród jej autorytetów znajdziemy tak różnorodne nazwiska jak Björk, Bob Brookmeyer, Gil Evans, Radiohead, Maurice Ravel, Wayne Shorter i Igor Stravinsky. Trescher tworzy unikalny świat dźwięku, który jest bardziej asocjacyjny i organiczny niż prowokacyjny. Inspiracje do kompozycji są często malarskie i bardzo konkretne. Weźmy choćby utwór "Farn" (paproć) , który rozpoczyna się tajemniczymi dźwiękami, a następnie przechodzi w dramatyczną sekwencję. Trescher była ożywiona świadomością, że natura powoli, ale nieubłaganie, odbiera to, co cywilizacja jej odebrała. Ta powolna siła roślin oplatających budynki stanowi mocny, muzyczny motyw. Inne kompozycje z albumu, takie jak dwuczęściowy utwór "Zaubergarten" (Zaczarowany Ogród) , przenoszą słuchaczy do magicznych przestrzeni, czerpiąc inspirację z muzyki i osobowości brazylijskiego czarodzieja, Hermeto Pascoala. Znajdziemy tu także intymny "Song For The Night – dedykowane Carli Bley" . Rebecca Trescher stworzyła na "Changing Perspectives" dzieło, które wymaga od słuchacza otwartości, oferując w zamian muzykę pełną wyobraźni, która nie boi się pytać: "Czy to naprawdę działa tak, jak sobie wyobrażałam?" . Makar Novikov Quintet – "Long Journey" "Long Journey" to długo wyczekiwany debiutancki album kontrabasisty Makara Novikova , artysty o ugruntowanej pozycji (współpracował m.in. z Jimmym Cobem, Clarkiem Terrym i Jimmym Heathem), który w lutym 2022 roku zdecydował się na emigrację do Europy z powodów czysto politycznych. Choć Makar nie precyzuje, że chodziło bezpośrednio o inwazję Rosji na Ukrainę (która rozpoczęła się w lutym 2022 roku), kontekst czasowy oraz użycie określenia "osobiste i polityczne zawirowania" na początku 2022 roku silnie sugerują, że agresja na Ukrainę była bezpośrednią przyczyną lub jednym z katalizatorów tej decyzji . Album jest muzyczną refleksją na temat jej następstw i początku nowego życia w sercu kontynentu. Trzeba uczciwie przyznać, ze Novikov, absolwent The New School w Nowym Jorku i Akademii Muzycznej Gnessin w Moskwie, dość szybko po schowaniu dyplomu w kieszeń, stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych basistów. Jego kariera międzynarodowa była dynamiczna (występy na Montreux Jazz Festival, w Ronnie Scott’s, czy Smalls Jazz Club w Nowym Jorku), jednak osobiste i polityczne zawirowania zmieniły jego drogę. Album, którego tytuły kompozycji – takie jak „Emergency Exit” , „Free Fall” czy „Desert Island” – opowiadają najwyraźniej jego historię, to - jak stwierdził krytyk „Jazz thing”: "To wszechstronnie udany debiut, który łączy inteligencję z intuicją, a precyzję z kreatywnością" . Mimo ciężaru tematyki, w muzyce Makara Novikova słychać optymizm i nadzieję – szczere, poruszające pragnienie piękna . Jest to otwarty, taneczny modern jazz, którego celem jest łączenie ludzi. Makar Novikov, obecnie rezydujący w Berlinie i będący aktywnym pedagogiem w Siena Jazz University, zebrał międzynarodowy kwintet, by stworzyć album - świadectwo powążnej, życiowej zmiany. "Long Journey" to więc podróż pełna emocji, która potwierdza, że nawet w obliczu największych wyzwań, jazz pozostaje siłą napędową i źródłem nadziei. Billy Hart Quartet – "Multidirectional" N agranie ze Smoke Jazz Club, Nowy Jork, zespoł w składzie : Mark Turner (saksofon tenorowy), Ethan Iverson (fortepian), Ben Street (kontrabas), Billy Hart (perkusja). Spojrzenie na okładkę, oddech i... westchnienie. Patrzy na mnie uśmiechnięty, starszy Afroamerykanin i pierwsze, co przychodzi do głowy to myśl: "będzie nudne, standardowe swingowanie". Uprzedzenia bywają mylące, a w tym przypadku – wręcz bolesne. Zespół Billego Harta daje po nosie, jak mało kto. Ten skład to istne łyse konie jazzu , wyjadacze sceny, którzy grają ze sobą od dwudziestu lat – dłużej, niż trwa wiele małżeństw. I tę dojrzałą, niezwykle silną chemię słychać w każdym takcie. Album Multidirectional to hołd złożony zarówno dyscyplinie, jak i całkowitej wolności, nagrany na żywo z okazji zbliżających się 85. urodzin mistrza perkusji, Billy’ego Harta. Muzyka jest niegłośna, eksperymentalna i bardzo odważna , daleka od konwencjonalnego swingu. To improwizacja o najwyższej, niezwykle dojrzałej technicznej precyzji. Sam Hart doskonale opisuje swoich kolegów: Mark Turner „błyszczy jak klejnot”, Ben Street „wie lepiej, co zagram i jak zagram”, a Ethan Iverson „wie, jaką muzykę najbardziej lubię”. Multidirectional to reinterpretacja starszych utworów zespołu oraz coverów, które w tym wykonaniu zyskują fascynujące nowe barwy. Całość została zagrana w stu procentach na żywo . Zespół zabiera słuchaczy w wiele nieoczekiwanych miejsc. Najlepszym przykładem jest świeża interpretacja klasycznego „Giant Steps” Johna Coltrane’a, do którego Iverson wprowadza intrygujące, nowe struktury motywiczne, a sekcja rytmiczna tworzy taneczny groove, który nie boi się porzucić tonów pedałowych na rzecz śmiałego swingu. W balladzie „Song For Balkis” (dedykowanej córce Harta) perkusista rozpoczyna pokazowym popisem na tom-tomach, by przejść do lirycznego poematu tonalnego. Mark Turner rozwija logiczną narrację, a Ethan Iverson wywołuje spokojny, senny nastrój. Kontrastem jest utwór „Amethyst” (dedykowany żonie), który z balladowego rubato przechodzi w abstrakcyjny jazz modalny, z Turnerem na czele. Dzięki muzykalności płynącej w ich żyłach, Billy Hart Quartet emanuje elegancją i mądrością. Energia, niekonwencjonalna technika i wyrafinowany gust Billego Harta budzą nieustający podziw – i udowadniają, że to, co ma być nudne , bywa najbardziej rewolucyjne. Horse Lords & Arnold Dreyblatt – "Extended Field" (FRKWYS Vol. 18) "Extended Field" to spotkanie dwóch pokoleń, których obsesją jest świat stroju naturalnego (Just Intonation) – starożytnego systemu strojenia opartego na harmonicznie czystych interwałach, osiąganych przez matematyczne proporcje. STOP! wyobraźmy sobie teraz statystycznego Kowalskiego, który ni cholery nie wie o czym kurde mowa. Tłumaczymy. No a dokładniej próbujemy tłumaczyć Harmonicznie Czyste Interwały (Just Intonation) dla Kowalskiego Żyjemy w świecie muzycznym zdominowanym przez system zwany strojem równomiernie temperowanym (Equal Temperament). Jest to system, którego używa niemal każdy współczesny instrument klawiszowy (pianino, syntezator) i który uważa się za standardowy . Czym jest Strój Równomiernie Temperowany (Nasz Standard)? Wyobraź sobie, że masz tort i musisz go podzielić na 12 idealnie równych kawałków (to jest 12 półtonów w oktawie). Zaleta: Każdy kawałek jest identyczny. Dzięki temu możesz zagrać dowolną melodię w dowolnej tonacji i zawsze będzie brzmiała poprawnie i spójnie . Wada: Aby utrzymać tę idealną równość, interwały takie jak tercje, kwarty czy kwinty są delikatnie, wręcz minimalnie fałszywe (rozstrojone) w stosunku do naturalnych praw fizyki dźwięku. Nasze ucho przyzwyczaiło się do tego kompromisu, bo dzięki niemu muzyka jest uniwersalna. Czym są Harmonicznie Czyste Interwały (Just Intonation)? To jest powrót do fizyki i matematyki dźwięku . Harmonicznie czyste interwały opierają się na stosunkach liczb całkowitych . Przykład: Kiedy dwie struny wibrują idealnie czysto, ich stosunek częstotliwości to np. 3:2 (czysta kwinta) lub 4:3 (czysta kwarta). Zaleta: Kiedy instrumenty są nastrojone w ten sposób, akordy brzmią niesamowicie czysto, rezonująco i błyskotliwie (Dreyblatt nazywa to sonicznie promieniującym światem ). Ucho nie słyszy żadnych "błędów", a dźwięk wydaje się gęstszy i bardziej wciągający – stąd efekt transowy. Wada: Ten system jest nieelastyczny . Działa idealnie tylko w tej jednej konkretnej tonacji, na którą instrumenty zostały nastrojone. Zmiana tonacji o pół tonu powoduje, że cała reszta akordów brzmi dziwnie lub fatalnie (jak w przypadku źle nastrojonych, zmodyfikowanych instrumentów Horse Lords i Dreyblatta). Mamy zatem tu do czynienia z fascynującą, intergeneracyjną kolaboracją, będącą 18. częścią serii FRKWYS. Arnold Dreyblatt – pionier amerykańskiej awangardy, który eksplorował Just Intonation już w latach 70. w Nowym Jorku – spotyka się z zespołem Horse Lords , który zaczął aplikować ten radykalny system cztery dekady później. Horse Lords to kwartet z Baltimore, który od 2010 roku łączy renesansową kontrapunktową tradycję z muzyką eksperymentalną, inspiracjami folkowymi i polirytmicznymi matrycami. Ich filozofia jest głęboko polityczna: „Jak możemy nasycić bezsłowną muzykę radykalnym przesłaniem politycznym?” – pytają. Zespół ten, znany z angażowania się w społeczne i polityczne normy (widać to po tytułach utworów, np. „Wildcat Strike” czy „Truthers”), świadomie gra na instrumentach przystosowanych do mikrotonalności. Efekt współpracy to potężne, wibrujące środowisko harmoniczne, podsycane przez wspólne zamiłowanie do rytmu. Muzyka jest intensywna i gęsta; to nie jest łatwe słuchanie, ale nagroda za cierpliwość to przeniesienie w stan niemal transowy . Album jest dowodem na to, jak skutecznie można połączyć dyskretne, ale pokrewne estetyki – Dreyblatta, który skupia się na fizyce dźwięku, z post-rockową energią Horse Lords. Extended Field to nie tylko płyta, ale manifest przeciwko kompromisom narzucanym przez standardowy strój równomiernie temperowany. To radykalne, sonicznie promieniujące spotkanie, które osiąga małżeństwo estetyczne na wieki. Dla fanów minimalizmu, eksperymentu i poszukiwania nowych harmonii, Extended Field to obowiązkowa, a zarazem wymagająca pozycja, która dosłownie redefiniuje, jak rozumiemy czystość dźwięku. DYCHA NA JAZZDĘ, CZYLI WESPRZYJ NAS Jeśli cenisz sobie recenzje, które potrafią zajrzeć pod powierzchnię i połączyć jazz z awangardą, polityką czy osobistymi historiami – to znaczy, że jazzda.net jest dla Ciebie. Wspieramy ambitne projekty, które łamią stereotypy, a takich w tym listopadzie było wyjątkowo dużo. Chcesz pomóc nam pisać i publikować więcej takich materiałów? Postaw nam kawę! Dla Ciebie to tylko dycha, a dla nas to jak akord otwierający nową wspaniałą płytę, która burzy wszelkie granice . Tu https://buycoffee.to/jazzda.net
- Jazz i Św. Roch, czyli rozmowy na przecince lasu, Cz. II: Piątkowy senny Obłok
Piątkowa Noc: Jazz na Sennie Obłapanie (Wersja Alternatywna III) Miły, po ciężkim dniu z nową siekierą Hultafors (której nadal żałował używać, gdyż za bardzo galanta była, żeby tą siekiera drzewo rąbać), zasnął szybko, twardo, wyczekując. Leżał na boku, wciągając powietrze w równym tempie, ale jego umysł pędził już przez eteryczną knieję. GDYBY INTERESOWAŁA CIĘ PIERWSZA CZĘŚĆ TEKSTU DAJ NURA W TEN LINK Nie czekał długo. Wkrótce najpierw znów pofrunął we śnie nad polanką na przecince, z piaszczystą ziemią i wystawionym na słońce korzeniem, krążył nad nią jak wrona szukająca orzecha, gdy polanka zamieniła się w miękki obłok, a z mgły wyłoniła się majestatyczna postać. Był to Roch. Święty Roch. Wyglądał dokładnie tak, jak ten z boku w kościele, z psem u stóp, ale bez tego kościelnego, srogiego osądu w oku. Raczej był to kumpel, z którym bez wahania pójdziesz na piwo. – No i co, kawalerze – odezwał się Roch tubalnie, a jego głos brzmiał jak dobrze nastrojony kontrabas . – Mówiłem, że wrócić w piątek? Jąką dzisiaj noc mamy? Taż wtorkową! W czym dieło? Miły nie był w nastroju do uprzejmości. Podniósł się na łokciu na swym obłoku i machnął ręką z irytacją. – Mówiłeś, Święty, mówiłeś. Ale ja mam do ciebie pretensję. Ty mnie w maliny wpuszczasz z tym Udałowem! W maliny kurna. Roch uniósł brew, a pies u jego stóp, ten sam co to przyniósł mu chleb spod Piacenzy, warknął cicho, jakby wyczuł fałszywą nutę. – W jakie maliny, Miły? O dżez chodzi? – No a o co! – wybuchnął Miły. – Ty mi tu opowiadasz banialuki, że on dżez lubi, że to jego muzyka. Święty, on nie ma zielonego pojęcia, co to jest dżez! Dla niego muzyka kończy się na tym, co leci w radiu w traktorze u sołtysa. Puściłem mu ostatnio kawałek, to zapytał, czy mi się łożysko w mózgu zatarło. On tego nie czuje, on tym gardzi! To jest człowiek prosty jak trzonek od siekiery, a nie żaden meloman. Roch westchnął głęboko, a dźwięk ten przypominał powietrze schodzące z wielkiego miecha organowego więc na moment wszystkie ptaki zastygły. Przefrunął ze swojego oboku, Usiadł obok Miłego i popatrzył na niego z politowaniem, jak mistrz patrzy na ucznia, który trzyma dłuto odwrotną stroną. – Oj, Miły, Miły... Małej wiary jesteś. Patrzysz oczami, a nie uszami duszy. – Uszami duszy to ja słyszę, jak on chrapie – odparł Miły. – Dajmy spokój, poszukajmy kogoś innego. Może leśniczy? On ma chociaż maturę. – Nie! – zagrzmiał Roch, aż obłokiem zatrzęsło. – Żaden leśniczy. To musi być Udałow. – Ale dlaczego?! – jęknął Miły. Roch pochylił się i szepnął konspiracyjnie: – Bo on jest Wybrańcem, Miły. Miłemu aż zatrzęsło śledzioną. – Kim?! Udałow? Wybrańcem? Chyba do noszenia kłód. – Nie bluźnij rytmicznie – skarcił go kategorycznie Święty. – Sprawdzałem w kartotekach na Górze. Udałow to jest, w terminologii niebiańskiej, "Utajony Polirytmiczny Monolit". On nie wie, co to dżez, bo mu nikt prawdziwego dżezu nie pokazał. On myśli, że to pitu-pitu. Ale w środku? W środku, Miły, w tym chłopie siedzi beat, swing i groove, jakiego świat nie widział. Przypatrz mu się przy robocie Miły. Jak on macha siekierą, to nigdy nie uderza na "raz". On uderza z opóźnieniem, albowiem on synkopuje instynktownie! – Macha jak macha, byle wióry leciały – mruknął nieprzekonany Miły. – Mylisz się. Jego serce bije w 5/4, tylko on to bicie zagłusza kiełbasą, trójglicerydami z wódy i narzekaniem. Musisz się przebić przez tę skorupę. On jest stworzony do dżezu, tylko dżez musi być taki jak on. Twardy. Mocny. Niegrzeczny. Roch sięgnął do kieszeni habitu i wyjął to swoje dziwne, niebiańskie radio. – Skoro twierdzisz, że on nie wie, co to dżez, to musimy mu zresetować system. Musimy mu puścić coś, co brzmi jak rock and roll, ale jest czystym dżezem. Coś, co ma energię jak spadająca sosna. Święty podkręcił gałkę. Z głośnika buchnęło coś, co brzmiało jak fortepianowa nawałnica wsparta połamaną perkusją. – Słuchaj tego, Miły. To jest The Bad Plus. To jest dżez dla tych, co myślą, że dżez jest nudny. To jest ich płyta "These are the Vistas". Konkretnie, utwór "Keep the Bugs Off Your Glass and the Bears Off Your Ass". – Nazwa do dupy, ale rąbią zdrowo – przyznał Miły, czując, jak noga sama zaczyna mu chodzić bez jego wiedzy i woli. A święty jeszcze kręcił w radyjku. - Albo posłuchaj jeszcze tego co ostatnio nagrali w listopadzie, Jure Pukl z kumplami. Genialne… Jure Pukl, Cztery Żywioły i Maszyna: Album "Analog AI" Jure Pukl to słoweński saksofonista, którego bałkańska dusza kipi nieposkromioną energią, a międzynarodowe doświadczenie wyostrzyło jego jazzowy zmysł. Najnowszy album, "Analog AI" (28 Listopad 2025), nagrany z międzynarodowym kwartetem w składzie: John Escreet (fortepian), Joe Sanders (kontrabas) i Christian Lillinger (perkusja), to muzyczna deklaracja w erze algorytmów: bo ludzka improwizacja jest wciąż najdziksza. Złamany Rytm i Wojna z Nudą "Analog AI" to album, który atakuje słuchacza bez ostrzeżenia. Jest szybki, prowokujący i technicznie wyrafinowany, stawiając muzykę jako kontrapunkt dla chłodnej, przewidywalnej sztucznej inteligencji. To - jak mówią autorzy - muzyczna imitacja analogowej sztucznej inteligencji, która przypomina o tym, że muzyka jest najbardziej liryczna, gdy powstaje w danej chwili, przed żywą publicznością. Jure Pukl foto Aljoša Videtič Pukl, lider, szasta solidnym brzmieniem saksofonu, które jest kręgosłupem tej szalonej struktury. Gra czasem nerwowo, szybko, a za chwilę cichutko, lekko. Liryczne, nowoczesne linie basowe Joe Sandersa stanowią kotwicę, ale to, co dzieje się w sekcji rytmicznej, zasługuje na osobną analizę. Niebiańska Intelektualna Fabryka Lillinger'a To, co Christian Lillinger wyprawia za perkusją, to fenomen. Jego gra jest niebiańsko intelektualna , ale jednocześnie osadzona w szalonym, realnym pędzie. Pomyślcie o tym: gra z prędkością pracownika fabryki pędzącego na poranny tramwaj do zakładu , a jednak zachowuje absolutną delikatność. Lillinger gra szybko, ale nie roztacza wokół zespołu pola siłowego, nie zagłusza – on jest wszędzie , ale nigdy nie jest natarczywy. Dostarcza złamane, technicznie wyrafinowane rytmy, które są tak inteligentne, że mogłyby same napisać kod. To ten rodzaj perkusji, który prowokuje, a nie tylko akompaniuje, zmuszając słuchacza do ciągłej uwagi i weryfikacji. To nie tylko efekt kręcenia gałkami przez realizatora dźwięku. Usłyszeć jednocześnie Johna Escreeta i Christiana Lillinger'a w jednym kwartecie to jedno z moich największych marzeń John Escreet na fortepianie to czysta siła. Jego improwizacje są nieprzewidywalne, idące często pod prąd logice, idealnie oddając chaos i twórczy bunt. Kontrast między jego wolnością a precyzją Lillinger’a buduje niesamowite napięcie. Cały kwartet – z Joe Sandersem dostarczającym nowoczesne, liryczne linie basowe – operuje językiem, który jest wymagający, ale wciągający. To kwartet starych przyjaciół, który doskonale się rozumie, nawet w środku sonicznego kataklizmu. – Widzisz, słyszysz? – uśmiechnął się Roch. – To jest klucz do Udałowa. On jest Wybrańcem, Miły, pamiętaj. Jak on to usłyszy, to się w nim ten wewnętrzny metronom obudzi. Tylko musisz być cierpliwy. W dżezie, jak w lesie, nic nie rośnie od razu. Miły, słuchając tej szalonej, saksofonowo-perkusyjno-fortepianowo-kontrabasowej pląsawicy, czuł, jak jego wątpliwości powoli topnieją. Może jednak Roch miał rację? W końcu świety, to święty, wie lepiej… Może w tym Udałowie faktycznie siedzi słynny jazzfan wybraniec, ten jeden jedyny, poszukiwany jak Święty Graal, tylko póki co drzemie przywalony stertą gałęzi? – Dobra, Święty. Spróbuję jeszcze raz – westchnął Miły. – Ale jak on mnie siekierą pogoni za te "kocie muzykie", to będziesz mnie musiał w tym niebie szybciej zameldować. – Spokojna twoja rozczochrana – mrugnął doń Roch po przyjacielsku, jak prezes korporacji do pracownika. – A teraz wracaj. Budzik dzwoni na szychtę. I pamiętaj: Udałow to Wybraniec. Nie zmarnuj tego. Sam skorzystaj. Miły obudził się z głową pełną dźwięków i dziwnego poczucia misji. Udałow... Wybraniec... Kto by pomyślał. A mlaszcze jak żre śląską nie gorzej od świni. Dycha na jazzdę, czyli wesprzyj nas Jeśli cenisz sobie recenzje, które potrafią zajrzeć pod powierzchnię i połączyć muzykę z innymi dziedzinami sztuki, to znaczy, że jazzda.net jest dla Ciebie. Wspieramy ambitne, niekomercyjne projekty, takie jak ten. Chcesz pomóc nam pisać i publikować więcej takich materiałów? Postaw nam kawę! Dla ciebie to tylko dycha, a dla nas jak akord otwierający nową wspaniałą płytę, taką jak właśnie to "Analog AI" Jure Pukl'a .
- Notatka prosto z pościeli: Öström POKAZ Wakeiko Island – Lekarstwo na jesienną Infekcję
Kochani Leżę rozłożony. Jakieś licho mnie wzięło – grypa, przeziębienie, diabli wiedzą co. Sił na pełną recenzję, która sprawiedliwie odda ten album, nie mam absolutnie. Ale muszę Wam powiedzieć o "Wakeiko Island" – wspólnym projekcie pianisty Andriia Pokaza i perkusisty Magnusa Öströma . Muszę bo jest zbyt dobra, aby ją kompletnie przemilczeć. To jest płyta-pocieszenie. Płyta-inhalacja. To jest tak cudownie nordyckie w duchu, a jednocześnie tak ciepłe i osobiste. Dla mnie, słuchanie Andriia Pokaza to ciągła, słodko-gorzka tęsknota za moim ukochanym Esbjörnem Svenssonem . Słyszę w tych dźwiękach echa E.S.T., tę charakterystyczną przestrzeń, melancholię i melodyjność, która leczy duszę. A przecież Pokaz gra wspólnie z Magnusem Öströmem – bębniarzem, który współtworzył legendarny Esbjörn Svensson Trio! To musi działać i działa w maksimum. Jest tu maximum ducha skandynawskiej północy i minimum nudy. Jeśli szukacie muzyki, która pogładzi, otuli i przypomni o pięknie, nawet gdy za oknem szaro, a w kościach łamie – to jest to. Cudowna płyta. Wracam do herbaty z miodem, ale Wy posłuchajcie! Czytelnik Jazzdy, Tomasz S. podpowiedział na Fejsbuku, że ponowie nagrali fajny klip, i dzięki jego poleceniu, podrzucam, obejrzyjcie: Ocena: 5/5, bo leczy. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. Przypomniałem sobie. Ja nie oceniam płyt. Ale jestem chory, to sobie wybaczam. To gorączka. Andrii Pokaz (Ukraina) – młody, ale już uznany pianista jazzowy, charakteryzujący się lirycznym i wciągającym stylem. Magnus Öström (Szwecja) – legendarny perkusista, jeden z filarów kultowego Esbjörn Svensson Trio (E.S.T.). POMOCY! (MAGLINIA TRWA!) Jeśli cenisz tę niezależną, cudną muzykę, rozważ wrzucenie "dychy" na BuyCoffee. Walczę z chorobą w odmetach koca i bez wsparcia mogę nie odzyskać sił na kolejną recenzję. Nie dajcie zginąć antykrytykowi! https://buycoffee.to/jazzda.net
- List Otwarty do Ministry Zdrowia: Czas na refundację "Return to Revisited" Krystyny Stańko
Szanowna Pani Ministro, Szanowni Państwo w resorcie, Półtora roku temu, na łamach portalu Jazzda.net , wystosowałem gorący apel do Pani poprzedniczki. Prosiłem, błagałem, a wręcz domagałem się wpisania ówczesnej płyty Krystyny Stańko "Eurodyka" na listę leków refundowanych. Argumentowałem to w sposób – wydawałoby się – nie do podważenia: muzyka ta powinna rozbrzmiewać w szpitalach, przychodniach i wszędzie tam, gdzie skołatane nerwy suwerena wymagają ukojenia, spokoju i piękna. Niestety, mój apel pozostał bez echa . Resort milczał, a naród nadal musiał radzić sobie ze stresem bez wsparcia systemowego w postaci najwyższej próby jazzu. Dziś jednak przychodzę do Państwa z propozycją "nie do odrzucenia". To szansa na rehabilitację i zrewanżowanie się za tamten brak odzewu. To moment, by nie doprowadzić do kompletnej kompromitacji resortu, który ignoruje najskuteczniejsze metody terapeutyczne. Oto bowiem mamy do czynienia z nową pigułką szczęścia – albumem "Return to Revisited" . Spójrzcie wokoło, moi drodzy; Jeśli zerkniecie, ujrzycie, jak kochać ; Życie jest rajem, gdy jesteśmy razem; W jaką grę zagramy dziś? Tym razem Krystyna Stańko, wokalistka o charakterystycznym, welwetowym kontralcie, zabiera nas w podróż do źródeł swojej muzycznej drogi. Sięga po twórczość nie tylko jazzowej legendy – Chicka Corei i jego kultowej formacji z lat 70., Return to Forever . To właśnie ten amerykański zespół jazz fusion, wymieniany jednym tchem obok Weather Report czy Mahavishnu Orchestra, zdefiniował brzmienie tamtej dekady. Dla Stańko, która u progu swojej artystycznej drogi zetknęła się z albumem nagranym z brazylijską wokalistką Florą Purim, było to doświadczenie formujące. Wyjątkowe linie melodyczne, wirtuozeria, bogactwo rytmów i wyrafinowane harmonie stały się impulsem do jej własnego rozwoju. "Return to Revisited" to hołd dla tego wielkiego innowatora, ale hołd przewrotny i intrygujący. Dlaczego? Ponieważ na płycie poświęconej jednemu z najwybitniejszych pianistów w historii jazzu... nie ma instrumentów klawiszowych . To odważny zabieg, który przenosi te kompozycje na zupełnie nowy, współczesny grunt. Utwory takie jak Crystal Silence , 500 Miles High czy Children’s Song zyskały nowe, często zaskakujące aranżacje. Człowiek chce po prostu być szczęśliwy. Odrzućcie rzeczy, które nie powinny być, uwolnijcie go! Życie jest rajem, wszyscy razem. W co dzisiaj pogramy? Siłą tego "leku" jest jego skład chemiczny – czyli zespół. Krystyna Stańko postawiła na rozbudowane, sześcioosobowe remedium: Krystyna Stańko – śpiew (głos, który sam w sobie obniża ciśnienie krwi lepiej niż farmakologia), Dominik Bukowski – wibrafon, kalimba, xylosynth. Obecność tego wirtuoza wibrafonu to gwarancja brzmieniowej przestrzeni i magii, która jest absolutnie kluczowa dla terapeutycznego efektu płyty. Marcin Wądołowski – gitary, Szymon Łukowski – saksofon, flet, Paul Rutschka – gitara basowa. I wreszcie, sekcja rytmiczna, o której trzeba wspomnieć osobno. Mikołaj Stańko na perkusji. Obserwuję rozwój tego muzyka z nieskrywanym podziwem, patrząc na to, co wyprawia w innych składach, zwłaszcza w znakomitym kwartecie Filipa Żółtowskiego. Na "Return to Revisited" Mikołaj udowadnia, że jest perkusistą kompletnym – potrafi napędzać zespół mocnym rytmem, by za chwilę przejść w subtelne, malarskie wręcz granie, jak tu na tej płycie. Jest sposób, aby to znaleźć. To jest w tobie, nie widzisz? Znajdź prawdę. To jest możliwe, gdy jesteśmy razem. W co dzisiaj pogramy? To właśnie dzięki tej sekcji rytmicznej album oferuje nie tylko ukojenie, ale i niezbędną stymulację. W protokole leczenia szczególną uwagę proszę zwrócić na energetyczną wersję utworu Sometime Ago . Osobom, które potrzebują natychmiastowego zastrzyku witalności, można, a nawet należy prezentować tę kompozycję bez ograniczeń – działa ona skuteczniej i szybciej niż podwójne espresso. Całość materiału cechuje bogactwo kontrapunktów, faktur i zróżnicowanie nastrojów. Mamy tu energię fusion zderzoną z liryzmem, precyzję wykonawczą z luzem improwizacji. Teraz jesteśmy tu wszyscy razem Wolni, aby mieć, robić i być tym, co widzimy Po raz pierwszy, wszyscy razem W co dzisiaj pogramy? Pani Ministro! Jeśli ten list znów trafi do niszczarki, a "Return to Revisited" nie znajdzie się w apteczkach pierwszej pomocy psychicznej Polaków, będziemy zmuszeni podjąć radykalne kroki. Redakcja Jazzda.net jest gotowa rozpocząć ogólnopolską akcję zbierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o "Wprowadzeniu poprawy ogólnego samopoczucia społecznego metodą Krystyny Stańko" . Proszę nie kazać nam wychodzić na ulice (z głośnikami). Proszę po prostu posłuchać. Z muzycznym pozdrowieniem, Redakcja Od autora: W teście wykorzystałem tłumaczenie AI tekstu " What game shall we play today?" z płyty "Return to Forever" Chicka Corei, których autorem jest Neville Potter Wesprzyj Jazzdę! Jeśli cenisz sobie recenzje, które potrafią zajrzeć pod powierzchnię i połączyć muzykę z innymi dziedzinami sztuki, to znaczy, że jazzda.net jest dla Ciebie. Wspieramy ambitne, niekomercyjne projekty, takie jak ten. Chcesz pomóc nam pisać i publikować więcej takich materiałów? Postaw nam kawę! Dla ciebie to tylko dycha, a dla nas jak akord otwierający nową wspaniała płytę, taką jak właśnie to "Return to Revisited" Krystyny Stańko. https://buycoffee.to/jazzda.net Załączniki Autorstwa Artur Andrzej - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=46916887 Krystyna Stańko Wokalistka jazzowa, autorka tekstów, kompozytorka i gitarzystka. Swoją karierę rozpoczęła w 1988 roku w super grupie Young Power i w bluesowym zespole Dekiel, z którym wystąpiła na wielu festiwalach i koncertach w kraju i za granicą. Podczas studiów na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach za- łożyła żeński kwartet For Dee. Razem z zespołem zdobyła główną nagrodę na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, natomiast na koncercie „Debiuty” w 1991 roku w Opolu zdobyła nagrodę im. Anny Jantar za wykonanie własnej piosenki „To idzie nowe” (Oni) Współtworzyła także świetną grupę 0-58. Uznawana jest za jedną z najważniejszych postaci polskiej sceny wokalistyki jazzowej. Jej twórczość charakteryzuje się połączeniem liryzmu, jazzowej elegancji i elementów latynoskich (szczególnie bossa novy). Jest również cenionym pedagogiem akademickim i autorką audycji radiowych (niedziela godzina 14 Radio Gdańsk, zawsze słucham w internecie). Ma na swoim koncie 14 albumów studyjnych, zyskując tym samym status doświadczonej i nieustannie poszukującej artystki. Chick Corea By Ice Boy Tell - Own work, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=99933537 Armando Anthony „Chick” Corea (1941–2021) był jednym z najważniejszych pianistów i kompozytorów w historii jazzu. Obok Herbiego Hancocka i Keitha Jarretta, jest uznawany za kluczowego innowatora w muzyce jazzowej po erze post-bopu. Był pionierem gatunku jazz fusion, zakładając na początku lat 70. słynny zespół Return to Forever . Jego twórczość charakteryzuje się eklektyzmem – od awangardowego jazzu, przez latynoskie rytmy, po muzykę klasyczną i ścisłe kompozycje. Album Return to Forever (1972) stał się inspiracją dla Krystyny Stańko i całej jej kariery. Flora Purim Autorstwa Brianmcmillen - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=11091828 Flora Purim (ur. 1942) to brazylijska wokalistka jazzowa, która odegrała kluczową rolę w ukształtowaniu brzmienia latynoskiego jazz fusion. Była jedną z pierwszych wokalistek w pierwotnym składzie Return to Forever Chicka Corei. Jej współpraca z Coreą, zwłaszcza na przełomowym albumie Return to Forever , wprowadziła do jazzu elementy brazylijskiej bossa novy i samby, co nadało formacji unikalny, eteryczny i rytmiczny charakter. Głos Purim jest często opisywany jako instrument sam w sobie, pełen improwizacji i zwinności. Jej twórczość miała bezpośredni wpływ na wokalistki takie, jak Krystyna Stańko.
- Wywiad z Anną Gadt o płycie Zbieżność przeciwieństw
Anna Gadt opowiada o swoim nowym albumie Coincidentia Oppositorum, czyli Zbieżność Przeciwieństw Robert Kozubal, Jazzda.net Materiał do Coincidentia Oppositorum nagrany był na żywo. Na ile Pani, wchodząc do studia "wiedziała" co i jak chce opowiedzieć głosem? Anna Gadt fot. Małgorzata Frączek Anna Gadt: Tak, album został nagrany na tzw. setkę, co jest częstą praktyką w przypadku albumów jazzowych i improwizowanych. Każdy z utworów ma rodzaj rusztowania, którego częścią są partytury. Poza jednym utworem partie wiolonczel były dość dokładnie zapisane, więc wiedzieliśmy, co wydarzy się w warstwie instrumentalnej. Tematy, które śpiewam czasem są zapisane, jak w utworach "Hope", "Little Snake", a niekiedy improwizowane, jak w „Song of the open Road” i w otwierającym płytę „Collapse”. Każdemu utworowi towarzyszy jakaś historia, cytat lub motto i w tym sensie wiedziałam, co chcę opowiedzieć. Jazzda.net : Otwarcie płyty to jednocześnie cytat z powieści "Wyznaję" Jaume Cabre połączony z "...We śnie" Leśmiana, które też otwiera "Mysterium Lunae". Ciekawi mnie przyczyna, zamysł – o ile taki był – sięgnięcia po takie cytaty? Anna Gadt: Poprosiłam, by Milan Rabij, który jest autorem tej kompozycji i aranżerem wszystkich utworów na płycie, napisał coś bez moich sugestii i wytycznych. Wprawdzie wiedziałam, jaki jest pomysł kompozycyjny, ale cały utwór usłyszałam dopiero w studiu. Zanotowałam skojarzenia, pojedyncze słowa lub cytaty i w ten sposób przygotowałam materiał wyjściowy, którym podczas sesji nagraniowej swobodnie żonglowałam. Wybrałam fragmenty nie tylko z obecnego, ale i poprzednich albumów. Jest tutaj Leśmian, Miron Białoszewski i tytuł albumu "Breathing" oraz książka „Wyznaję” - na tyle ważna dla mnie powieść, że regularnie do niej wracam. Początek wspomnianego fragmentu brzmi jak początek baśni – „Dawno, dawno temu…” i dlatego go zanotowałam. Niesie ze sobą skojarzenie z dzieciństwem i słuchanymi na dobranoc bajkami, ma w sobie również cień ekscytacji towarzyszącej nieznanemu. Trochę jak z książek Juliusza Verne. Ostatecznie utwór podzielił się na dwie części: w pierwszej śpiewam o przeszłości, a w drugiej korzystam z fragmentów wierszy Whitmana i Dickinson, które w dalszej części płyty stanowią oddzielne utwory. Jazzda.net : Czego dotyczy tytułowa zbieżność przeciwieństw – czy tego, że brzmicie Państwo z Warsaw Cello Quartet idealnie? Anna Gadt: Widzę ten tytuł na trzech różnych poziomach. Po pierwsze, człowiek i przeciwieństwa, które łączy w sobie. Po drugie, chcę pokazać poczucie dysonansu, które towarzyszy człowiekowi rozdartemu między własnym intymnym światem osadzonym w – nazwijmy go – starym systemie, a kosmosem i nowoczesnością, lecz nowoczesnością nie tylko ze zmianami społecznymi czy układami politycznymi, ale przede wszystkim technologią, która jak nigdy wcześniej wkroczyła w nasze życie i ingeruje w nie, czasem bez naszego udziału, a nawet woli. Wreszcie w kontekście płyty to połączenie aparatu wykonawczego wywodzącego się z muzyki klasycznej (kwartet, wiolonczele, partytury) z głosem, muzyką improwizowaną, intuicją i impulsem. Chciałam, by cały album był rodzajem dialogu między kompozycją i improwizacją, był trochę jak waga, której szale raz przechylają się w stronę kompozycji, innym razem improwizacji, ale obie są ze sobą w ciągłej i ścisłej relacji. Jazzda.net : Czy w podobnym składzie zdarzało się Pani występować, śpiewać wcześniej? Pamiętam współpracę z wiolonczelistką Annemie Osborne Extemporizing Ensemble i udział w bardzo udanej płycie pani Aleksandry Kutrzepy. Anna Gadt: Wielokrotnie współpracowałam z dużymi zespołami lub orkiestrami kameralnymi, w których obecne były wiolonczele. Wiolonczela pojawia się rownież na płycie "Misterium Lunae", ale nie śpiewałam wcześniej z kwartetem wiolonczelowym, dlatego tym bardziej cieszę się, że muzycy z Warsaw Cello Quartet wyrazili chęć współpracy. Jazzda.net : Bardzo dziękuję za rozmowę. PEŁNY TEKST NA TEMAT PŁYTY : LINK Wesprzyj Jazzdę! Jeśli cenisz sobie recenzje, które potrafią zajrzeć pod powierzchnię i połączyć muzykę z innymi dziedzinami sztuki, to znaczy, że jazzda.net jest dla Ciebie. Wspieramy ambitne, niekomercyjne projekty, takie jak ten. Chcesz pomóc nam pisać i publikować więcej takich materiałów? Postaw nam kawę! Dla ciebie to tylko dycha, a dla nas jak akord otwierający nową medytację. https://buycoffee.to/jazzda.net
- AnnA Gadt, Warsaw Cello Quartet, Milan Rabij, czyli Zgodność Przeciwieństw
Ta płyta zaczyna się od cytatu: „Dawno, dawno temu, kiedy ziemia była jeszcze płaska, zuchwali podróżnicy docierali na koniec świata i pogrążali się w zimnej mgle; spadali między ciemne skały w przepaść.” – Jaume Cabré, „Wyznaję” (tłum. Anna Sawicka) Słowami tymi, recytowanymi przez Annę Gadt, rozpoczyna się wspaniały album Coincidentia Oppositorum (Zgodność Przeciwieństw), którego premiera zapowiadana jest na 30 listopada 2025. Liryczny i filozoficzny cytat z prozy Cabré natychmiast spycha słuchacza na krawędź – krawędź, po której odtąd będzie balansować między archaiczną siłą głosu, a kameralną precyzją czterech wiolonczel. Chwilę później głos przechodzi w wokalizę wiersza Bolesława Leśmiana „...we śnie” , znanego z cudownego krążka Mysterium Lunae , i wszystko staje się jasne: oto kolejny, konsekwentnie bezkompromisowy projekt Anny Gadt. Anna Gadt – konsekwencja w niestandardowym dialogu Anna Gadt od lat konsekwentnie odrzuca utarte schematy, koncentrując swoją twórczość na poszukiwaniach ekspresji za pomocą najczystszej formy: głosu w dialogu z jednym lub kilkoma instrumentami . Ta droga, dla obserwatora jej kariery, wydaje się w pełni świadoma i artystycznie zdyscyplinowana. Pani Anna, artystka i wykładowca akademicki, doktor habilitowana, w moim prywatnym rankingu najlepsza w tej chwili wokalistka na świecie (gitarzysta Marcin Olak, powiada: Anna to jedna z najlepszych wokalistek i improwizatorek na planecie, a wie co mówi, nagrali wspólnie dwie płyty tym pt. "Gombrowicz") Pani Anna na albumach wybiera minimalizm, który zmusza słuchacza do skupienia na detalach i współbrzmieniu. Droga ta wiedzie przez album Breathing (2011), gdzie stworzyła przejmujący dialog z trio RGG (kontrabasisty Macieja Garbowskiego, perkusisty Krzysztofa Gradziuka i pianisty Łukasza Ojdany) . Następnie na albumach Renaissance : Gadt / Chojnacki / Gradziuk (2017) czy Mysterium Lunae: Anna Gadt Quartet feat. Annemie Osborne (2018) . Jej pełna dyskografia jest znacznie szersza, a ja zachęcam gorąco do jej eksploracji Instrumentarium dialogu: Siła współpracy czterech wiolonczel i Głosu Okładka i projekt: Marek Wajda Na swoim najnowszym albumie, "Coincidentia Oppositorum” Anna Gadt podejmuje odważną próbę zdefiniowania współczesnej kondycji ludzkiej poprzez muzykę. Już sam tytuł sugeruje głębokie zanurzenie w filozofię i psychologię, ale to dźwiękowa realizacja tych idei stanowi o sile tego wydawnictwa. Pani Gadt, znana z poszukiwań na styku jazzu i muzyki improwizowanej, tym razem łączy siły z Warsaw Cello Quartet i wspólnie uzmysłowiają słuchaczom, jak kruchy i jednocześnie potężny jest wokal. przeczytaj rozmowę z anną gadt na temat najnowszej płyty link Warsaw Cello Quartet, w składzie Jakub Pożyczka, Dominik Frankiewicz, Filip Sporniak i Wojtek Bafeltowski to formacja, która powstała, by przypomnieć współczesnemu słuchaczowi szczególny klimat polskiej piosenki lat 80 i 90. Muzycy dorastali w tej atmosferze i wspominają ją po latach z ogromnym sentymentem. Na albumie z Anną Gadt wiolonczele pełnią rolę całego aparatu harmonicznego, kontrapunktującego i rytmicznego. Ich całkowita autonomiczność – brak perkusji czy fortepianu – zmusza je do kreowania całościowego, samowystarczalnego tła dźwiękowego, a jednocześnie podkreśla centralną pozycję głosu. Wiolonczela, ze swoim głębokim, ludzkim, niemal barytonowym brzmieniem, w naturalny sposób uzupełnia i rezonuje z głosem wokalistki, tworząc potężną symetrię. Zespołowi i Annie Gadt udała się sztuka wybitna: oddać w pełni wrażenie, że muzyka rodzi się in statu nascendi . Za każdym odsłuchem czekałem niecierpliwie na to, co będzie dalej, jak zostanie poprowadzona narracja, dokąd poprowadzą muzycy. I to nie jest tak, że zastosowano chwyty muzyczne pakujące nas w ambientową oniryczność. O nie! Choćby "Lo que es para uno es para uno" – ten krótki brylancik zaczyna się jakby z głośników ku nam wychodziła armia na wojnę. Na śmierć, nie na niewolę. Muzyka na albumie, skomponowana i zaaranżowana przez Milana Rabija jest więc jednocześnie liryczna i pełna napięcia, baśniowa i surowa. Zbieżność Przeciwieństw: Człowiek, Świat, Muzyka Anna Gadt fot. Małgorzata Frączek Tytułowa "zbieżność przeciwieństw" realizuje się w zamyśle Anny Gadt na trzech poziomach. Po pierwsze, to intymny portret człowieka rozdartego między sprzecznymi emocjami. Po drugie, to komentarz do współczesnego świata, w którym "stary system" wartości zderza się z inwazyjną technologią. Wreszcie, to muzyczny eksperyment, w którym klasyczna forma kwartetu spotyka się z nieprzewidywalnością improwizacji. Współpraca z Warsaw Cello Quartet okazała się strzałem w dziesiątkę. Wiolonczele, instrumenty o barwie bliskiej ludzkiemu głosowi, tworzą idealne tło dla wokalnych poszukiwań Pani Gadt. Ich brzmienie jest ciepłe i organiczne, ale potrafi też być chłodne i mechaniczne, co doskonale koresponduje z tematyką albumu. Aby jednak w pełni zrozumieć wagę tego artystycznego gestu, musiałem spojrzeć szerzej – na samą naturę głosu, który jest tu głównym narzędziem narracji. Ewolucja Głosu Wbrew temu co błędnie uważa większość, posiadanie głosu nie jest równoznaczne z umiejętnym jego używaniem, tak jak dźwiganie między uszami mózgu na gwarantuje inteligencji. Najlepszy dowód wspomnianych dwóch hipotez to fakt, że używanie głosu (wokalizacja) a mowa (język) to dwa różne etapy ewolucji. Owoż, jako hominidy (a nie jak dawniej homonidy), nasi przodkowie wydawali dźwięki od zawsze – jednak tak, jak robią to dziś szympansy lub goryle, wobec których wszelako statystyczny polski wyborca lub słuchacz jazzu czuje się suwerenem, albowiem mogąc “czynić ziemię poddaną” tak też robi z niższymi - w swym mniemaniu - wymienionymi rasami małp. Kluczowe jest więc pytanie: kiedy ten głos stał się ludzki, czyli kiedy zyskaliśmy anatomiczną i neurologiczną zdolność do precyzyjnego artykułowania dźwięków? Od kiedy śpiewamy? Zróbmy sobie małą podróż w czasie. Niestety inaczej się nie da, a to oznacza, że muszę się rozpisać (wiem, wiem - nuda, gdzie te ładne obrazki, spytacie) Miliony lat temu… …nasi najdalsi przodkowie (jak Australopithecus) używali głosu tak, jak dzisiejsze małpy człekokształtne – do wyrażania emocji, czyli strachu czy radości (pierwszy, gdy mieli realną szansę stać się czyimś obiadem, drugą, gdy udało im się tego uniknąć) , ostrzegania przed drapieżnikami czy ustalania hierarchii (wyjątkiem stadiony piłkarskie, gdzie język australopiteków wciąż decyduje o hierarchii). Były to jednak tylko proste okrzyki i pomruki, a nie kontrolowane użycie głosu. Jakieś, bagatela, 1,5 – 2 mln lat temu nastąpiły początki kontroli głosu – Homo erectus Wielu naukowców uważa, że przełom nastąpił przy Homo erectus. I tu poproszę bez żadnych podśmiechujków, gdyż - świntuchy jedne - nie chodzi o to, o czym myślicie na ogół, tylko o łacińską nazwę Człowieka WYPROSTOWANEGO. Gdy nasz przodek się był wyprostował, zmienił diametralnie i na zawsze swój tryb życia, a to oznaczało, że przede wszystkim zaczął polować w stadach - grupach. Polowania grupowe i życie w większych społecznościach wymagały lepszej komunikacji. Tak powstał proto-język: prawdopodobnie wyprostowani używali prostych dźwięków i gestów do koordynacji działań. Nie była to jeszcze mowa, ale głos zaczął służyć konkretnym celom "biznesowym" (przetrwanie), a nie tylko emocjonalnym. Ślady tego języka można usłyszeć w sobotę, w hipermarketach, w rodzinnych stadnych polowaniach na rzekome okazje. Ok. 600 000 – 300 000 lat temu nadszedł przełom anatomiczny – za karę łamcie sobie języki, bo nadchodzi Homo heidelbergensis To tutaj dzieje się najwięcej w kwestii "instrumentu", jakim jest nasze gardło. Kość gnykowa: Znaleziska kopalne (np. w jaskini Sima de los Huesos w Hiszpanii) pokazują, że ten przodek człowieka miał kość gnykową (kość w gardle wspierająca język) bardzo podobną do naszej. Wprawdzie znalezione szczątki sugerują także jej obecność u homo erectus, ale jej kształt bardziej przypominał małpi , co ograniczało możliwości modulacji głosu. Oznacza to, że Homo erectus mógł wydawać różnorodne dźwięki, ale nie posiadał kontroli oddechu i artykulacji . Sugeruje się, że Homo heidelbergensis fizycznie był zdolny do wydobywania bardziej skomplikowanych niż wcześniej dźwięków - choć jeszcze nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, że człowiek posłuży się mową np. do produkcji bomby atomowej. Utrata worków powietrznych: Małpy mają w krtani worki powietrzne, które sprawiają, że ich głos jest głośny, ale mało precyzyjny. My je straciliśmy w drodze ewolucji, co pozwoliło na finezję i precyzyjną artykulację – niezbędną do śpiewu i mowy. Coś jednak jest w powiedzeniu: nie chciało się nosić teczki, trzeba nosić woreczki. Historia Homo heidelbergensis jest fascynująca, ponieważ to właśnie ten gatunek stanowi kluczowe ogniwo łączące prymitywne formy, takie jak Homo erectus, z bardziej zaawansowanymi – Neandertalczykami w Europie i nami, Homo sapiens, w Afryce, a jego nazwa pochodzi od miejsca odkrycia, czyli niemieckiego Heidelbergu. Żyjąc od około 600 000 do 200 000 lat temu, Homo heidelbergensis charakteryzował się przede wszystkim znacznym powiększeniem mózgu, którego średnia objętość osiągała imponujące 1200 cm³, co zwiastowało skok w rozwoju inteligencji i zdolności planowania (chociaż politycy wciąż jednak nie osiągnęli poziomu człowieka z Haidelbergu). Te istoty były wyjątkowo potężnie zbudowane, wysokie i muskularne, co stanowiło udaną adaptację do chłodniejszego klimatu, a jednocześnie zachowały jeszcze prymitywne cechy twarzy, takie jak wydatne wały nadoczodołowe, choć ich fizjonomia stawała się już bardziej płaska. Kluczowym wyróżnikiem Homo heidelbergensis jest jednak jego kultura materialna, ponieważ to on wynalazł wyspecjalizowane narzędzia myśliwskie – doskonale wyważone drewniane włócznie (znalezione w Schöningen), które umożliwiły skuteczne, zorganizowane polowania na dużą zwierzynę, wymagające zaawansowanej współpracy grupowej, a także zaczął regularnie budować proste schronienia i kontrolować ogień, co było niezbędne do przetrwania na półkuli północnej i dostarczenia energii dla tak dużego mózgu. Dodatkowo, analiza jego budowy anatomicznej sugeruje, że był on fizycznie zdolny do mowy, co czyni go pierwszym przodkiem, który wyglądał i zachowywał się w tak wyraźnie "ludzki" sposób. Na szczęście nie znamy pierwszego zdania złożonego naszego praprzodka. Wiemy jednak, że dotyczyło zagadki sensu istnienia, raczej chodziło o banalne jedzenie lub wydalanie. Ok. 200 000 – 50 000 lat temu czas na rewolucję głosu – Homo sapiens (z tym sapiens to bym jednak nie szarżował) Nie, nie chodzi o powstanie pierwszego przedszkola - chodzi o to, że wtedy nasza krtań obniżyła się do pozycji, którą mamy dzisiaj. Dlaczego to ważne? Obniżona krtań: To unikalna cecha ludzi. Dzięki temu mamy dłuższą "rurę" rezonacyjną (trakt głosowy), co pozwala nam wymawiać samogłoski (a, e, i, o, u) i szybko zmieniać dźwięki. Minusem jest to, że jako jedyne zwierzęta możemy się łatwo zadławić jedzeniem (krzyżowanie się dróg oddechowych i pokarmowych). Gen FOXP2: Około 100-50 tysięcy lat temu nastąpiła mutacja genu FOXP2, zwanego "genem mowy", który w olbrzymim skrócie mowiąc umożliwił precyzyjną kontrolę nad mięśniami ust i krtani. To była już prosta droga do geniuszu Anny Gadt, ale warto zauważyć, że ewolucyjnie głos służył już wcześniej budowaniom więzi społecznych (tzw. "iskanie głosem" – vocal grooming), co tłumaczy, dlaczego śpiew i praca z głosem mają tak potężne działanie terapeutyczne i uspokajające. To mechanizm starszy niż sam język. Jednak to niezwykły "dramat" naszej anatomii, nazywany w biologii ewolucyjnej kompromisem adaptacyjnym był przełomem. Co się wydarzyło? Natura "przehandlowała" wówczas nasze bezpieczeństwo podczas jedzenia za możliwość recytowania poezji, śpiewania jazzu i kłócenia się o politykę. Uważam, że naturze chodziło wyłącznie o śpiewanie jazzu, reszta to czynniki dodane przypadkowo. Problem "Płaskiej Twarzy" i Języka Spójrz na profil szympansa lub psa. Mają wydłużone pyski. Ich język znajduje się prawie całkowicie w jamie ustnej. Ludzie mają płaskie twarze i krótszą szczękę. Gdzieś musiał się podziać nasz duży, mięsisty język. W procesie ewolucji jego tylna część (nasada) została "wepchnięta" w dół, do gardła. To “pociągnęło” za sobą krtań. Dwie rury: Układ "L" To jest klucz do zrozumienia ludzkiego fenomenu. U zwierząt (i ludzkich niemowląt): Krtań znajduje się wysoko, tuż za jamą nosową. Tworzy to niemal prostą rurę od nosa do płuc. Dzięki temu zwierzęta mogą jednocześnie jeść/pić i oddychać (powietrze leci górą, jedzenie bokami). Trakt głosowy jest prosty, poziomy. U dorosłych ludzi: Krtań opadła nisko (na wysokość 4-7 kręgu szyjnego). Dzięki temu nasz trakt głosowy zyskał kształt litery "L" – ma część poziomą (usta) i długą część pionową (gardło). Dlaczego "L" daje nam mowę? Ta długa, pionowa rura gardłowa działa jak pudło rezonansowe w instrumencie muzycznym. Wolność języka: Ponieważ nasada języka jest w gardle, możemy go wyginać w niesamowite kształty. Możemy go cofnąć, spłaszczyć, unieść. Samogłoski: Aby wymówić wyraźne "A", "I" albo "U" (tzw. samogłoski wierzchołkowe), musimy drastycznie zmieniać kształt tej rury rezonansowej. Szympans nie może tego zrobić – jego język jest "uwięziony" w pysku, więc wydaje tylko dźwięki typu "uh-uh" lub piski, które są zniekształcone. Artykulacja: Dzięki obniżonej krtani mamy przestrzeń, by "ciąć" strumień powietrza na małe kawałki (spółgłoski) i modulować je w samogłoski. To jak różnica między trąbką (prosta rura, mniej dźwięków) a saksofonem (skomplikowany kształt, bogate brzmienie). Nosisz w sobie Skrzyżowanie Śmierci Tutaj dochodzimy do minusów. Ponieważ krtań zjechała w dół, droga pokarmowa i oddechowa muszą się skrzyżować. Jedzenie wchodzi ustami i musi trafić do przełyku (który jest z tyłu). Powietrze wchodzi nosem/ustami i musi trafić do tchawicy (która jest z przodu).W punkcie przecięcia (gardło dolne) panuje ogromny ruch. Za każdym razem, gdy połykasz: Twoja krtań musi wystrzelić w górę (możesz to poczuć, dotykając "jabłka Adama" przy przełykaniu). Chrząstka zwana nagłośnią (epiglottis) musi zadziałać jak klapka zapadni i szczelnie zamknąć wlot do tchawicy. Jedzenie "prześlizguje się" po zamkniętej nagłośni do przełyku.Jeśli zagadasz się przy jedzeniu (zaczniesz używać krtani do mowy, zamiast ją zamknąć) i ten mechanizm spóźni się o ułamek sekundy – jedzenie wpada do "dziury oddechowej". Jesteśmy jedynym gatunkiem, który tak często umiera z powodu zadławienia się kawałkiem schabowego czy jabłka. Ciekawostka: Niemowlęta to "małe zwierzątka" Noworodek rodzi się z krtanią ustawioną wysoko – tak jak szympans. Supermoc: Dzięki temu niemowlę może ssać pierś i oddychać noskiem jednocześnie. Nie musi przerywać jedzenia, żeby zaczerpnąć powietrza (spróbuj wypić szklankę wody bez przerywania oddychania – nie uda Ci się, a niemowlakowi tak). Zmiana: Około 3-6 miesiąca życia krtań zaczyna opadać. Wtedy dziecko traci zdolność jednoczesnego picia i oddychania, ale zaczyna gaworzyć – to początek formowania się naszej "dłuższej rury" rezonacyjnej. To pokazuje, jak potężną siłą napędową ewolucji była komunikacja. Ryzyko uduszenia się przy każdym posiłku było wielkie, ale korzyść z posiadania mowy (możliwość planowania polowań, ostrzegania, budowania kultury) była nieporównywalnie większa. Wydaje mi się jednak, że jako gatunek przetrwaliśmy nie dlatego, że bezpiecznie jedliśmy, ale dlatego, że potrafiliśmy się dogadać. Czas na podróż od biologii prosto w objęcia archeologii muzycznej. Podobnie jak w przypadku mowy, nie mamy nagrań sprzed tysięcy lat, ale mamy dowody pośrednie i... gliniane tabliczki. Kiedy zaczęliśmy śpiewać? Najkrótsza odpowiedź brzmi: prawdopodobnie zanim zaczęliśmy mówić pełnymi zdaniami. Naukowcy (tacy jak Steven Mithen) sugerują hipotezę o nazwie "Hmmmm" (Holistic, multi-modal, manipulative, musical, mimetic). Według niej neandertalczycy i wcześni Homo sapiens posługiwali się proto-językiem, który był bardziej muzyczny niż gramatyczny. Datowanie: Skoro nasza krtań opadła około 200 000 - 300 000 lat temu, dając nam fizyczną możliwość precyzyjnej wokalizacji, można przyjąć, że "ludzki śpiew" (kontrolowana melodia) narodził się w tym oknie czasowym. Pierwotna funkcja: Pierwsze "pieśni" to prawdopodobnie kołysanki (matki uspokajające niemowlęta, które po zejściu z drzew trzeba było odkładać na ziemię) oraz śpiewy grupowe budujące więź plemienną (trochę jak dzisiejsze przyśpiewki kibiców, które synchronizują tłum). Najstarsze fizyczne instrumenty muzyczne (flety z kości sępa i mamuta znalezione w jaskiniach w Niemczech) mają około 40 000 lat. Skoro ludzie wtedy grali na fletach, to z całą pewnością śpiewali już dużo, dużo wcześniej. Jaka jest najstarsza pieśń świata? Najstarszy utwór, który został zapisany (ma nuty i tekst) i który możemy dziś odtworzyć, to jest to Hurycki Hymn do Nikkal (Hymn nr 6) Wiek: Około 3400 lat (ok. 1400 r. p.n.e.). Miejsce: Starożytne miasto Ugarit (dzisiejsza Syria). Nośnik: Gliniane tabliczki zapisane pismem klinowym.Znaleziono je w latach 50. XX wieku. Co ciekawe, tabliczka zawiera nie tylko słowa, ale też instrukcje dla muzyka grającego na lirze (sammû) – to najstarszy zapis nutowy w historii. Hymn jest modlitwą skierowaną do Nikkal – semickiej bogini sadów i żony boga księżyca. Tekst jest trudny do przetłumaczenia (język hurycki wciąż ma przed nami tajemnice), a tabliczka jest uszkodzona, ale naukowcy zrekonstruowali jego sens. Jest to pieśń błagalna, prawdopodobnie śpiewana przez kobietę, która nie może zajść w ciążę. Oto sens słów (w wolnym tłumaczeniu): Kobieta skarży się na swój los (bezpłodność) i prosi boginię o dar macierzyństwa. "Ofiaruję ołów..." (w starożytności ołów był darem wotywnym)."Niech Nikkal sprawi, bym była płodna..."Tekst wspomina też o ofiarach z oleju sezamowego, które mają przebłagać bóstwo. Melodia jest melancholijna, oparta na interwałach, które dla współczesnego ucha mogą brzmieć nieco obco, ale harmonijnie. Najstarsza "piosenka" w całości – Epitafium Seikilosa Choć Hymn do Nikkal jest starszy, jest też fragmentaryczny. Natomiast najstarszą kompletną kompozycją (zachowaną w całości, z każdą nutą i słowem) jest greckie Epitafium Seikilosa z około I lub II wieku n.e. (czyli jest o 1500 lat młodsze od hymnu huryckiego). Warto o nim wspomnieć, bo jego tekst jest niezwykle piękny i ponadczasowy. To krótka pieśń wyryta na nagrobku, którą Seikilos dedykował swojej żonie (lub muzie), Euterpe. Tekst mówi: "Dopóki żyjesz, lśnij, nie smuć się zbytnio niczym. Życie trwa tylko chwilę, Czas żąda spłaty swego długu." To starożytne "Carpe Diem", wyśpiewane ponad 2000 lat temu. Oto tekst Epitafium Seikilosa w oryginale, w uproszczonym zapisie fonetycznym dla Polaka oraz w poetyckim tłumaczeniu. Oryginał (Starogreka) Ὅσον ζῇς φαίνου μηδὲν ὅλως σὺ λυποῦ· πρὸς ὀλίγον ἐστὶ τὸ ζῆν τὸ τέλος ὁ χρόνος ἀπαιτεῖ. Fonetycznie (jak to przeczytać po polsku) Czytaj to powoli, z akcentem na samogłoski (w grece "ou" czytamy jako "u", "ph" jako "f", "ei" jako "ej"). Hoson zes fainu Meden holos sy lypu Pros oligon esti to zen To telos ho chronos apaitej Tłumaczenie (Wersja poetycka / "Po mojemu") Dopóki żyjesz, lśnij, Niech smutek cię nie zamroczy. Bo życie trwa tylko chwilę, A czas i tak upomni się o swoje. A teraz porównaj sobie to epitafium sprzed tysięcy lat do poniższego tekstu obecnego wielkiego hitu FloRida “Whistle” i zadaj sobie pytanie… albo nie, nie zadawaj. Szkoda czasu. Czy możesz dmuchnąć w mój gwizdek kochanie, Gwizdek kochanie, daj mi znać Dziewczyno pokażę ci jak to robić Zaczniemy bardzo powoli I tylko złóż swoje usta razem I podejdź bardzo blisko Czy możesz dmuchnąć w mój gwizdek kochanie, gwizdek kochanie No to jazda O tempora! O mores! Ewolucja Głosu: Cena, jaką Zapłaciliśmy za Śpiewanie Jazzu To jest moment, w którym – trzymając w uszach ten hipnotyzujący dialog głosu i czterech wiolonczel – musimy cofnąć się do początku tego tekstu i połączyć kropki. Wokal Anny Gadt to triumf naszej ewolucji. To dowód, że przetrwaliśmy dlatego, że potrafiliśmy ryzykować i przekształcać proste okrzyki w pieśni. I tak oto, docieramy do sedna. Gdy wsłuchałem się w Coincidentia Oppositorum w takim ewolucyjnym kontekście , stanąłem nagle wobec manifestu ludzkiego głosu w jego najczystszym wymiarze. W minimalizmie albumu i w zawartym w nim dialogu absolutny, pełny wokal pani Anny Gadt ma wymiar nie tylko nieocenialnej genialności estetycznej (ja uważam, że ma), ale też - jak widać - ewolucyjny triumf anatomii, która poświęciła bezpieczeństwo dla piękna. A Coincidentia Oppositorum jest tego najpiękniejszym, najbardziej świadomym głosem. To jeden z najlepszych albumów wokalnych, jakie powstały kiedykolwiek. Dziękuję. „COINCIDENTIA OPPOSITORUM” "Zbieżność Przeciwieństw" Anna Gadt / Warsaw Cello Quartet / Milan Rabij 1 Collapse #1 – 5:53 głos - swobodna improwizacja 2 Wilk – 5:04 (Na podstawie powieści Hermana Hessego) 3 Pieśń o otwartej drodze (Próba mądrości) – 3:22 Teksty Walta Whitmana, głos - improwizacja swobodna 4. Spowiedź (Dedykowana Jaume Cabre) – 4:27 5 Lo Que Es Para Uno Es Para Uno – 1:34 6 Nadchodzi lew lub mały wąż – 3:39 7 Tuga – 3:38 8 Collapse #2 – 5:52 9 Co by było, gdyby – 4:04 10 Nadzieja – 4:39 Tekst piosenki autorstwa Emily Dickinson Anna Gadt – głos Warsaw Cello Quartet: Jakub Pożyczka, Dominik Frankiewicz, Filip Sporniak, Wojciech Bafeltowski Muzyka : Anna Gadt i Milan Rabij, z wyjątkiem „Collapse” – muzyka Milana Rabija Aranżacj a Milana Rabija Nagrano na żywo 5 i 6 lutego 2025 w Hashtag Lab / Warszawa, przez Michała Kupicza Miks i mastering wykonał Michał Kupicz Okładka i projekt: Marek Wajda Zdjęcia: Agnieszka Kiepuszewska Wyprodukowane przez Annę Gadt Producent wykonawczy: Maciej Karłowski Fundacja Słuchaj Records Wesprzyj Jazzdę! Jeśli cenisz sobie recenzje, które potrafią zajrzeć pod powierzchnię i połączyć muzykę z innymi dziedzinami sztuki, to znaczy, że jazzda.net jest dla Ciebie. Wspieramy ambitne, niekomercyjne projekty, takie jak ten. Chcesz pomóc nam pisać i publikować więcej takich materiałów? Postaw nam kawę! Dla ciebie to tylko dycha, a dla nas jak akord otwierający nową wspaniała płytę, taką jak właśnie ta, o której przeczytałeś. https://buycoffee.to/jazzda.net
- Filip Żółtowski Quartet – GEN-RE: Eksplodująca kontynuacja BiBi, czy preludium do rewolucji
[OSTRZEŻENIE DLA SŁUCHACZY: Zawartość tej EP-ki może prowadzić do poważnego niedosytu, rozgoryczenia i permanentnego powtarzania odsłuchu. Redakcja jazzda.net odnotowała przypadki utraty kontroli nad życiem osobistym spowodowane zbyt krótkim czasem trwania materiału.] „GEN-RE” to EP-ka, która za pierwszym razem wywołała złość, za drugim czyste rozgoryczenie, a za trzecim totalny, palący niedosyt. Panie Filipie, szanujmy się! Jak można nagrać tak potwornie krótki, ale tak dobry materiał i zostawić nas słuchaczy w pół drogi, na rozdrożu, w jakimś szpagacie, w cholernym szczerym polu? Powtarzamy te kawałki w nieskończoność, pies nie sika od tygodnia, żona chce się rozwodzić. Panowie! Tak się nie robi! Miejcie litość! Chronologia Transformacji Historia kwartetu to zapis błyskawicznej ewolucji i ciągłego podważania własnych fundamentów. Album debiutancki, nagrany w 2021 roku "Humanity" , był żywiołowym, akustycznym jazzem głównego europejskiego nurtu: szybkim, osadzonym w tradycji, zdradzającym nieśmiało nieprzeciętne horyzonty wszystkich członków zespołu, a zwłaszcza jego lidera. Humanity był albumem pełnym dynamicznych, improwizacyjnych dialogów, gdzie saksofon i trąbka ścigały się w post-bopowych figurach, a sekcja rytmiczna (z Mikołajem Stańko na czele) operowała subtelnym, akustycznym drive'em. Była to płyta pełna wirtuozerii, ale wciąż czytelnie zakorzeniona w estetyce, która ceniła tradycyjną formę. Właśnie na tym tle, wydany w 2024 roku „BiBi” , jawi się jako wybuchowa supernowa, radykalnie zrywająca z utartymi schematami. To właśnie BiBi przekształcił zespół i uczynił Filip Żółtowski Quartet synonimem awangardy na polskiej scenie. To była już nie ewolucja, lecz rewolucja brzmieniowa. fot. Emilia Pasoń Materiał na „BiBi” był mocno rockowy, z gęstym wykorzystaniem elektroniki , balansujący na pograniczu rocka progresywnego , z budowaniem utworów opartych na czytelnych strukturach, wpadających w chwytliwe melodie. Kluczową nowością było wprowadzenie głębokiego, syntetycznego basu i tekstur generowanych przez syntezatory (obsługiwane przez Wojciecha Wojdę), które nie tylko uzupełniały warstwę harmoniczną, ale wręcz przejmowały role melodyczne i rytmiczne. Ten album był zaskakujący intensywnością i odwagą w łączeniu chłodnej, niemal industrialnej elektroniki z ciepłym brzmieniem trąbki i saksofonu . Odważne, długie formy, które często prowadziły do kulminacji o sile heavy metalowego riffu, sprawiły, że BiBi stało się płytą, którą trudno było zakwalifikować do jednego gatunku. W roku, w którym „BiBi” został bez wahania okrzyknięty przez jazzda.net najlepszą polską płytą jazzową, równie mocno zachwycała się nim krytyka. „Laboratorium Muzycznych Fuzji” określiło go jako „jazzową eksplorację z elektronicznym twistem” , a „Jazzpress” pisał wprost: „«BiBi» to dźwiękowa odyseja przez czas, przestwór i ludzkie historie, wiodąca ku nieskończonym horyzontom muzycznych kosmosów.” Krytycy podkreślali, że Żółtowskiemu udało się uniknąć pułapki jazz-fusion w starym stylu, tworząc coś faktycznie świeżego i aktualnego, rezonującego z młodszą publicznością, wychowaną na muzyce elektronicznej i ambitnym hip-hopie. Co kluczowe, za tą kosmiczną odyseją stała wyraźna, autorska wizja. Płyta „BiBi” została w całości zaplanowana przez Filipa Żółtowskiego. Sam muzyk przyznał: „Projekt drugiej płyty powstał w całości w mojej głowie. Przyszedłem do moich przyjaciół z zespołu z gotowym materiałem, na który miałem pomysł. Wiadomo, że muzycy dają dużo od siebie, ale cała koncepcja albumu i jego wydźwięk zaplanowane były wcześniej.” Ta kontrola artystyczna i determinacja w przemyśleniu każdego detalu harmonicznego i brzmieniowego, od wstępu po ostatnie wyciszenie, ugruntowały pozycję lidera jako jednego z najbardziej innowacyjnych kompozytorów młodego pokolenia. Mimo tak ogromnego sukcesu, zespół wraca z materiałem, który jest tak bezwstydnie, bezczelnie dobry, że jego skondensowana forma urąga zdrowemu rozsądkowi. „GEN-RE” nie jest numerem dwa, ani nawet trzy w dyskografii. To kluczowy aneks i manifest jednocześnie, który domyka historię transformacji, jednocześnie otwierając drzwi do trzeciego, pełnowymiarowego rozdziału. Jak mówi sam Filip Żółtowski, to „zatarcie granic pomiędzy gatunkami muzyki i domknięcie historii rozpoczętej na płycie «BiBi»” . Zespół w składzie, który dokonał tej fuzji: Filip Żółtowski – trąbka, moog Szymon Zawodny – saksofon altowy Wojciech Wojda – syntezatory Mikołaj Stańko – perkusja GEN-RE: zero kalkulacji Filip Żółtowski bezczelnie gwiżdże jazzowym purystom w gęby. Otwierająca EP-kę melodia zagrana na trąbce jest urzekająca, spokojna i wpadająca w ucho. To jakby muzyk mówił: „nooo, to ładna rzeczywiście melodia, macie z czymś problem?” To zaproszenie jest jednak szybko odarte z niewinności, bo o ile trąbka jest klasycznym narratorem, to elektronika gra tu rolę główną; jest już jak powietrze – wszędzie obecna , bez której być może nie ma tej muzyki. Materiał na „GEN-RE” jest na luzie, nagrany z "rękami w kieszeniach", bez napinki i bez obsesyjnej pogoni za arcydziełem, które musi wykręcać rytm jak szmatę po myciu podłogi. Kwartet z premedytacją wprowadza beatowe frazy i mocny rytm, ale robi to z naturalną pewnością siebie, która sprawia, że muzyka po prostu płynie. fot. Emilia Pasoń Syntezatory nie są już subtelnym tłem, lecz równoprawnymi partnerami dla akustycznej trąbki i saksofonu, a w zasadzie tworzą z nimi hybrydowy organizm. Zespół balansuje między dynamicznymi momentami o zmiennej rytmice a pulsującymi, beatowymi frazami. Fantastycznie mocno znów gra Mikołaj Stańko, jest go coraz więcej, wypełnia rytmem zaplecze grupy, tworzy mur, na którym koledzy mogą się oprzeć, gra bardzo odważnie, dużo i szeroko. Taka instrumentalna dialektyka jest świadectwem dojrzałości. Zespół, który zdobył III miejsce na Blue Note Competition i wyróżnienie na Jazz Juniors, pokazuje, że własny język można budować na pozornie sprzecznych fundamentach. Trąbka Filipa Żółtowskiego – raz liryczna i śpiewna, innym razem ostra i przetworzona – staje się narratorem tej soniczej transformacji. Kwartet od początku istnienia udowadniał, że potrafi poruszać się między stylami: od jazzowej wrażliwości, czerpiącej z polskiego folkloru, po nowoczesne, światowe wzorce. „GEN-RE” jest tego najmocniejszym dowodem. Nazwa EP-ki jest programem: totalne zatracenie granic gatunkowych. Jazz staje się tu tu tylko platformą startową. Zespół odważnie idzie ku nowemu, rezygnując z fizycznych nośników – EP-ka ukazała się wyłącznie w formach cyfrowych , co jest kolejnym elementem tej nowoczesnej, cyfrowej wizji. Jeśli „BiBi” było płytą roku, „GEN-RE” są obowiązkowymi, zdigitalizowanymi korepetycjami z tego, dlaczego tak się stało. To wydawnictwo dla słuchaczy, którzy rozumieją, że jazz w 2025 roku nie pyta już o to, co jest dozwolone, lecz o to, co jest nieuniknione . Filip Żółtowski Quartet dostarcza nam muzykę, która jest spojrzeniem w przyszłość, w to, jak może wyglądać nowoczesny jazz i dokąd może się udać. Żółtowski ma swoją wizję muzyki czerpiącej z jazzu, ale niekoniecznie całkowicie w nim osadzonej. Rozwija ją konsekwentnie. Życzymy mu, aby robił to dalej, nawet wbrew wszystkim i wszystkiemu. Jeśli cenisz sobie recenzje, które potrafią zajrzeć pod powierzchnię i połączyć muzykę z innymi dziedzinami sztuki, to znaczy, że jazzda.net jest dla Ciebie. Wspieramy ambitne, niekomercyjne projekty, takie jak ten. Chcesz pomóc nam pisać i publikować więcej takich materiałów? Postaw nam kawę! Dla ciebie to tylko dycha, a dla nas jak akord otwierający nową improwizację. https://buycoffee.to/jazzda.net
- OKNO NA NIESKOŃCZONOŚĆ. Premiera albumu: Artur Dutkiewicz Trio – From sound to silence
Nie da się medytować w chaotycznym biegu, we wszechwładnej apoteozie rozkojarzenia, nie da się medytować w poszatkowanym i zdefragmentowanym komiksowym świecie. Świecie, który nas nieubłaganie okrąża. Medytacja wymaga skupienia, ciszy, oddechu, spokoju. Album Dutkiewicza stanowi artystyczną odpowiedź na kakofonię współczesnego świata i zaproszenie w głąb siebie. Czeka was wspaniała podróż. Album „From sound to silence. Nowosielski Live” to najnowsze wydawnictwo Artura Dutkiewicza Trio. Zapis koncertów z lat 2023–2025 jest głębokim, muzycznym dialogiem z sakralnym i metafizycznym malarstwem Jerzego Nowosielskiego, stworzony z myślą o ciszy i wewnętrznym skupieniu. Jerzy Nowosielski: Malarstwo jako Teologia Światła Inspiracja Jerzym Nowosielskim (1923–2011) jest osią tego projektu. Ten wybitny malarz, ikonograf i myśliciel stworzył unikalny język artystyczny, łączący modernistyczną formę z głęboką tradycją sztuki sakralnej Wschodu. Jego dzieła, charakteryzujące się syntetycznym rysunkiem i niezwykłym operowaniem kolorem i światłem, mają za zadanie nie tylko przedstawiać, ale przede wszystkim wprowadzać w stan kontemplacji. Najbardziej spektakularnym przykładem jego wizji jest Kościół Opatrzności Bożej w Warszawie-Wesołej , którego całe wnętrze Nowosielski pokrył polichromiami. Surowa, geometryczna przestrzeń świątyni, wypełniona ikonami i malowidłami, staje się „teologią światła” – miejscem, gdzie czas zwalnia, a widz/modlący się staje przed oknem na nieskończoność. W tym kontekście sztuki, medytacja oznacza kontemplację: to celowe, nieoceniające wpatrywanie się w ikony, malowidła lub architekturę, by przekroczyć ich fizyczną formę i połączyć się z zawartą w nich treścią metafizyczną. Malarstwo Nowosielskiego jest zaprojektowane jako okno, które prowadzi poza zmysły . Ta głębia i cisza malarstwa Nowosielskiego, będącego wezwaniem do wewnętrznej podróży, stały się muzycznym drogowskazem dla trio Artura Dutkiewicza. W ten sposób muzyka staje się formą aktywnej medytacji , gdzie improwizacja na długich płaszczyznach czasowych jest środkiem do celu – osiągnięcia ciszy . Muzycy celowo używają powtórzeń (motyw z mantr) i wydłużają formę, by pomóc słuchaczowi wejść w stan kontemplacyjnego skupienia, w którym dźwięk i pauza (cisza) mają równorzędne znaczenie. Artur Dutkiewicz od lat spogląda ku tej stronie rzeczywistości, która ciąży ku harmonii, a odpycha chaos. W 2012 roku w rozmowie z Piotrem Rodowiczem z Jazz Forum tłumaczył " Budzę się rano i z wielu myśli wybieram najsilniejszą i podążam za nią. Na pewno pomaga mi w tym prosta technika medytacji, która usuwa ten cały niepotrzebny wir umysłowy. Wybieram więc działanie, które jest najlepsze, dające radość. W zasadzie wybór istnieje wtedy, gdy jest zamieszanie w głowie, a to jest związane ze zmęczeniem i stresem. Medytacja i ćwiczenia oddechowe, takie np. jak rewelacyjna technika ,,sudarshan kriya”, zwiększają poziom energii i intuicja działa wtedy najlepiej. Niczego nie oczekuję od życia i niczego nie robię za wszelką cenę. Podstawą jest wiara. Wierzę, że jeśli wymyślę jakiś projekt, to świat pomoże mi w pokazaniu go, i tak się dzieje. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale to działa." Cały Tekst tu LINK Trzy lata później w teście Agnieszki Antoniewskiej z Jazz Forum 7/8 2015 mówił: " Codzienna półgodzinna sesja z oddechem daje świeży umysł i silne ciało. Przed wyjściem na scenę szukam ciszy, staram się pozbyć wszystkich wrażeń w umyśle, wyjść z poziomu intelektualnego na poziom intuicji. Świadomość jest wtedy jak czyste płótno tuż przed nałożeniem farb przez artystę. Wtedy może zaistnieć piękno, bezczasowość, a to jest poziom ducha." Cały teksty tu LINK Wydana dziś (tj. 20. 11. 2025 roku) płyta być może jest odzwierciedleniem wieloletniej pracy Dutkiewicza z umysłem - na pewno zaś muzyka, którą wraz z zespołem stworzył, skłania ku transcendencji. Celem muzyki jest cisza Artur Dutkiewicz, ceniony „ambasador polskiego jazzu”, od lat podążał ścieżką modalnego, medytacyjnego grania. Pianista od wielu lat ćwiczył granie na dłuższych płaszczyznach czasowych, w którym cisza miała swoje znaczenie i które miało bardziej uspokajać niż pobudzać słuchacza. Jego celem było, by dźwięk i cisza istniały równorzędnie. Tego typu kontemplacyjną muzykę, mającą korzenie w śpiewie gregoriańskim, cerkiewnym, bizantyjskim czy sanskryckich mantrach, wykonywał już wcześniej z muzykami hinduskimi i kantorem chorału gregoriańskiego. To poszukiwanie znalazło swój ostateczny cel w konstatacji, że „Celem muzyki jest cisza” . fot. Hanna Dutkiewicz Głębia i Skład Trio Dutkiewiczowi w tej medytacyjnej wyprawie towarzyszą znakomici muzycy: Andrzej Święs na kontrabasie (laureat Fryderyka 2023) oraz Sebastian Kuchczyński na perkusji (nominowany trzykrotnie do Fryderyka). Czyli było nie było - muzyczna elita. Ich interakcja jest niezwykle wrażliwa, świadomie służąca budowaniu atmosfery, co nie stoi na przeszkodzie wirtuozerskim popisom . O ile jednak lider gra oszczędnie i jest raczej jest wskazującym kierunki mózgiem przedsięwzięcia, o tyle wielkie brawa za ten występ należą się właśnie sekcji rytmicznej, a szczególnie panu Święsowi. Medytacja jako arcydzieło Album rozwija się na dłuższych płaszczyznach, celowo unikając pośpiechu i zachęcając do wewnętrznego skupienia. Utwory te świadomie umykają nowoczesnym formatom radiowym – są ogromnymi improwizowanymi opowieściami, z których najkrótsza ma ponad osiem, a najdłuższa blisko siedemnaście minut. Medytacja 1 – Przebudzenie to utwór otwierający płytę, który jest bardzo spokojny, bliski klimatom ambientowym, mglisty i oniryczny . Jego struktura opiera się na rytmicznych powtórzeniach, które zapraszają słuchacza do współudziału w muzycznym misterium. To idealne preludium do podróży w głąb ciszy. Kontrastuje z nim Medytacja 2 – Pokój , który charakteryzuje się bardziej jazzowym feelingiem, momentami powolnie swingującym. Jest to przepiękna, majestatyczna struktura muzyczna , w której melodia i rytm wzajemnie się dopełniają, wprowadzając element klasycznej jazzowej zadumy. Medytacja 3 – Tęsknota konsekwentnie buduje nastrój zadumy. Jest to utwór, w którym kontrabasista Andrzej Święs może zaprezentować swoją wirtuozerię i zamiłowanie do gry smyczkiem, nadając tonację liryczną i melancholijną. Medytacja 4 – Uniesienie . W pierwszej, spokojnej części utworu trio buduje napięcie, które zostaje przełamane w połowie. W tym momencie perkusista Sebastian Kuchczyński porywa słuchacza, udowadniając, jak wielką siłę i potęgę emocji może namalować perkusja – siłę, wobec której człowiek staje się mały, niczym mrówka. To kulminacyjny punkt narracji, prowadzący do finalnego wyciszenia. Kluczowym punktem programu jest Medytacja 5 – Pełnia , która jest arcydziełem i wybitnym zwieńczeniem płyty. Utwór ten jest bliski duchowi spokojnej, rozważnej sterylności brzmieniowej, znanej choćby z dokonań E.S.T. (Esbjörn Svensson Trio). W kulminacyjnym momencie, prowadzenie całego koncertu i olśnionej publiczności przez kontrabas jest absolutnym majstersztykiem , w którym Andrzej Święs z maestrią przyjmuje na siebie ciężar kompozycji i utrzymuje całe napięcie utworu. Pełnia wprowadza muzykę tria na poziom transcendentny. Album „From sound to silence. Nowosielski Live” to muzyka uchylająca drzwi do głębszego, duchowego doświadczenia. Artur Dutkiewicz Trio udowadnia, że jazz może być skutecznym medium do kontemplacji i otwierania tytułowego „okna na nieskończoność”. Płyta jest pięknie wydana i zaprojektowana. Warto mieć egzemplarz fizyczny, bo zawiera wspaniałą opowieść, wprowadzającą - rozmowę z liderem oraz przepiękne fotosy. KLIKNIJ W ZDJĘCIE, ABY KUPIĆ PŁYTĘ KLIKNIJ W ZDJĘCIE Wesprzyj Jazzdę ! Jeśli cenisz sobie recenzje, które potrafią zajrzeć pod powierzchnię i połączyć muzykę z innymi dziedzinami sztuki, to znaczy, że jazzda.net jest dla Ciebie. Wspieramy ambitne, niekomercyjne projekty, takie jak ten. Chcesz pomóc nam pisać i publikować więcej takich materiałów? Postaw nam kawę! Dla ciebie to tylko dycha, a dla nas jak akord otwierający nową medytację. https://buycoffee.to/jazzda.net
- Linebreaker, czyli Szalony Londyn Tomasza Zyrmonta
Szalone tempo, nieustanne zmiany, nieograniczone możliwości. Tak Tomasz Zyrmont muzyką opisuje Londyn, w którym mieszka. Singiel „Linebreaker” to pulsacyjny, inteligentny i emocjonalny portret stolicy Anglii, który zapowiada album „London Manifest” jego kwartetu, który ma szansę sporo namieszać na scenie europejskiej, jeśli całość będzie utrzymana na takim poziomie. Tomasz Zyrmont, pianista i kompozytor od lat rezydujący w Londynie, tworzy muzykę głęboko osadzoną w tradycji jazzowej, ale z nieustanną potrzebą nowatorskiej ekspresji. Absolwent Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, gdzie doskonalił swoje umiejętności jazzowe pod kierunkiem Wojciecha Niedzieli, oraz Guildhall School of Music and Drama w Londynie, gdzie kształcił się u Nikki Iles. Założył Groove Razors, elektryczny jazz fusion band, działający w Londynie, który wydał dwa autorskie albumy, a także współprowadził Interphase Quartet. Grał u boku takich artystów jak Alex Hutchings, Piotr Wojtasik, Adam Bałdych, Wojciech Pilichowski, Tony Kofi oraz Yaron Stavi. To artysta, którego wszechstronność i działalność zaowocowała niedawno odznaczeniem „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. „Linebreaker” to jego najnowszą kompozycją, napisana z myślą o akustycznym kwartecie, który stworzył z uznanymi muzykami londyńskiej sceny: Seanem Khanem (saksofon), Benem Hazletonem (kontrabas) oraz Filippem Galli (perkusja). Jak tłumaczy sam autor muzyki: Kompozycja czerpie inspirację z miejskiego pulsu Londynu – miasta, w którym codzienność staje się improwizacją, a każdy krok może być początkiem nowej frazy. To opowieść o tworzeniu własnej drogi wśród miejskiego chaosu, o improwizacji w życiu i o sile, która przebija się przez ograniczenia. To, co natychmiast uderza w „Linebreaker”, to precyzja i wyczucie bliskie futurystycznym poetom, z jakimi Zyrmont oddaje puls i nieustanny rytm Londynu . Londyn to dziś jedna z największych i najważniejszych stolic świata – jego obszar metropolitalny liczy niemal 12,5 miliona mieszkańców , z czego około 20% pochodzi z Azji, Afryki i Karaibów. To drugie pod względem wielkości centrum finansowe świata, gdzie dokonuje się 30% światowego obrotu walutami. Co najważniejsze dla nas, żywa, nieustannie eksperymentująca jazzowa scena Londynu, tworzona przez muzyków z całego świata, przesunęła centrum jazzowe świata na wyspę . Właśnie ten gigantyczny, zglobalizowany, pędzący i wielokulturowy puls słychać w muzyce kwartetu. Utwór jest muzyczną metaforą – słychać w nim przenikanie się dźwięków, tempo metra, odgłosy Road Works i migotanie milionów londyńskich świateł i neonów. Zyrmont wprawdzie nie sili się na dosłowność; ale przy pomocy metrum i subtelnej harmonii jest blisko obrazu rzeczywistości, dzięki czemu jego język jest jednocześnie głęboko emocjonalny i matematycznie precyzyjny . Nie jest łatwo to napisać słowami, a co dopiero skomponować i zagrać. Szacunek! „Linebreaker” balansuje między kontrolowanym chaosem a chwilą oddechu, co idealnie oddaje londyńską codzienność. Jak mówi sam tytuł, utwór symbolizuje przełamanie granic, czyli breakowanie linii – zarówno w życiu, jak i w muzyce. W muzycznym sensie „Linebreaker” to moment rytmicznego przełamania, eksplozja energii, po której następuje pauza – chwila oddechu, niezbędna, by nabrać sił do dalszej drogi. W poetyckim sensie jest to opowieść o odwadze w wychodzeniu poza strefę komfortu i tworzeniu własnego, indywidualnego rytmu w świecie pełnym narzuconych schematów. Występy kwartetu (w tym wyprzedane koncerty i nadchodzący występ na London Jazz Festival 2025 ) dowodzą, że ich jazz, łączący kreatywność i swobodę improwizacji z nowoczesną wrażliwością, trafia w punkt. „Linebreaker” to dopiero singiel - dynamiczny i szybki kawałek, który łączy szalony rytm metropolii, intelektualną głębię oraz energetyczne i angażujące brzmienie. Jeśli cała płyta ma być tak dobra, jak utwór, który ją zwiastuje – a narracja całego albumu London Manifest będzie utrzymana w podobnym tempie – to zapowiada się mocne muzyczne wejście kwartetu Tomasza Zyrmonta na początku przyszłego roku. Wesprzyj jazzdę NiezależnĄ ! Jeśli, podobnie jak my, cenisz płyty, które w tak poruszający sposób eksplorują intymny świat dźwięków i odwagę artystów, którzy decydują się kroczyć własną, niełatwą drogą – wesprzyj naszą pracę! Jazzda.net to przestrzeń tworzona z pasją i dla pasji. Jesteśmy niezależni dzięki Wam. Każda symboliczna wpłata na kawę ☕ pozwala nam docierać do tak wybitnych, niezależnych twórców i poświęcać czas na tworzenie tekstów dla Was, wolnych od komercyjnych kompromisów. Pomóż nam utrzymać ten bezkompromisowy kurs w świecie pędu. 👉 Postaw nam kawę, by kolejne recenzje ujrzały światło dzienne: https://buycoffee.to/jazzda.net
- Słońce, taniec i radosny jazz. Najbardziej słoneczny jazz tego roku roku
Juan Romero, weteran szwedzkiej sceny kulturalnej, debiutuje solowo albumem „Lua Armonia” – i robi to w stylu, który każe zrewidować wszelkie polskie wyobrażenia o tym, czym powinien być jazz. To jest muzyka, która ma słońce we krwi. W Polsce wciąż panuje przekonanie, że jazz musi być trudny , skomplikowany i najlepiej, żeby był grany z poważną miną. Na szczęście są młodzi artyści, którzy łamią ten stereotyp: Alamadera, Irka Zapolska, Kosmonauci czy Basic Chill. Album „Lua Armonia” w wykonaniu Juan Romeros Manuella Orkester to radosna, gorąca riposta na takie założenia. To nie jest jazz, który trzeba studiować – to jest jazz, który zaprasza do tańca . To jest sącząca się radość bycia tu i teraz. Sylwetka Artysty: Juan Romero fot. Lamia Karić Juan Romero, to uznany perkusista mieszkający w Szwecji, który po 30 latach grania i pracy na scenie kulturalnej wydaje swoją pierwszą solową płytę. Jest także dyrygentem, kompozytorem, pedagogiem i niezależnym muzykiem. Jako pedagog często uczestniczy w warsztatach perkusyjnych, a jako lider prowadzi zespoły Yakumbé i Sambomba. Obecnie jest również związany z takimi formacjami jak Fire Orchestra, Syrsan, Cosmic Ear czy El Siri BB y la Perrera. Swoje pierwsze kroki w muzyce stawiał w Argentynie w wieku 16 lat pod kierunkiem José Piñeiro Tadeou do Santosa, brazylijskiego perkusisty z Bahia. W 1990 roku przeniósł się do Sztokholmu, gdzie kontynuował studia. W 1993 roku założył zespół perkusyjny Yakumbé oraz został członkiem szkoły samby w Rinkeby. Jego ciągłe poszukiwania i edukacja, od założenia kursu perkusyjnego Sambomba w 2001 roku, po studia na Królewskiej Akademii Muzycznej w kierunku muzyki innych kultur, pokazują, skąd czerpie tę niezwykłą, żywiołową energię. Słońce we krwi i inkluzywność rytmu Perkusista i kompozytor Juan Romero, choć na co dzień rezyduje w Szwecji, czerpie inspirację z nieskończonego źródła: harmonii jazzu, a także tonów muzyki karaibskiej i południowoamerykańskiej . I to czuć w każdej sekundzie! „Lua Armonia” to dzieło, które narodziło się z pięknej, rewolucyjnej idei: jak połączyć free improvisation (wolną improwizację) z fixed grooves (stałymi, bujającymi rytmami) w sposób, który stworzy „inclusive musical world” (muzyczny świat otwarty dla każdego). Kiedy Juan i jego koledzy muzycy zaczęli badać, w jaki sposób swobodna improwizacja może stać się bardziej inkluzywna, pojawiło się wyzwanie: trudność w improwizacji instrumentów melodycznych nad ustalonymi rytmami. Z tego procesu narodziło się coś nowego. Album tworzy przestrzenie, w których kołyszące się groove’y stają się kamieniem węgielnym swobodnej ekspresji. To dalekie od jazzu koktajlowego. To muzyka, która niesie ciepło i rytm tradycji ludowych, ale ze swobodą improwizacji. Jak mówi sam Juan Romero: „Ważne jest, aby większość, a najlepiej wszyscy w pomieszczeniu, czuli się zaangażowani podczas tworzenia muzyki.” I ten cel został osiągnięty. Zamiast intelektualnej łamigłówki, dostajemy płytę, na której rytmy zapraszają słuchacza zarówno do zanurzenia się w improwizacji, jak i do tańca – zupełnie jak w tradycyjnej muzyce ludowej, gdzie rytm jest siłą jednoczącą. Nawet najbardziej wirtuozowskie solówki, w tym fenomenalne partie saksofonu w wykonaniu Julii Strzałek – kobiety petardy znanej z Fire! Orchestra , toczą się na tak szczęśliwej, melodyjnej i tanecznej podstawie, że ku zgrozie tubylców gryzipiórków jazzowych z Polandii chce się po prostu podnieść z fotela. Utwory „La Sabrosura” i „Hos Visnek” zapraszają na parkiet bez żadnych ogródek, nie wstydząc się bujania biodrami, a „El balcon de Ana” wprowadza w totalnie wyluzowany nastrój całej płyty. Słuchając „Lua Armonia”, przenosisz się, słuchaczu, w wąziutkie, kolorowe, słoneczne uliczki Basseterre albo Charlotte Amalie. Choć na płycie nie pada ani jedno słowo, Juan Romero zdaje się namawiać: „Gdzie się tak śpieszysz, człowieku z Europy? Zwolnij, rozejrzyj się, zobacz, jak pięknie jest tu i teraz. Żyj, żyj z całych sił!” To jest antidotum na jazzową nadętość. To jest żądza życia, uśmiech i słońce prosto z plaży , ujęte w genialne, melodyjne kompozycje, które z powodzeniem mogłyby opowiadać o beztroskim życiu . Wirtuozi Radości Romero zaprosił do współpracy czołówkę szwedzkich muzyków, co gwarantuje najwyższy poziom wykonawczy i improwizacyjny: Moim zdaniem, sam udział Julii Strzałek w nagraniu to gwarancja świetnych zagrywek i dziwacznych artykulacji , co doskonale słychać w utworze „One of Those Days” – jedynym melancholijnym na albumie, który jednak radośnie przyspiesza w połowie. Juan Romero – perkusja (lider) Julia Strzalek (Fire! Orchestra) – saksofon Alex Sethson – fortepian, instrumenty klawiszowe Vilhelm Bromander – bas Pelle Vallgren – perkusja fot Lamia Karić Obecność tych muzyków (w tym gościnny występ Gorana Kajfesa) sprawia, że płyta jest nie tylko ciepła i taneczna, ale też niewiarygodnie muzykalna . Juan Romeros Manuella Orkester udaje się w ten sposób – i na całym albumie – połączyć tradycję i innowację w sposób, który wydaje się zarówno ponadczasowy, jak i współczesny . To jest bez wątpienia jeden z najbardziej szczęśliwych albumów jazzowych tego roku. Nieważne, czy nazwiecie to jazzo-polo czy jazzem folkowym – ważne, że to jest czysta "Lua Armonia" (Księżycowa Harmonia) i doskonałe lekarstwo na ponury zimowy polski listopadziec . Nie da się przy tym siedzieć spokojnie. Wydawca: Supertraditional Data premiery: 5 września 2025 Wesprzyj Jazzdę! Jeśli, podobnie jak my, cenisz płyty, które w tak poruszający sposób eksplorują intymny świat dźwięków i odwagę artystów, którzy decydują się kroczyć własną, niełatwą drogą – wesprzyj naszą pracę! Jazzda.net to przestrzeń tworzona z pasją i dla pasji. Jesteśmy niezależni dzięki Wam. Każda symboliczna wpłata na kawę ☕ pozwala nam docierać do tak wybitnych, niezależnych twórców i poświęcać czas na tworzenie tekstów dla Was, wolnych od komercyjnych kompromisów. Pomóż nam utrzymać ten bezkompromisowy kurs w świecie pędu. 👉 Postaw nam kawę, by kolejne recenzje ujrzały światło dzienne: https://buycoffee.to/jazzda.net
- Improwizacyjne szaleństwo w Krainie Absurdu
Irka Zapolska Quartet na nowej płycie rzucają słuchacza prosto w króliczą norę swobodnego, niczym nie krępowanego jazzu, ilustrując literacki absurd Lewisa Carrolla nieokiełznaną maestrią i szaleństwem improwizacyjnym. Do kroćset furbeczek, jakie to dobre! Drugi album kwartetu to dowód na to, że to właśnie jazz jest idealnym narzędziem do ilustrowania literackiego absurdu. Liderka zespołu, Irka Zapolska, po raz drugi zanurza się w twórczość Carrolla (autor "Alicji w Krainie Czarów") tym razem sięgając po jego opowieść „The Hunting of the Snark”. Pani Irka z zespołem po prostu muzycznie maluje ten tekst. I to jak! Wydanie drugiej płyty oznacza, że Biały Królik z "Alicji" z pierwszego albumu ma już wszystko pod kontrolą, jest spoczko wyluzowanym gościem. Nie musi się spieszyć ani powtarzać bez końca z emfazą "Oh dear! Oh dear! I shall be too late!". Teraz, zrelaksowany na miękkiej sofie, co najwyżej mruczy pod nosem: "Play it again, Sam." Jak sama liderka mówi: „ Wonderland Carrolla okazał się to być tak wdzięczny i inspirujący, że czułam potrzebę pogłębienia tego świata i przedstawienia opowieści mniej znanej od Alicji – a wcale nie mniej ciekawej – the hunting of a snark. Sposób pisania Carrolla i te wszystkie zmyślone i sklejone słowa, które swoim brzmieniem dodają charakteru i barwy są osobnym atutem, który w pracy wokalnej jest nieoceniony.” Ten materiał to doskonały przykład nieposkromionej maestrii improwizatorskiej. Zespół odważnie stawia na żywioł, o czym świadczy proces twórczy: Irka Zapolska: „Materiał muzyczny był przez nas improwizowany w studio. Cała reszta materiału jest grana ‘z tekstu literackiego’, jest to skok w głębię improwizacji. Ostatnia ballada ma zapisany temat i harmonię pod solo, bo chciałam domknąć całość i trochę uspokoić to improwizacyjne szaleństwo.” Rozumiecie? Oni to grali "z tekstu literackiego"! Na przykład tego (przełożył algorytm, który poetą nie jest): Szukali go za pomocą naparstków, szukali go z wielką starannością; Ścigali go z widłami i nadzieją; Zagrożono mu śmiercią za pomocą szyny kolejowej; Oczarowali go uśmiechami i mydłem. Ha, jakaż śmiałość zespołowa zatem! Jaka pewność siebie! I słusznie. "THE SONG OF A JUBJUB" to oryginalna, niepowtarzalna wizja muzyczna. Album meandruje tempem i intensywnością, ani na chwilę nie dając złapać oddechu, trzymając słuchacza w stałym napięciu. Kwintesencją tej podróży jest The Jubjub Song , jak się okazuje oparta na jednym ostinato (co to za trudne słowo spytacie? jak na przykład pies radośnie cwałuje i dotyka ziemi łapkami w takim samym odstępie czasu co do milisekundy, to można powiedzieć, że biegnie ostinato, a właściwie, że jego łapki biegną ostinato - no w każdym razie jakoś tak), które staje się fundamentem do eksplozji kreatywności. Utwór kończy się szaleńczo, wybuchem atomowej improwizacji, która wystrzeliła w moim wnętrzu jak lemowska bemba i dotarła w sekundę po same koniuszki palców, stawiając moje cztery włosy na głowie. A następnie pokręcony, postrzelony utwór The Tail ukradł moje serce, duszę i umysł. Jestem jestem uzależniony od tego utworu. Wokalizy pani Irki na całej płycie są poszukujące, tropią zespół, a czasem mu uciekają i każą się gonić jak królik, ściągają uwagę, ogniskują odsłuch, spalają się w brzmieniu zespołowego szaleństwa. Dawno taki nienatrętny, akuratnie wyważony wokal nie przekonał mnie tak bardzo. W The Tail jej głos opowiada, wciąga, porywa, hipnotyzuje wraz z oprawą muzyczną. Zresztą przeczytajcie: Kraina, w której się znalazł, choć obca, wydawała się jednocześnie dziwnie znajoma. Zupełnie niczym sen, o którym wydaje nam się, że już go kiedyś śniliśmy. Pozornie nic tu nie miało sensu, ale przecież wiedział, że było dokładnie tam, gdzie być miało. Mgła oplatała jego myśli i spowalniała kroki, aż w końcu zatrzymał się czując w sercu dziwne uczucie, jakby coś, a może ktoś obserwował każdy jego ruch. To szurnięty po uszy Caroll. Jak dla mnie w punkt, gdyż czuję się podobnie każdego dnia, a Wy? Liderka: Irka Zapolska – Wokal Wspaniała cudowna utalentowana młodość, czyli coś czego niestety nigdy nie doświadczyłem! Otóż pani Irka to wokalistka, absolwentka Akademii Muzycznej w Krakowie (specjalność: rytmika) oraz Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku (specjalność: wokalistyka jazzowa). Laureatka pięknych i zasłużonych nagród, m.in . Grand Prix Ladies’ Jazz Festival, Novum Jazz Festival, Blue Note Festival, Jazz nad Odrą. Liderka Irka Zapolska Quartet, którego album „Perception of Preception” zdobył nominację do Fryderyka 2024 w kategorii Fonograficzny Debiut Roku – Jazz. W Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku prowadzi zajęcia (przedmioty: śpiew jazzowy, improwizacja jazzowa) na kierunku Jazz i muzyka estradowa. skład Franciszek Raczkowski – fortepian Filip Arasimowicz – kontrabas Bartosz Szablowski – perkusja Kwartet, nominowany do Fryderyka 2024 za debiut, udowadnia, że tworzą swoją własną, piękną i niepowtarzalną wizję muzyczną . Stworzyli album hipnotyzujący, dla każdego fana jazzu, który szuka głębokiej koncepcji i nieprzewidywalnej formy. Kolejny, świetny polski album jazzowy tej jesieni. Jeśli, podobnie jak my, cenisz płyty, które w tak poruszający sposób eksplorują intymny świat dźwięków i odwagę artystów, którzy decydują się kroczyć własną, niełatwą drogą – wesprzyj naszą pracę! Jazzda.net to przestrzeń tworzona z pasją i dla pasji. Jesteśmy niezależni dzięki Wam. Każda symboliczna wpłata na kawę ☕ pozwala nam docierać do tak wybitnych, niezależnych twórców i poświęcać czas na tworzenie tekstów dla Was, wolnych od komercyjnych kompromisów. Pomóż nam utrzymać ten bezkompromisowy kurs w świecie pędu. 👉 Postaw nam kawę, by kolejne recenzje ujrzały światło dzienne: https://buycoffee.to/jazzda.net











