top of page
prelegenci

Listopad 2025 nowości jazzowe sZALEŃSTWO, EKSPERYMENT I COŚ o MIKROTONACH

Zaktualizowano: 12 gru

Listopad – ten szary, melancholijny miesiąc – w świecie jazzu wcale nie jest czasem zadumy. Przeciwnie! Zamiast przygotowań do świąt, dostaliśmy zastrzyk czystego szaleństwa i awangardy. Oto najlepsze nowości jazzowe listopada 2025. Ponad 20 godzin muzyki na playliście.


Z jednej strony mamy głęboko osobiste podróże: od kontrabasisty Makara Novikova, który muzycznie mierzy się z traumą emigracji, po trębacza Wojciecha Jachnę, który łamie nam wielkomiejskie uprzedzenia wobec ludowości. Z drugiej – wkraczamy w czysty eksperyment, zmuszeni do ponownego zdefiniowania harmonii przez awangardową kooperatywę Horse Lords & Arnold Dreyblatt, których mikrotonowy zgiełk doprowadza do transu. Do tego dochodzi rewolucja w mainstreamie: mistrz perkusji Billy Hart, który udowadnia, że 85. urodziny to idealny moment, by dać po nosie wszystkim miłośnikom nudnego swingu. A wisienka na torcie to OMAHA DINER, którzy na warsztat biorą Top 40, by udowodnić, że największe popowe hity da się zamienić w inteligentną improwizację.


Zapnijcie pasy, bo ten jazzowy listopad to multidirectionalny rollercoaster



OMAHA DINER – Top 40, jakiego nie słyszeliście


ree

W 1954 roku, siedząc w restauracji w Omaha w stanie Nebraska, Todd Storz zauważył, że nastoletnia kelnerka wybierała w szafie grającej w kółko tę samą piosenkę. W tym momencie narodziło się radio Top 40, dołączając do listy słynnych i niesławnych wynalazków miasta, które znajduje się na szczycie Strategic Air Command – dotąd. Obok kolacji przed telewizorem, kanapki Reuben, spinki do włosów, wyciągu narciarskiego i (jak twierdzą niektórzy) puszystych kostek do gry, teraz pojawia się najnowszy wynalazek: OMAHA DINER.


OMAHA DINER to czterech znanych muzyków, którzy postanowili na nowo zdefiniować format, który na zawsze zmienił sposób, w jaki odbieramy muzykę. Możesz kochać Top 40 (wątpliwe), możesz go nienawidzić (prawdopodobne), możesz w ogóle się nim nie przejmować (kłamca), ale nie możesz od niego uciec. Muzycy to Steven Bernstein - trabka Charlie Hunter - siedmiostrunowa gitara elektryczna, Bobby Previte - perkusja, Skerik - saksofon.


Album OMAHA DINER to projekt koncepcyjny o tyle niezwykły, że zawiera wyłącznie covery utworów, które znalazły się choćby na krótko na pierwszym miejscu listy przebojów Top 40. Zapomnijcie jednak o popowych aranżacjach. Ten skład to światowy wirtuoz gitary siedmiostrunowej, pionier saksofonu, laureat stypendium Guggenheim Fellowship oraz nominowany do nagrody Grammy. W rękach tych jazzowych kameleonów popularne hity stają się intrygującym, dekonstruowanym materiałem do zabawy i improwizacji.

Skład OMAHA DINER czuje się swobodnie w każdym świecie – nie tylko skomponował muzykę do jednego z filmów legendarnego reżysera Roberta Altmana, ale także w innym wystąpił. Artyści ci, w ciągu sumarycznych 125 lat swojej kariery, współpracowali z tak niesamowitą gamą postaci, jak Aretha Franklin, Sting, Elton John, Tom Waits, a nawet Michael Tilson-Thomas. Grali na wszystkich kontynentach z wyjątkiem (być może) Antarktydy, na rockowych arenach i w kultowych klubach jazzowych.

OMAHA DINER: dekonstruuje muzykę popularną od 2012 roku. Ich płyta to inteligentna zabawa z historią popu, która w rękach tych jazzowych kameleonów staje się czymś zupełnie nowym. To obowiązkowa pozycja dla każdego, kto uważa, że Top 40 to muzyczna przeszłość.

Top 40, jakiego jeszcze nie słyszałeś – OMAHA DINER.



Wojciech Jachna Łamie Kark Uprzedzeniom

ree

Rok na polskiej scenie jazzowej zaczynał się i kończył płytami Wojciecha Jachny. Styczeń przyniósł świetną, przestrzenno-improwizacyjną Ad Astra (Wojciech Jachna Squad), a listopad – dwupłytowy projekt Kujawski Ansambl: Rzecz o Annie Jachninie, stanowiący hołd dla babci trębacza, dokumentalistki kultury ludowej z Radia Pomorza i Kujaw.


I to jest płyta, która złamała moje wielkomiejskie ego, które – jak się okazało – w skrytości ducha uważało muzykę ludową za coś gorszego gatunkowo.

Kiedy jej słuchałem, towarzyszyła mi subiektywna ambiwalencja: słyszałem fajne, jazzowe kawałki, ale jednak... "na ludowo". Ze smutnym zdziwieniem skonstatowałem, że moja niechęć do tego "na ludowo" nie jest ani odrobinę obiektywna, nie dotyczy materii muzycznej, a wynika z – nazwijmy to – oceny całokształtu ludowości.


Dzięki płycie Wojciecha Jachny musiałem wziąć się za bary z własnymi uprzedzeniami, awersją wobec nie tylko muzyki, ale ludowości w ogóle. A że moje korzenie wrośnięte są w środkowopolską wieś, to w zasadzie musiałem wziąć się za baru z samym sobą.


Bardzo podobały mi się wszystkie pieśni z płyty pierwszej (cały projekt jest dwupłytowy, z drugą częścią mocno osadzoną w historycznym kontekście Anny Jachniny), które szybowały w stronę niejednoznacznego jazzu i wykręcały pieśni ludowe w stronę nowoczesności, a jednak czułem się z tą muzyką nieswojo. Dopiero po którymś razie one mnie otworzyły, przestałem się boczyć na proste rytmy, znane przyśpiewki, gwarę - to wszystko wpleciony jest z nieoczywiste harmonie, uciekające rytmy, a między nimi płyną te wspaniałe wzlatujące pod niebo zagrywki pana Wojciecha na trąbce, których - wedle mojego osądu - nie można nie lubić.


Warto nad tą muzyką się pochyli, warto z nią przystanąć. Wtedy bowiem ta płyta wchodzi w człowieka jak dobrze zmrożona, zimna wódka, letniego, gorącego dnia, w wiejskiej oberży na rozstajach, na końcu wsi. W mojej rodzinnej wsi nie ma już takiej oberży; stoi jedynie po niej budynek – teraz jest w nim coś bez sensu i znaczenia. Zawsze kiedy tamtędy przechodzę (a zdarza się to coraz rzadziej: raz, dwa razy w roku) wyobrażam sobie niedzielny gwar płynący z jej okien, smak zimnej gorzałki, tłum chłopów.


Dla mnie to była nie tylko muzyczna podróż, ale także konfrontacja z wypartym rodowodem, słuchałem jej na ruinach domu mojego dziadka stojącego na lichej ziemi sieradzkiej, dziadka, którego nie pamiętam, bo ciężka, samotna harówka w polu zabrała go przedwcześnie (babcia zmarła, gdy mama miała kilka lat). Łaziłem po tych już dzierżawionych lub sprzedanych sieradzkich polach w jesiennej szarudze, rozganiając mgły własnej historii i szukając odpowiedzi na pytanie: czy jest jeszcze we mnie choć ślad ludowego pochodzenia?


No i oczywiście, że jest.

Oczywiście.


Bardzo więc dziękuję panie Wojciechu Jachno za świetną muzykę, ale przede wszystkim za złamanie karku moim ludowym uprzedzeniom.



Sebastian Studnitzky – "KY!"

ree

Sebastian Studnitzky, znany również jako KY, to postać, która od lat wymyka się prostym klasyfikacjom. Trębacz, pianista i dyrektor artystyczny berlińskiego XJAZZ! Festivalu, w swoim najnowszym projekcie "KY!" prezentuje muzykę, która swobodnie przekracza gatunkowe podziały.


Album "KY!" to monumentalne, epickie przedsięwzięcie. Po sukcesie orkiestrowego projektu Memento (nagrodzonego ECHO Jazz Award) i bardziej kameralnego, elektronicznego KY Organic, Studnitzky powraca z materiałem, który łączy w sobie surową emocjonalną głębię z potęgą brzmienia.

Tym razem artysta połączył siły z Odesa Philharmonic Chamber Orchestra, a współpraca ta ma niezwykłą i poruszającą genezę. W lipcu 2023 roku Studnitzky wraz z zespołem wyruszył do Odessy, aby w zabytkowej sali filharmonicznej nagrać projekt obejmujący muzykę i wideo, oddający emocje i pilność sytuacji w Ukrainie.

„To było fascynujące, piękne i przerażające zarazem” – wspomina Studnitzky. Artysta opisuje surrealistyczny kontrast: z jednej strony wojna widoczna w postaci kontroli wojskowych i barykad, z drugiej – cudowne miasto, w którym sklepy i restauracje wciąż działały. Tę polaryzację „życia jak zwykle” pośród chaosu i okropności wojny – doświadczenie intensywne i dziwaczne zarazem – starał się uchwycić w filmie Memento Odesa.

To właśnie te doświadczenia stały się podwaliną pod album "KY!". Efekt? Płyta wypełniona jest śpiewnymi melodiami. Studnitzky tym razem gra delikatnie, spokojnie, jakby chciał gasić, a nie rozpalać emocje; jest w tej grze mnóstwo nordyckiej delikatności i lekkości. Artysta uwielbia, gdy rytm nie jest „pognieciony”, a harmonie spływają kaskadami, powtarzane niczym kolorowe mantry. Hipnotyzujące groove'y spotykają się tu z brzmieniem o czystej, niemal klasycznej urodzie – minimalistycznym, a zarazem pełnym warstw.

Co istotne, materiał został zarejestrowany na żywo w legendarnej berlińskiej sali Meistersaal – miejscu, które gościło takie legendy jak David Bowie czy U2. Decyzja o nagrywaniu bez dogrywek (overdubs), z udziałem kameralnej publiczności, pozwoliła uchwycić autentyczną, surową energię tego spotkania. Jak mówi sam artysta: "To ryzykowne ustawienie zadziałało, uchwyciliśmy surową energię prawdziwego live setu".

A sam utwór "I Thought It's Too Late" jest kwintesencją tego albumu. Rozwija się wspaniale, a jego finał, wieńczący całe godzinne wydawnictwo, jest porównywalny do najlepszych, epickich nagrań Davida Bowiego czy U2.

Warto pamiętać o korzeniach Studnitzky'ego – jego rodzice pochodzą z Czech, mieszkali niedaleko polskiej granicy, co być może tłumaczy jego naturalną ciągotę do łączenia kultur i otwartość na wschodnią wrażliwość, słyszalną we współpracy z muzykami z Odessy czy Polski (jak choćby z Bodkiem Janke).

"KY!" to album, który jest zarazem intymny i filmowy. To muzyczne powstanie i radykalne oddanie prawdzie oraz pięknu. Dla fanów brzmień z pogranicza jazzu, elektroniki i neoklasyki – pozycja obowiązkowa.


Rafael Enciso Quartet – "Crossfade"


ree

"Crossfade" to debiutancki album nowojorskiego basisty i kompozytora Rafaela Enciso, wyprodukowany przez legendę jazzu, Daynę Stephensa. To dzieło o głębokim, filozoficznym zacięciu, które koncentruje się na fenomenie czasu i nieustannej cykliczności zmian – zarówno w naturze (inspirowanej okolicami Ithaca, NY), jak i w szerszych trendach społecznych.


Tytuł "Crossfade" (zanikanie jednego i jednoczesne pojawianie się drugiego) jest kluczowy dla muzycznej estetyki albumu. Jak mówi Enciso: "Album żyje w tej przestrzeni pomiędzy, gdzie przeszłość i teraźniejszość współistnieją i wpływają na siebie nawzajem".

Muzycznie przekłada się to na zbiór oryginalnych kompozycji, które charakteryzują się nieoczekiwanymi zmianami, warstwowymi teksturami i rytmami utrzymującymi uwagę słuchacza, a także płynnością, dzięki której utwory nakładają się na siebie, balansując między mocnymi rytmami a szerokimi, odkrywczymi melodiami.



Koncept albumu najlepiej oddają wybrane kompozycje: "Waterfall", utwór inspirowany wodospadami, maluje muzyczny obraz transformacji i ciągłego przepływu. Kontrastuje z nim liryczna i tajemnicza oda do Wayne'a Shortera, czyli "The High Priestess", pełna ducha nieustraszonej eksploracji. Z kolei "Austin Otto" to humorystyczny i figlarny utwór, w którym Dayna Stephens dołącza na saksofonie, wnosząc odrobinę lekkości.

Mimo kompozytorskiej złożoności, "Crossfade" brzmi jako dzieło stworzone w pełnej jedności. Czteroosobowy trzon (Enciso na basie, Gabriel Chakarji na fortepianie, Miguel Russell na perkusji i Nicola Caminiti na saksofonie altowym) łączy nie tylko wspólny język muzyczny (część zespołu grała wcześniej u Stephensa), ale i głęboka, trzyletnia przyjaźń. Taka więź jest wyraźnie słyszalna w nagraniu i zapewnia niemal niezrównany poziom spójności. Gościnny udział Jahari Stampley'a na organach tylko wzmacnia ten efekt.

Rafael Enciso stworzył wybitny debiut, który dzięki kunsztowi i wzajemnemu zaufaniu zespołu sprawia wrażenie nieustannej, intymnej, ale i wysoce kreatywnej konwersacji.



Rebecca Trescher – "Changing Perspectives"

ree

Kurde, jaka to jest ciekawa płyta. Bo: niby nic się tam nie dzieje, żadne rewolucje, głowy nie spadają, system kopernikański nie staje w poprzek, a jednak jest w tej muzyce coś, co każe mi do niej wracać i słuchać bez końca.

Rebecca Trescher, klarnecistka i kompozytorka z Norymbergi, od lat koncentruje się na idei "zmiany perspektywy". To dążenie jest widoczne w jej najnowszym albumie, który ukazuje artystkę dojrzałą, potrafiącą odpuścić nadmierną kontrolę i otwartą na słuchanie świata zewnętrznego.

Płyta ukazuje Trescher i jej zespół w porywających pejzażach dźwiękowych, które międzynarodowi krytycy wielokrotnie określali mianem "niemal filmowej jakości". Muzyka opowiada fabuły z zaskakującymi zwrotami akcji i sceny, które na długo pozostają w pamięci.


Urodzona w 1986 roku w Tybindze, Rebecca Trescher działa jako kompozytorka, klarnecistka i liderka zespołu w Norymberdze i Berlinie. Dzięki nieograniczonej ciekawości i radości z eksperymentowania z jazzem i współczesną muzyką symfoniczną, zyskała uznanie na niemieckiej i międzynarodowej scenie. Jej pomysły kompozytorskie są głęboko zakorzenione w naturze, co sprawia, że jej muzyka jest jednocześnie ugruntowana i eteryczna. Wśród jej autorytetów znajdziemy tak różnorodne nazwiska jak Björk, Bob Brookmeyer, Gil Evans, Radiohead, Maurice Ravel, Wayne Shorter i Igor Stravinsky. Trescher tworzy unikalny świat dźwięku, który jest bardziej asocjacyjny i organiczny niż prowokacyjny.



Inspiracje do kompozycji są często malarskie i bardzo konkretne. Weźmy choćby utwór "Farn" (paproć), który rozpoczyna się tajemniczymi dźwiękami, a następnie przechodzi w dramatyczną sekwencję. Trescher była ożywiona świadomością, że natura powoli, ale nieubłaganie, odbiera to, co cywilizacja jej odebrała. Ta powolna siła roślin oplatających budynki stanowi mocny, muzyczny motyw.

Inne kompozycje z albumu, takie jak dwuczęściowy utwór "Zaubergarten" (Zaczarowany Ogród), przenoszą słuchaczy do magicznych przestrzeni, czerpiąc inspirację z muzyki i osobowości brazylijskiego czarodzieja, Hermeto Pascoala. Znajdziemy tu także intymny "Song For The Night – dedykowane Carli Bley".

Rebecca Trescher stworzyła na "Changing Perspectives" dzieło, które wymaga od słuchacza otwartości, oferując w zamian muzykę pełną wyobraźni, która nie boi się pytać: "Czy to naprawdę działa tak, jak sobie wyobrażałam?".




Makar Novikov Quintet – "Long Journey"

ree

"Long Journey" to długo wyczekiwany debiutancki album kontrabasisty Makara Novikova, artysty o ugruntowanej pozycji (współpracował m.in. z Jimmym Cobem, Clarkiem Terrym i Jimmym Heathem), który w lutym 2022 roku zdecydował się na emigrację do Europy z powodów czysto politycznych. Choć Makar nie precyzuje, że chodziło bezpośrednio o inwazję Rosji na Ukrainę (która rozpoczęła się w lutym 2022 roku), kontekst czasowy oraz użycie określenia "osobiste i polityczne zawirowania" na początku 2022 roku silnie sugerują, że agresja na Ukrainę była bezpośrednią przyczyną lub jednym z katalizatorów tej decyzji. Album jest muzyczną refleksją na temat jej następstw i początku nowego życia w sercu kontynentu.


Trzeba uczciwie przyznać, ze Novikov, absolwent The New School w Nowym Jorku i Akademii Muzycznej Gnessin w Moskwie, dość szybko po schowaniu dyplomu w kieszeń, stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych basistów. Jego kariera międzynarodowa była dynamiczna (występy na Montreux Jazz Festival, w Ronnie Scott’s, czy Smalls Jazz Club w Nowym Jorku), jednak osobiste i polityczne zawirowania zmieniły jego drogę.


Album, którego tytuły kompozycji – takie jak „Emergency Exit”, „Free Fall” czy „Desert Island” – opowiadają najwyraźniej jego historię, to - jak stwierdził krytyk „Jazz thing”: "To wszechstronnie udany debiut, który łączy inteligencję z intuicją, a precyzję z kreatywnością".

Mimo ciężaru tematyki, w muzyce Makara Novikova słychać optymizm i nadzieję – szczere, poruszające pragnienie piękna. Jest to otwarty, taneczny modern jazz, którego celem jest łączenie ludzi.

Makar Novikov, obecnie rezydujący w Berlinie i będący aktywnym pedagogiem w Siena Jazz University, zebrał międzynarodowy kwintet, by stworzyć album - świadectwo powążnej, życiowej zmiany. "Long Journey" to więc podróż pełna emocji, która potwierdza, że nawet w obliczu największych wyzwań, jazz pozostaje siłą napędową i źródłem nadziei.



Billy Hart Quartet – "Multidirectional"

Nagranie ze Smoke Jazz Club, Nowy Jork, zespoł w składzie: Mark Turner (saksofon tenorowy), Ethan Iverson (fortepian), Ben Street (kontrabas), Billy Hart (perkusja).



ree

Spojrzenie na okładkę, oddech i... westchnienie. Patrzy na mnie uśmiechnięty, starszy Afroamerykanin i pierwsze, co przychodzi do głowy to myśl: "będzie nudne, standardowe swingowanie". Uprzedzenia bywają mylące, a w tym przypadku – wręcz bolesne. Zespół Billego Harta daje po nosie, jak mało kto.


Ten skład to istne łyse konie jazzu, wyjadacze sceny, którzy grają ze sobą od dwudziestu lat – dłużej, niż trwa wiele małżeństw. I tę dojrzałą, niezwykle silną chemię słychać w każdym takcie. Album Multidirectional to hołd złożony zarówno dyscyplinie, jak i całkowitej wolności, nagrany na żywo z okazji zbliżających się 85. urodzin mistrza perkusji, Billy’ego Harta.

Muzyka jest niegłośna, eksperymentalna i bardzo odważna, daleka od konwencjonalnego swingu. To improwizacja o najwyższej, niezwykle dojrzałej technicznej precyzji. Sam Hart doskonale opisuje swoich kolegów: Mark Turner „błyszczy jak klejnot”, Ben Street „wie lepiej, co zagram i jak zagram”, a Ethan Iverson „wie, jaką muzykę najbardziej lubię”.



Multidirectional to reinterpretacja starszych utworów zespołu oraz coverów, które w tym wykonaniu zyskują fascynujące nowe barwy. Całość została zagrana w stu procentach na żywo.

Zespół zabiera słuchaczy w wiele nieoczekiwanych miejsc. Najlepszym przykładem jest świeża interpretacja klasycznego „Giant Steps” Johna Coltrane’a, do którego Iverson wprowadza intrygujące, nowe struktury motywiczne, a sekcja rytmiczna tworzy taneczny groove, który nie boi się porzucić tonów pedałowych na rzecz śmiałego swingu.

W balladzie „Song For Balkis” (dedykowanej córce Harta) perkusista rozpoczyna pokazowym popisem na tom-tomach, by przejść do lirycznego poematu tonalnego. Mark Turner rozwija logiczną narrację, a Ethan Iverson wywołuje spokojny, senny nastrój. Kontrastem jest utwór „Amethyst” (dedykowany żonie), który z balladowego rubato przechodzi w abstrakcyjny jazz modalny, z Turnerem na czele.

Dzięki muzykalności płynącej w ich żyłach, Billy Hart Quartet emanuje elegancją i mądrością. Energia, niekonwencjonalna technika i wyrafinowany gust Billego Harta budzą nieustający podziw – i udowadniają, że to, co ma być nudne, bywa najbardziej rewolucyjne.



Horse Lords & Arnold Dreyblatt – "Extended Field" (FRKWYS Vol. 18)

ree

"Extended Field" to spotkanie dwóch pokoleń, których obsesją jest świat stroju naturalnego (Just Intonation) – starożytnego systemu strojenia opartego na harmonicznie czystych interwałach, osiąganych przez matematyczne proporcje.


STOP!

wyobraźmy sobie teraz statystycznego Kowalskiego, który ni cholery nie wie o czym kurde mowa. Tłumaczymy. No a dokładniej próbujemy tłumaczyć



Harmonicznie Czyste Interwały (Just Intonation) dla Kowalskiego

Żyjemy w świecie muzycznym zdominowanym przez system zwany strojem równomiernie temperowanym (Equal Temperament). Jest to system, którego używa niemal każdy współczesny instrument klawiszowy (pianino, syntezator) i który uważa się za standardowy.


Czym jest Strój Równomiernie Temperowany (Nasz Standard)?

Wyobraź sobie, że masz tort i musisz go podzielić na 12 idealnie równych kawałków (to jest 12 półtonów w oktawie).

  • Zaleta: Każdy kawałek jest identyczny. Dzięki temu możesz zagrać dowolną melodię w dowolnej tonacji i zawsze będzie brzmiała poprawnie i spójnie.

  • Wada: Aby utrzymać tę idealną równość, interwały takie jak tercje, kwarty czy kwinty są delikatnie, wręcz minimalnie fałszywe (rozstrojone) w stosunku do naturalnych praw fizyki dźwięku. Nasze ucho przyzwyczaiło się do tego kompromisu, bo dzięki niemu muzyka jest uniwersalna.


Czym są Harmonicznie Czyste Interwały (Just Intonation)?

To jest powrót do fizyki i matematyki dźwięku. Harmonicznie czyste interwały opierają się na stosunkach liczb całkowitych.

  • Przykład: Kiedy dwie struny wibrują idealnie czysto, ich stosunek częstotliwości to np. 3:2 (czysta kwinta) lub 4:3 (czysta kwarta).

  • Zaleta: Kiedy instrumenty są nastrojone w ten sposób, akordy brzmią niesamowicie czysto, rezonująco i błyskotliwie (Dreyblatt nazywa to sonicznie promieniującym światem). Ucho nie słyszy żadnych "błędów", a dźwięk wydaje się gęstszy i bardziej wciągający – stąd efekt transowy.

  • Wada: Ten system jest nieelastyczny. Działa idealnie tylko w tej jednej konkretnej tonacji, na którą instrumenty zostały nastrojone. Zmiana tonacji o pół tonu powoduje, że cała reszta akordów brzmi dziwnie lub fatalnie (jak w przypadku źle nastrojonych, zmodyfikowanych instrumentów Horse Lords i Dreyblatta).


Mamy zatem tu do czynienia z fascynującą, intergeneracyjną kolaboracją, będącą 18. częścią serii FRKWYS. Arnold Dreyblatt – pionier amerykańskiej awangardy, który eksplorował Just Intonation już w latach 70. w Nowym Jorku – spotyka się z zespołem Horse Lords, który zaczął aplikować ten radykalny system cztery dekady później.


Horse Lords to kwartet z Baltimore, który od 2010 roku łączy renesansową kontrapunktową tradycję z muzyką eksperymentalną, inspiracjami folkowymi i polirytmicznymi matrycami. Ich filozofia jest głęboko polityczna: „Jak możemy nasycić bezsłowną muzykę radykalnym przesłaniem politycznym?” – pytają.

Zespół ten, znany z angażowania się w społeczne i polityczne normy (widać to po tytułach utworów, np. „Wildcat Strike” czy „Truthers”), świadomie gra na instrumentach przystosowanych do mikrotonalności.

Efekt współpracy to potężne, wibrujące środowisko harmoniczne, podsycane przez wspólne zamiłowanie do rytmu. Muzyka jest intensywna i gęsta; to nie jest łatwe słuchanie, ale nagroda za cierpliwość to przeniesienie w stan niemal transowy. Album jest dowodem na to, jak skutecznie można połączyć dyskretne, ale pokrewne estetyki – Dreyblatta, który skupia się na fizyce dźwięku, z post-rockową energią Horse Lords.

Extended Field to nie tylko płyta, ale manifest przeciwko kompromisom narzucanym przez standardowy strój równomiernie temperowany. To radykalne, sonicznie promieniujące spotkanie, które osiąga małżeństwo estetyczne na wieki.


Dla fanów minimalizmu, eksperymentu i poszukiwania nowych harmonii, Extended Field to obowiązkowa, a zarazem wymagająca pozycja, która dosłownie redefiniuje, jak rozumiemy czystość dźwięku.


DYCHA NA JAZZDĘ, CZYLI WESPRZYJ NAS

Jeśli cenisz sobie recenzje, które potrafią zajrzeć pod powierzchnię i połączyć jazz z awangardą, polityką czy osobistymi historiami – to znaczy, że jazzda.net jest dla Ciebie. Wspieramy ambitne projekty, które łamią stereotypy, a takich w tym listopadzie było wyjątkowo dużo.

Chcesz pomóc nam pisać i publikować więcej takich materiałów? Postaw nam kawę! Dla Ciebie to tylko dycha, a dla nas to jak akord otwierający nową wspaniałą płytę, która burzy wszelkie granice.





Komentarze


bottom of page