Drodzy, wspaniali, kochani bracia i siostry. Spotykamy się dziś na posiedzeniu komisji Niebiańskiego Ładu i Kojenia w wyjątkowo ważnej kwestii, choć, jak mi donoszą najwspanialsi i najukochańsi z was, nie wszyscy zdają sobie sprawę z wysokiej rangi dzisiejszego głosowania. Nie wiem doprawdy skąd ta lekcewaga, skoro to zadanie stawia przed nami sam Pan nasz umiłowany i miłosierny…
Nie ma co heheszkować i śmieszkowacić kolego Gabrielu, to bowiem tylko z pozoru błaha sprawa, tylko z pozoru. Co zresztą wiesz Gabrielu doskonale, gdyż gromiły o tym wszystkie niebowęzły, że to właśnie gorszący spadek dyscypliny wśród twojego personelu sprawił, iż dziś stoimy przed generalną zmianą dotyczącą niebiańskich przedproży. Ge-ne-ra-lną!
Ja przypomnę, co domyślam się nie w smak będzie mojemu wspaniałemu skrzydlatemu koledze oraz jego stronnikom, ale jakaś reasumpcja na początek być musi, więc przypomnę. I zapewniam, że nie chodzi o judzenie, judaszowanie, drażnienie, rozdrapywanie. Chodzi jedynie o ustalenie faktów, z których wynijść musimy na powierzchnię prawdy namilsi.
Owoż jak doskonale wiecie siostry i bracia (głos z sali: bracia najpierw, bracia najpierw, teraz i zawsze!)... proszę o ciszę, z emocji pomyliłem kolejność. Zatem raz jeszcze bracia i siostry doskonale wiecie, że niebiańskie przedproża to formy długich, jasno oświetlonych korytarzy, w których budzą się dusze zapraszane do naszego umiłowanego Eretz Eden. Zadaniem przedproży jest oswoić, uspokoić i ukoić rozedrgane byty i przyzwyczaić je do życia wiecznego. Zanim wejdą w progi raju muszą przejść przed przedproża. Każdy jeden. Wszyscy to wiemy.
Nasza technologia pozwala, aby korytarze przedproży były odpowiednio długie lub odpowiednio krótkie dla każdego niebianina (lub Niebianina - nie wiem, którą formę nadkomisja ds. języka edeńskiego już dopuszcza - dopisek botoduszy protokołującej), w zależności od jego czy jej, czyli onej duszy, potrzeb. W trakcie budzenia, dochodzenia do siebie i spaceru w stronę światła naszego Ojca Niebieskiego, niech zawsze jego mądrość wskazuje nam drogę ku miłosierdziu, w korytarzach duszom towarzyszyła muzyka z ich stron rodzinnych - po to, by czuli się swojsko, jak u siebie. Wszystko działało bez zarzutu przez tyle wieków, aż do karygodnej omyłki, gdy z rozmysłem, jak już wiemy w celu obalenia naszego pokojowego niebostroju pomieszano muzykę i na przykład duszom z Polski puszczono niemieckie haimat melodie, a hiszpanom szlagiery z kraju basków. Czym to się skończyło, pamiętamy doskonale, pisał o tym obszernie i na pierwszej stronie “Blauer Beobachter”, co zresztą dla mnie i nie tylko dla mnie, bo dla rzeszy kolegów i działaczy jest grubym nadużyciem, bo naszym wspólnym zdaniem, zdaniem gromkim i donośnym nie jest to temat, którym nasz niebieski obserwator powinien się zajmować. Na szczęście błędną oceną rzeczywistości kierownictwa ““Blauer Beobachter” zajmuje się już Komisja Perswazji Miłością i Innymi Narzędziami Dobra. Wróćmy do reasumpcji naszej części tej afery, a raczej pseudo afery (lub pseudoafery nie wiem, którą formę nadkomisja ds. języka edeńskiego już dopuszcza - dopisek botoduszy protokołującej).
Nasi przyjaciele podczas comiesięcznego posiedzenia rajskiego kołczingu uznali, że w celu wyeliminowania szansy podobnych omyłek w niemającej końca przyszłości niebieskiej należy w przeprożach zastosować jednolitą muzykę bez podziału na pochodzenie etniczne niebianinów. I w tej sprawie dziś się - drodzy, wspaniali, kochani bracia i siostry - spotykamy. Nasze doniosłe zadanie to nie tylko wskazać odpowiednią muzykę do przedproży, to okazać jednolitą siłę podżegaczom. I te zadania wypełnimy z dumą i pokorą.
POLECANE UTWORY Z PŁYTY
Na wniosek Miłosiernego Ojca i prezydium Eretz Eden zebrała się podkomisja Krytyków Muzyki Doczesnej i spośród wielu wniosków, jakie napłynęły w sprawie wyboru jednolitej ścieżki dźwiękowej do przedproży, jej członkowie skłonili się do wniosku blogu Jazzda.net rekomendujacego płytę “Rising” niejakiej Jasmine Myra.
Jak czytamy w uzasadnieniu autora bloga: kompozycje Jasmine Myry zachwycają od pierwszych taktów płyty “Rising” i zachwyt to słowo najlepiej oddające stan, który pod wpływem muzyki udziela się słuchaczowi. Urzekający zachwyt każdej chwili, każdej czynności, każdej myśli, każdej rzeczy tylko dlatego, że one się wydarzają. Jasmine zaledwie dwa lata temu rozbłysła niczym supernowa na nieboskłonie brytyjskiej sceny jazzowej, kiedy wydana w wytwórni Gondwana Records założonej przez niezrównanego trębacza i niestrudzonego inicjatora sceny jazzowej Mateusza Halsalla pierwsza płyta pod tytułem “Horizon” zachwyciła nieziemskimi kompozycjami, a już mamy płytę kolejną. Płytę, na której Jasmine na szczęście rozwija swój arcytalent kompozytorski, nie podążając na pokuszenie indywidualnej improwizacji. Nie ma tu porywających solówek, popisów, dźwiękowych galopad - jest łagodny, spokojny, pokorny i pogodny jazz. Ciężko mu jednak przykleić łatkę “spiritual”, choć wskazywałoby na to instrumentarium zespołu solistki. Na “Rising” czuć dyscyplinę duchową - melodyki jest tu w bród lecz niech was ręka boska broni nazywać je banalną i puszczoną na szerokie wody improwizacji. Nie. Tu wszystko wynika z siebie, do siebie pasuje, z siebie wyrasta, do siebie wzajemnie zmierza, na sobie wzajemnie polega… przepraszam, ale ten bloger to jednak straszny grafoman, ale skończmy już skorośmy zaczęli… gdzie ja to… o, a więc na sobie wzajemnie polega.
Jasmine Myra zebrała ten sam doskonały skład, który towarzyszył jej saksofonowi na
pierwszej płycie, a więc grają tu także gitarzysta Ben Haskins, perkusista George Hall, pianista Jasper Green, harfistka Alice Roberts i basista Sam Quintana. Wszyscy grają tak, by podnieść na duchu słuchacza, otulić go miękkim pledem dźwięków, wlać w jego serce otuchę i nadzieję. Pomaga w tym smyczkowy kwartet wykorzystany w czterech na sześć utworów.
Solistka i liderka zespołu Jasmine Myra mówi o tej płycie: - „Rising” jest kontynuacją „Horizons”. Kiedy zaczęłam pisać tę muzykę, uznałam, że będzie to podróż, dzięki której stanę się bardziej pewną siebie i szczęśliwą osobą. Nie żebym nie była szczęśliwa, ale chciałam pozbyć się niepewności i żyć w zgodzie z sobą. To coś, nad czym pracowałam przez ostatni rok i nadal będę pracować. Muzyka na tym albumie jest bardzo osobista i ściśle związana z moim życiem. Włożyłam weń całe swoje serce i duszę i jestem bardzo szczęśliwa, że w końcu ujrzała światło dzienne.
Nieziemska płyta “Rising” Jasime Myry w stu procentach spełnia wymogi przed nią stawiane - kończy swoje uzasadnienie, ten… jak on się nazywa… zresztą to bez znaczenia, ten autor bloga Jazzda.net. Ja jeszcze pokażę zdjęcie tej prześlicznej dziewczyny, która jak nikt nadaje się do naszego doniosłego zadania. Sarkającym na kolczyk w nosie przypominam, że Komisja Ds Właściwych Obyczajów zdjęła już rok temu kolczyki w nosie z indeksu zdobień zakazanych. Trzeba iść z duchem czasu.
Teraz my, wsparci wszech wiedzą i miłością naszych miłosiernych przełożonych, a także doświadczeniem podkomisji Krytyków Muzyki Doczesnej przychylimy się, lub nie, ale raczej się przychylimy przecież, bo wsparci ich mocą i tak dalej co już przecież podkreślałem. Zatem stańmy z odwagą wobec wyzwania, które rzucają nam nasi wrogowie i zagłosujmy bracia i siostry.
Zaczynamy. Kto jest przeciw? Nie widzę.
Comments