top of page
prelegenci

Cyryl Lewczuk Quartet "Cactus Flower, czyli klasyczny jam

Zaktualizowano: 6 dni temu

Mogłoby być tak:


Dopadli do siebie jak dwa wściekłe psy, gołymi rękoma chcąc zadać sobie szybką i możliwie bolesną śmierć. Wybałuszone z wysiłku oczy bielały w mroku, ruchy mieli szybkie, rwane, napędzane adrenaliną i strachem przed zbliżającym się końcem, charczeli jak zwierzęta, siłą mięśni starali się pokonać przeciwnika, wbić go w podłoże, udusić, złamać żebra, wyłupić oczy.


Tarzali się jak szaleńcy, splątani w gordyjskim tańcu zawodowych zabójców. Ich walka na śmierć i życie w leju pełnym błota przypominała średniowieczny zmierzch bitewny, gdy kordony jednych dobijają jęczących rannych przegranych. Żaden z dwóch walczących nie miał broni palnej, wytrącili sobie też wzajemnie bagnety i noże, które wylądowały gdzieś w tym ciemnym, pełnym wody dole po wybuchu. Dole, który dla jednego z nich stanie się niebawem grobem, w którym spocznie na wieki.


ree

Zmagali się od kwadransa. Na śmierć, nie na niewolę. Zajadle, szalenie, potwornie, bez litości. Za broń służyły im więc ręce, nogi, zęby. Okładali się po mundurach i twarzach, dusili, gryźli. Połamali już sobie nosy, jeden z nich miał wybity kciuk, drugi rozciętą nożem nogę, obaj krwawili. Chcieli się zabić, bo byli wrogami, wszak ich armie toczyły właśnie wojnę. Na wojnie ten argument jest wystarczający. Tu się nie myśli, tu się zabija. Jeszcze raz przeturlali się w błocie. Jeden trzymał drugiego za gardło, ale nie mogli zamknąć uścisku ostatecznie na szyi, bo obaj żołnierze wiedzieli, jak się z niego uwolnić, jak się nie dać zabić. Pomagał też dziki instynkt przeżycia. Wili się więc, szarpali, dyszeli i pluli krwią.


I nagle zastygli w bezruchu. Zatrzymali się, bo w nieboskłon popłynęły dźwięki muzyki. Dźwięki piękne i łagodne – wprawiając ich w nieruchome zdumienie, ich ratunek. Jeszcze się trzymali nawzajem w żelaznym uścisku, ale stalowe chwyty już zelżały, złagodniały, zesłabły.

- Cactus flower? – zapytał jeden drugiego


Tamten zdumiony pytaniem kiwnął powoli głową.


Muzyka płynęła ze smartfona umieszczonego w kieszeni kurtki jednego z nich, zapewne wzbudzona przypadkiem podczas walki. Była niebiańska, zaś pytanie stanowiło dowód, że obu z nich jest znana.


Byli uratowani.

Uratował ich kwartet Cyryla Lewczuka.


Jak naiwny idealista chciałbym wierzyć, że ci dwaj żołnierze mogliby spotkać się w zupełnie innych okolicznościach – na przykład na koncercie Cyryla Lewczuka – zamiast w leju pełnym błota na froncie. Bez indoktrynacji i ideologicznej trucizny byliby normalnymi ludźmi, którzy przestali by być marionetkami, manipulowanymi przez rządy. A ten piękny, łagodny dźwięk, który ich uratował, to właśnie esencja tego, co usłyszycie na „Cactus Flower”.


Cyryl Lewczuk Quartet, formacja założona w 2023 roku, z sukcesami koncertuje na festiwalach - właśnie obecnie jest na trasie koncertowej po Polsce, na końcu tekstu lokalizacje i daty. Nadeszła naturalna kolej na debiut fonograficzny zatytułowany właśnie „Cactus Flower”. Choć zespół deklaruje czerpanie z różnych stylów – od latin jazz po post-bop – to w swojej istocie wybrał ścieżkę eleganckiego, nowoczesnego, mainstreamowego jazzu z odrobiną szaleńczej improwizacji.


Lider zespołu, Cyryl Lewczuk, jest cenionym saksofonistą i kompozytorem, a jego umiejętności zostały docenione m.in. II miejscem w konkursie „Nowa Nadzieja Jazzu” (Novum Jazz Festival 2023). W swoich wizjach kompozytorskich, silnie inspirowanych polskimi mistrzami jazzu, współpracuje z przyjaciółmi poznanymi w środowisku akademickim.

Płyta, która ujrzy świat 7 listopada 2025 roku, jest spójnym zbiorem muzycznych opowieści. Rolę pierwszoplanową gra wszędzie saksofon Cyryla Lewczuka, którego elegancka, czyściutka, troszkę przydymiona gra prowadzi precyzyjną narrację i dialog, głownie z harmonizującym fortepianem. Improwizacje są ozdobą każdego utworu, ale i one są "szyte na miarę" i z rzadka uciekają w szaleństwo – to raczej jazz pod kontrolą. Miejscami zespół pięknie się rozpędza, aby zaraz po chwili zahamować i zwolnić.

ree
dPREMIERA PŁYTY 7 LISTOPADA 2025

Album otwiera  kompozycja "Farewell" (Pożegnanie), która zaskakuje swoim ładem, porządkiem i odwołaniami do klasyki, przywołując w pamięci schubertowską wrażliwość i łagodność. Jest to wstęp pełen liryzmu, delikatnie wprowadzający w świat subtelnych dźwięków. Następujący po nim "Sicilian Wind" jest szybszy, zdominowany przez lidera, choć to fortepian Jana Maciejowskiego ma tu świetną, rozbudowaną partię, która nadaje utworowi dynamiczny, wibrujący charakter. "Don't Leave Me Now" to z kolei smutna, melancholijna ballada. W swojej prostocie i głębokim wyrazie, panowie mogliby ją zagrać bez wahania w latach 50. w jednym z jazzowych klubów na 52. Ulicy, już nad ranem, kiedy obsługa wyprasza ostatnich, zamyślonych i nietrzeźwych gości. Ośmiominutowy “Milton’s Blues” nie jest wcale oczywistym bluesidłem, choć toczy się miarowo i jak należy, ale jest bardzo nieoczywisty, a swoje pięć minut ma w nim Jan Dudek. Wydaje mi się, że dopiero w przedostatnim utworze pt. "Phyrgia” kwartet pozwala sobie na “gaz do dechy”. Słyszymy więc całą paletę możliwości zespołu: od elegancji po kontrolowane, ale zdecydowane szaleństwo.

Zespół precyzyjnie opisuje konteksty i wizje, które towarzyszyły powstawaniu poszczególnych kompozycji. Te literackie opisy są drogowskazami, które mają inspirować słuchacza:

  • "Cosmic Journey": Opowieść o załodze statku opuszczającej Ziemię. Wkraczają w przestrzeń, którą rządzą nieodkryte prawa fizyki, gdzie każdy ruch jest ryzykowny. Przemierzają niezbadane rejony kosmosu i trafiają na istoty równie fascynujące, co groźne, a podróż błyskawicznie staje się walką o przetrwanie, być może z potężną formą życia lub czarną dziurą.

  • "Milton's Blues": Utwór manifestuje poczucie niepewności i podskórnego napięcia, atmosferę miasta na wzór Gotham City, pełnego tajemniczych i nieprzewidywalnych osobników. Manifestuje się niepokój, pragnienie ucieczki przed tym, co nieuniknione, ale i pokusa rozpoczęcia działań o nieodwracalnych konsekwencjach. Pozostaje tylko bezruch i czujna obserwacja w oczekiwaniu na nadchodzący przełom.

  • "Guardian": Majestatyczny i tajemniczy archetyp strażnika. To obrońca zasad i porządku – mimo wszystko, bez względu na okoliczności, niekiedy nawet kosztem własnego życia. Postać, którą można skojarzyć z żołnierzem, Charonem czy mitycznym wartownikiem.

  • "Phrygia": Oparta na motywach z baletu „Spartakus” Arama Chaczaturiana, opowieść o tragicznej postaci Spartakusa i ludziach, którzy walczyli o wolność, oddając w jej imię życie. Frygia to ukochana Spartakusa, którą los rozdziela najpierw przez niewolę, potem – przez śmierć.

  • "Cactus Flower": Tytułowy utwór inspirowany jest kaktusem Epiphyllum, zwanym Królową jednej nocy. Rośliną kwitnącą tylko raz w roku, pod osłoną nocy, zaledwie przez parę godzin, co symbolizuje ulotne piękno i wyjątkowość uchwycenia tego cudownego momentu w mglistym brzasku, zanim nadejdzie poranek.

    Cyryl Lewczuk Quartet fot. Karolina Błachnia
    Cyryl Lewczuk Quartet fot. Karolina Błachnia

Starannie skonstruowane tematy muzyczne budują nastrój, który nadaje kierunek improwizacjom. Poszczególni członkowie kwartetu – młody, ale doświadczony perkusista Mateusz Lorenowicz, pianista Jan Maciejowski, zafascynowany muzyką XX wieku, zwłaszcza ekspresjonizmem; oraz kontrabasista Jan Dudek, który inspiruje się jazzem, ambientem i elektroniką – podporządkowują swoje indywidualne rysy wspólnie malowanymi dźwiękiem historiom. To ciekawe jak zainteresowani tak odmiennymi stylami ludzie spotkali się ze sobą, żeby zagrać soczysty, klasyczny jazz.


Do albumu dołączona będzie książeczka z dziełami malarskimi, zdjęciami rzeźb i opisami utworów, które mają służyć jako drogowskazy i inspiracja w odbiorze. Koniecznie je obejrzyjcie, bo są pięknie.

Jednak najważniejsze będzie to, co odkryjecie w tej muzyce. "Niech Cię prowadzą Twoje wspomnienia, Twoja wrażliwość i wyobraźnia" – piszą artyści, zapraszając słuchacza do osobistej interpretacji.


W czasach, w których każda sekunda naszego życia wydaje się być mierzona i wyceniana, a światem targają niepokoje, jakie miały już nigdy się nie pojawiać, muzyka kwartetu Cyryla Lewczuka przypomniała mi o potędze sztuki. Przypomniała mi, że w przeciwieństwie do ideologii i polityki sztuka odwołuje się do tego, co w naszych duszach piękne, wzniosłe, naiwne, radosne.


Proszę, nie skończmy w błocie jak bohaterowie z początku tego tekstu.


PREMIERA PŁYTY 7 LISTOPADA 2025


Prosimy o Wsparcie Twórczości Niezależnej

Jeśli, podobnie jak my, cenisz płyty, które w tak poruszający sposób eksplorują intymny świat dźwięków i odwagę artystów decydujących się kroczyć własną, niełatwą drogą, jak Cyryl Lewczuk, wesprzyj naszą pracę!

Jazzda.net to przestrzeń tworzona z pasją i dla pasji. Każda symboliczna wpłata na kawę ☕ pozwala nam docierać do tak wybitnych, niezależnych twórców i poświęcać czas na tworzenie tekstów dla was.

👉 Postaw nam kawę, by kolejne recenzje ujrzały światło dzienne: https://buycoffee.to/jazzda.net

ree

Komentarze


bottom of page