Wojciech Jachna Squad zabiera w podróż do gwiazd
- ROBERT KOZUBAL
- 13 mar
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 15 mar
Wyobraźcie sobie
Był wczesnowiosenny, chłodny poranek, gdy Iwona, elektroniczny głos zapowiadający pociągi na stacji Łódź Widzew zamiast oznajmić bezdusznym głosem przyjazd następnego składu powiedziała głosem namiętnym:
Szanowni Państwo, a teraz posłuchajcie wspaniałej, najnowszej płyty Wojciecha Jachny Squad pod tytułem płyty "Ad Astra". Ad astra znaczy "do gwiazd'. Życzę państwu dobrego dnia i tego, abyście znaleźli swoją drogę do gwiazd dzięki tej pięknej muzyce.

I w głośnikach stacji Łódź Widzew zabrzmiała zapowiedziana płyta
Ludzie, zmarznięci i niedobudzeni, oczekujący składu regionalnego z tym jedynym na świecie, charakterystycznym środkowoeuropejskim biernym zniecierpliwieniem, składu, który miał ich zawieść do Bedonia, Przyłęka, Wągrowa lub Płyćwii, no więc ludzi ci zbaranieli. Muzyka płynęła peronami, owijała się wokół latarni, kładła wzdłuż torów, jak marzenia pasażerów pociągów podmiejskich o definitywnej dalekobieżnej podróży na zawsze: tam gdzie jest lepiej, więcej, piękniej i mocniej, czyli nie tu.
Zbaraniała również załoga stacji Łódź Widzew. Elżbieta S. lat na oko 28 (nazwisko znane redakcji), która tego dnia miała zmianę wspomina
"To był szok i niedowierzanie. Iwonka - bo tak ją tutaj pieszczotliwie nazywamy - nigdy dotąd, ani razu nam się nie zepsuła, kilkukrotne trzeba ją było tylko awaryjnie zastąpić, a tu taki numer - mówi Elżbieta kręcąc głową. - Nic nie mogliśmy zrobić, nie działała żadna funkcja, żaden klawisz, a odcięcie od zasilania było niemożliwe, bo padłby cały system"
To by oznaczało, ze PKP w Wągrowie czy Płyćwii jest ślepa i głucha - wszakoż to stać się nie mogło, PKP tamże jest ważna dla społeczności lokalnej. Wezwano zatem posiłki informatyczne z jednej z podległych kolei spółek. Ale i one nie dały rady. Była godzina 14, pociągi wciąż przyjeżdżały i odjeżdżały niezapowiedziane, na peronach stacyjnych zebrał się zaś tymczasem tłumek ciekawskich słuchaczy płyty Wojciecha Jachny Squad, która grała non stop w zapętleniu, gdy do akcji wkroczyli współpracujący z PKP byli hakerzy i cybernetyczni specjaliści z pobliskiej politechniki. Nadzieja zatliła się w sercach skompromitowanych kolejarzy. Na krótko.
"Niestety, nie było na to rady, Iwona odcięła wszystkie dojścia systemowe, otoczyła się tak szczelnym cybernetycznym murem, że po godzinie mieliśmy pewność, że przebicie go potrwa trzy do siedmiu dni - opowiada Ariel B, były haker (nazwisko znane redakcji)".
Doktor Marek "Procesor" Zapętlony, specjalista informatyczny z Politechniki Łódzkiej wznosi oczy ku niebu i opowiada z emfazą:
"Proszę Pana, jestem dumny i szczęśliwy, że dotknęło to mnie, właśnie mnie, że to ja byłem świadkiem i badałem wykroczenie poza kontrolę na skutek podłączenia do sieci i układów tak zwanej sztucznej inteligencji prostego, banalnego w sumie symulatora głosów"
Prosimy, aby doktor Zapętlony wytłumaczył cały fenomen prostymi słowami. Po krótkim namyśle ujął to tak: "Iwona, podłączona dzień wcześniej do układu sztucznej inteligencji przerobiła całą treść internetu i spośród niego wybrała to, co jej zdaniem najlepsze"
Czyli co?
"Czyli płytę Wojciecha Jachny Squad pod tytułem Ad Astra".
A dlaczego - dociskamy naukowca
"Bo uznała ją za najpiękniejszą, najlepszą, najbliższą ideału".

Muzyka na stacji brzmiała do późnego wieczora. O godz. 22 słuchało jej około 300 osób, które nie czekały na odjazd, po prostu przyszły zwiedzione informacją o niezwykłym wypadku na stacji Łódź - Widzew. Kolej więc musiała wezwać SOK, ale zupełnie niepotrzebnie, bo muzyka raczej wszystkich koiła, niż rozdrażniała.
Dlaczego tego pan słucha - spytaliśmy jednego z peronowych zasłuchanych..
No bo to gra samo, tu na stacji, nigdzie tak nie ma, nawet w Nowym Jorku - odpowiedział.
Ale można tego słuchać w domu i nie marznąć - spytaliśmy
A nie, boi tego nie ma na strimingach, a jest ekstra, w pyteńkę muza - dopowiedział drugi, ogolony na łyso, groźnie wyglądający kibic lokalnej drużyny piłkarskiej, co było widoczne po wytatułowanym napisie na szyi "Widzew jest całym moim życiem" - osobnik ten miał szyję nader grubą, a napis ją oblegał, tak że koniec spotykał się z początkiem na dużym, grubym karku (patrząc na osobnika z tyłu widziało się na szyi zbitkę "emWi"). - Jakby mnie kto pytał, to mogliby tak zostawić, gitara muzynia jest tego tam składa.
Według mnie także.
Ale Iwonka o godz. 24 sama się wyłączyła.
Po prostu muzyka przestała grać, a ona wyszeptawszy uroczo: już pora do łóżek kochani, zapowiedziała swym normalnym beznamiętnym głosem przyjazd bez zatrzymywania się dalekobieżnego do Berlina.
Czy to nie byłoby wspaniałe?
Wojciech Jachna Squad nagrał kolejną płytę, w które nie robi umizgów do nikogo - tworzy własne niepowtarzalne pejzaże muzyczne, utrzymane w onirycznym klimacie, powolnych tempach utwory, które hipnotyzują. Słuchałem jej kilkakrotnie w jakimś mentalnym zniewoleniu brzmieniem, błogo oczekując kolejnych nieoczywistych i barwnych muzycznie taktów. Prościej mówiąc nie mogłem się od niej oderwać. Nawet ćwiczyłem z albumem WJS na uszach.
Album to kilka improwizowanych kompozycji, bardzo tajemniczych, niespiesznych i łagodnych. Struktura utworów? No jest, ale mi nie przeszkadzała. Skandynawskie, mroźne klimaty także.
Wspaniała rzecz wyszła.
Będzie to zapewne jedna z najlepszych płyt tego roku w opinii znacznie bardziej osłuchanych niż ja specjalistów.
Nagrali ją
Wojciech Jachna – trumpet, fx
Marek Malinowski – el. guitar
Jacek Cichocki – piano, Moog, organs
Rafał Gorzycki – drums, percussion
FOTOGRAFIE WYKONAŁ KONRAD ŻELAZO

Bardzo się cieszę jeśli się podobało.
Prowadzenie tego bloga to najfajniejsza rzecz na świecie, więc będę Ci wdzięczny za wsparcie (równowartość kawy na mieście). Wszystkie pieniądze z wpłat przeznaczam na muzykę, którą potem recenzuję dla Was. Śmiało. Pomożesz mi. Wystarczy kliknąć przycisk w dole. Dziękuję bardzo!
Kommentare