W czołowej albańskiej szkole wyższej, nobliwi, poważni i zasłużeni biolodzy, naukowcy i nauczyciele akademiccy skoczyli sobie do gardeł, wywołując regularną bitwę o sroki, ryby, bobry i jazz. Argumenty merytoryczne ustąpiły pałkom, pięściom i wskaźnikom - w zasadzie prali się po łbach czym popadnie. Interweniowała policja. Kilka osób zostało rannych. A wszystko przez urodzinowy prezent.
Rektor błaga o litość
Komisarz Ilil Cela (36 lat) trze dłonie zakłopotany, choć patrzy w oczy odważnie, wręcz wyzywająco. Twarz zdradza jednak, że mimo doświadczenia operacyjnego nie czuje się pewnie w towarzystwie reportera, stąd też obecność oficera prasowego. Zadaję pierwsze, dość ogólne pytanie, uzyskuję równie ogólnikową odpowiedź. Rzucam zatem kolejne, znów niezbyt szczegółowe, odpowiedź znów “na okrągło”. W końcu pytam: jak konkretnie brzmiało wezwanie? Cela nie mógł już kluczyć, więc spojrzawszy na czubki butów, westchnął i cicho zreferował, jak na egzaminie:
Wezwał nas rektor uczelni, cały w panice, prosząc, a w zasadzie błagając o interwencje na terenie szkoły. Zaznaczył, że kilka osób jest nieprzytomnych, że być może nie żyją. Oficerka przyjmującą zlecenie sądziła, że był jakiś koncert rockowy na kampusie, więc rektor nieskładnie wyjaśniał, że awantura wybuchła na radzie wydziału biologii. Wtedy coś zaczęło w słuchawce strasznie walić, łomotać. Na nagraniu słychać, jak oficerka pyta: co to? Rektor nim się rozłączył rzucił: ratunku, przyjeżdżajcie, przyszli po mnie, drzwi długo nie wytrzymają.
To o nią się pobili
Valentina ma zniszczoną detergentami skórę na dłoniach, drobną figurę, rozbiegany wzrok, ale też bije od niej coś serdecznego, ciepłego, czuje się, że chropowate opakowanie skrywa życzliwą osobę. Wolałaby nie rozmawiać w ogóle, ale rzecznik prasowy przekonał ją, że wywiad pomoże uczelni zmyć niesławę. Warunek: wystąpi anonimowo, chociaż tu wszyscy wiedzą, że naukowcy wzięli się za łby o nią właśnie, Valentinę, lat 45, sprzątaczkę z najdłuższym stażem na Wydziale Biologii, którą wszyscy znają, pozdrawiają, traktują jak dobrą koleżankę albo ciocię. Jak zareagowała, gdy jej powiedzieli?
Szok, przerażenie, strach przed zwolnieniem z pracy, myślałam, że mnie wsadzą do więzienia - oczywiście nic takiego nie miało miejsca, o awanturze podczas rady wydziału dowiedziała się następnego dnia, kiedy huczały już o niej wszystkie albańskie media, a o tym, że bezpośrednim powodem zajścia stał się prezent dla niej, opowiedziała jej dopiero policjantka, kiedy Valentina uparcie pytała po co ma składać zeznania, skoro nie ma z zajściem nic wspólnego, przecież podczas rady wydziału była w domu oglądała serial w TV.
Pytam Valentinę o płyty, czy słuchała tych płyt? Odpowiada, że tak. Dopytuję o wrażenia. Valentina trochę wstydzi się, mityguje jak mała dziewczynka, mówi, że nie rozumie jazzu, to dla niej za mądre.
Kończę spotkanie chcąc dociec, co jej zdaniem mogło być powodem, że ta historia tak fatalnie się skończyła. Valentina nie ma pojęcia. - To po prostu nie mieści się w głowie.
Co nie mieści się w głowie?
Posłuchajcie w skrócie. Najpierw na cotygodniowej radzie wydziału dr Edmond Shehu postawił wniosek przyznania nagrody dla Valentiny za wzorową, dwudziestoletnią pracę na wydziale. Wszyscy przyklasnęli - każdy jest z niej przecież zadowolony. Ustalono, że sprzątaczka dostanie premię jubileuszową, o którą wystąpi do rektora dziekan, a rektor chętnie się zgodzi, bo lubi i zna Valentinę. Rada wydziału zaś jednogłośnie postanowiła, że oprócz gratyfikacji finansowej kupi Valetinie prezent. Jaki? O to miała zadbać prof. Dervishi.
I zadbała. Za tydzień, na kolejne posiedzenie, przyniosła płytę Stephana Crumpa pt. Slow Water, która miała być prezentem. Wówczas włączył się dr Edmond Shehu, który skrytykował niegrzecznie wybór profesor Dervishi, twierdząc, że zna tę płytę. Kłopot w tym, że jest jej podwładnym, a forma krytyki wywołała naturalny opór. Po krótkiej pyskówce rada wydziału postanowiła odłożyć sprawę na przyszły tydzień i z ulgą rozeszła się do domów. Po siedmiu dniach spotkali się ponownie, jednak wówczas dr. Shehu był uzbrojony w kontrpłytę Sarah Jerrom pt. Magpie i zażądał jej odtworzenia. Ale nie koniec na tym. W ciągu minionego tygodnia namówił kilkoro członków rady, by poparli wybór jego płyty przed prof. Dervishi.
Tak się zaczęła albańska wojna biologów
Najpierw dr Shehu argumentował, że jego propozycja jest lepsza, bo nie dość, że bezpośrednim powodem nagrania płyty była obserwacja przez autorkę zgromadzenia srok i wron wykonujących powietrzny, zimowy taniec, to przecież wydział jest najbardziej znany w środowisku naukowym z badań nad obyczajami ptaków miejskich.
Prof. Dervishi zarzuciła w odpowiedzi podwładnemu hucpę, łamanie regulaminu rady (nie uprzedził o planie odsłuchu nowej kontrpłyty), a także niegodne naukowca umysłowe wstecznictwo, wszak to właśnie życie rzek, o czym jest płyta Stephana Crumpa pt. Slow Water stanowi gros obecnych badań wydziału na co idzie też najwięcej grantów, a poza tym, to właśnie rzeki są bardziej zagrożone, niż “jakieś miejskie sroki”. Zaczął się słowny, trwający prawie kwadrans ping-pong na coraz durniejsze argumenty, podnoszący wszystkim emocje do zenitu. W końcu jeden z adiunktów, bliski prof. Dervishi, wykrzyczał, że dr Edmond Shehu tak obstaje przy swoim, ponieważ jest zaangażowany uczuciowo, gdyż po cichu od lat podkochuje się w Valentinie! Tego było za wiele, zwłaszcza, że przed laty, kiedy byli jeszcze młodymi naukowcami Shehu odrzucił zaloty Dervishi - co było wydziałową tajemnicą poliszynela. Do tej pory nikomu to przeszkadzało. Do tej pory.
Shehu uderzył pierwszy
Pięścią. Jego stronnicy zaatakowali sekundę potem, także bez ostrzeżenia.
Rozpoczęła się zażarta, wyrównana walka między naukowcami wydziału biologii. Rektor próbował wszystko załagodzić, ale ktoś go palnął w głowę skoroszytem, więc uciekł z sali. Prof. Dervishi leżała nieprzytomna, przygnieciona ławką, adiunkt został zaatakowany imitacją kości szympansa wyciągniętą z gabloty, polała się krew. W ruch poszły wszystko, co kto miał pod ręką: rzucali w siebie nawet modelami srok i wróbli. Jedna z grup pognała za uciekającym rektorem. Na szczęście agresorzy nie zdążyli wyważyć drzwi, rozbili tylko socrealistyczne posągi, które stały na rektorskim korytarzu od lat 50 tych XX wieku.. Przyjechała policja. Wszystkich, poza rektorem, skuto i odtransportowano do szpitali i na komendę.
Tak oto naukowcy pobili się o jazz: płytę Stephana Crumpa pt. Slow Water, która opowiada o życiu bobrów, a także rzek w ogóle i jest inspirowana książką Water Always Wins Erici Gies oraz płytę Sarah Jerrom pt. Magpie (Sroka), której narrację wyznaczyły obserwacje zachowań miejskich srok oraz ich złożony świat.
O krótki opis opis obu płyt poprosiliśmy blog Jazzda.net. Oto te charakterystyki:
Biologiczne tropy, wiosna 2024, sięgnięcie po suity oraz jazzowe rodowody autorów - to wspólne mianowniki obu płyt. Dodałbym do tego wyjątkową dbałość o końcową jakość muzycznego materiału - jednak jest to ocenne. Reszta różni je diametralnie
Rzeczywiście bardzo rzadko się zdarza, że jazzmani odwołują się tak wprost, jak Crump i Jerrom do biologicznych powodów nagrania swoich płyt. Wcześniej robili to z powodzeniem tylko John Luther Adams, Wadada Leo Smith i Ashley Fure. Owszem, natura jako taka bywa bardzo często przywoływana przez wrażliwych muzyków jazzowych w poszczególnych utworach, ale nie przypominam sobie, by stała się kanwą dla dwóch albumów wydawanych niemal w tym samym czasie. To znak, że oddziaływanie człowieka na naturę ma wpływ również na jazz. I to jest wspaniałe.
W przypadku kontrabasisty Stephana Crumpa i jego płyty pt. Slow Water, bezpośrednim powodem jej powstania było zamówienie suity jazzowej przez jedną z amerykańskich fundacji.
Crump poproszony został o oscylację tematu wokół książki “Woda zawsze wygrywa” pisarki naukowej Erici Gies. To książka o nowym podejściu do rzek, które w USA lansuje coraz silniejsza grupa o nazwie “Slow Water” właśnie. Ruch Slow Water zaczął swoją działalność od publicznego zadania rewolucyjnego pytania: czego chcą rzeki? Nikt przed nimi tej sprawy tak nie stawiał. Rzeka traktowana była jako martwy byt podlegający władzy człowieka, a ci nowi ekolodzy ju upodmiotowili. Zdaniem ekologów rzeki nie chcą tego czego pragnie cywilizacja ludzka, przede wszystkim zaś, nie chcą regulacji. To jest spór między potrzebami, a możlwiościami, spór który na razie wygrywa przemysł i konsumpcja, a przegrywają rzeki i ekolodzy. Od kiedy jednak zmiany klimatyczne stały się tematem dysput szerokiego nurtu medialnego, powoli stanowisko tych drugich staje się coraz lepiej słyszalne.
Wróćmy do płyty. Fundacja trafiła doskonale. Po pierwsze Stephan Crump to doświadczony profesjonalny muzyk, filar wielu nowojorskich składów i zapalony edukator. Nagrywał i koncertował jako jedna trzecia uznanego tria Vijaya Iyera,miał wiele własnych grup na przykład Rhombal z Tyshawnem Soreyem, Ellerym Eskelinem i Adamem O'Farrillem; Secret Keeper z MaryHalvorson; Rosetta Trio z Jamie Fox i Liberty Ellman, czy Borderlands Trio z pianistą Krisem Davisem i perkusistą Erikiem McPhersonem. Nawet jeśli te nazwiska niewiele Państwu mówią, zapewniam, że mówimy o świetnych muzykach.
Ale to nie wszystko, ponieważ lider, Stephan Crump urodził się i wychował w Memphis nad rzeką Mississippi, rzeka i woda towarzyszą mu od zawsze. W wywiadach otwarcie mówi o wielu wyprawach trekkingowych czy ekstremalnych spływach kajakowych, w jakich brał udział. Gdy miał 13 lat przeszedł cudownie i jednocześnie brutalne doświadczenie - dwutygodniowy spływ kajakowy dzikimi rzekami Kanady. Woda jest mu bliska, więc ekologiczny temat suity z pewnością go pociągał.
Slow Water to trwająca bez przerwy 67 minutowa suita, która rozwija się i powoli meandruje jak szeroka amerykańska rzeka. Część materiału została napisana, część jest zaimprowizowana w studio. Crumpowi towarzyszy duży skład, pięcioro artystów: z wyjątkiem wibrafonistki Patricii Brennan, z resztą zespołu współpracował rzadko lub wcale: puzonistą Jacobem Garchikiem, trębaczem Kennym Warrenem, altowiolistką Joanną Mattrey i skrzypaczką Yuniyą Edi Kwon.
Majestatyczna i kontemplacyjna - to chyba najlepsza słowa oddające odbiór muzyki z tej płyty. Nie ma tam porywów, szybkiego tempa, muzycznych wirów, szalonych galopad instrumentalnych, jest sporo ambientu z udziałem żywych instrumentów, długich fraz, wspólnego grania, tworzenia swoistego grupowego pejzażu dźwiękowego. Sam autor wielokrotnie podkreślał, że z wiekiem coraz bardziej pociąga go idea zespołowego grania, w którym zacierają się granice ego. Jak na jazzmana, podejście dość oryginalne, choć ostatnio modne. Muzycy i krytycy od pewnego czasu poświęcają sporo uwagi zbytniemu odejściu od słuchacza, publiczności, skupieniu się na zagadnieniach technicznych. Slow Water to więc muzyczne doświadczanie kolektywu. Ale skąd bobry? Stały się Crumpowi bliskie po lekturze kolejnej książki, tym razem Kena Goldfarba o bobrach pt. “Eager”, Tak powiedział w jednym z wywiadów: – Tytuł mojej płyty to właściwie „Eager”. Przemysł futrzarski zdziesiątkował te zwierzęta do połowy XIX wieku. Kiedyś zamieszkiwały całą Amerykę Północną, a ich działalność spowalniała przepływ wody. Miasta chcą kontrolować wodę, gdy w naturalny sposób stara się ona rozszerzać, płynąc wolniej.
Strona Stephana Crumpa https://www.stephancrump.com/
Z kolei suita Sarah Jerrom pt. Magpie (Sroka) jest bliższe jazzowi stricte. Przede wszystkim jednak Jerrom czerpała z zupełnie innego natchnienia i sięgnęła po odmienne rozwiązania techniczne.
To już jej czwarta płyta. Poprzednie były równie udane, choć żadna nie dorównuje "Sroce" rozmachem. Na uwagę zasłużył z pewnością krążek z twórczością wybitnego poety Williama Butlera Yeatsa - The Yeats Project. Wszystkie płyty znajdziesz tutaj https://www.sarahjerrom.com/music
Sroki? Na pierwszy rzut oka i ucha niedorzeczność. Skąd w ogóle tak dziwaczny pomysł na jazzową suitę? Sama artystka tłumaczy, że w styczniu 2018 roku obserwowała podczas burzy śnieżnej podniebny taniec wielkich gromad srok i wron. Tak się złożyło, że to nie był dobry moment w jej życiu ze względu na bolesne doświadczenie poronienia. Myślała w owym czasie o napisaniu muzyki przełamującej to piętno i tabu związanego z utratą ciąży. Urzeczona widokiem ptaków zaczęła pracować nad muzyką, w której narracji wykorzystała życie miejskich srok - jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Efekt: “Magpie” jest podwójnym albumem zawierającym osiemdziesięciosześciominutową suitę na rozszerzoną orkiestrę jazzową. W nagraniu bierze udział aż 22 muzyków (dla porównania: typowa orkiestra jazzowa z czasów Duke’a Ellingtona, jednego z najbardziej znanych liderów i kompozytorów jazzowych, liczyła 12 osób w 1927 roku, a następnie została powiększona do 14 osób w 1932 roku) co jest o tyle ciekawe, że płyta jest w 100 procentach stworzona, a więc finansowana przez Sarah Jerrom! Nie dziwi więc jej spójność stylistyczna i wysoka jakość brzmienia zespołu. To jest suita z tekstem, który śpiewa autorka, wspierana przez trzy inne osoby. Orkiestrą dyryguje Christian Overton.
Muzyka jest zupełnie inna niż na płycie Stephena Crumpa: żywsza, rytmiczna, mniej improwizowana, choć nie całkowicie uwolniona od popisów solowych. Tekstu do zaśpiewania jest dużo, czasem ciąży to na materiale - choć jego autorka płynnie i zwinnie rozkładala akcenty tak, aby słuchacz mógł nie tylko śledzić treść, ale zachwycać się formą. Utwory są długie, niektóre bardzo: finał: “Crystallization (for R.)” trwa ponad 17 minut. Dużo na płycie soczystego prawdziwego amerykańskiego jazzu (choć Jerrom to Kanadyjka), ze zwrotami, zmianami tempa, skrętami, popisami solowymi.
Obu płyt słucha się z prawdziwą przyjemnością, choć obu z zupełnie innych powodów.
Tylko Valentina zostanie
Skandal w Tiranie powoli milknie. Szkoła wraca do normalnych zajęć. Główny sprawcy bójki zostali zwolnieni z aresztów, ponieważ ze względu na zapis monitoringu nie mogą mataczyć. Nieoficjalnie wiadomo, że z wydziałem pożegna się większość kadry z prof. Prof. Dervishi i drem Shehu na czele.
Czasem, coraz rzadziej, jeszcze skorzy do żartów studenci ubiorą szkielet w kimono do karate albo puszczają głośny jazz na korytarzach z dużych głośników na baterie.
Valentina nadal sprząta korytarze wydziału biologii.
UWAGA!!! WAŻNE!!!
Szanowni Państwo
Przedstawiamy powyższy materiał jako przykład głębokiej patologicznej perwersji dziennikarskiej. Robert K. autor tego artykułu całkowicie go sfabrykował. Zmyślił całą historię rzekomo po to, aby zainteresować czytelników jazzem. Nasz dział fakt czekingu z łatwością wyłapał te brednie. Jesteśmy za prawdą i tylko prawdą w mediach. Precz z takimi bzdurami. Niemniej, żeby pokazać Państwu do czego prowadzi brak regulacji tak zwanych mediów społecznościowych, publikujemy ten materiał. Ku przestrodze.
Commenti