top of page
Zdjęcie autoraROBERT KOZUBAL

Polski Jazz 2024 - I półrocze

Zaktualizowano: 31 lip

Oto stoją w żelaznym ordynku, zwarci, gotowi, by zarazić kogo się da pogodą ducha, radością z grania, bezceremonialną i bezkompromisową muzyką. Są młodzi i bezczelnie utalentowani i idą po swoje nie oglądając się na boki. To do nich należało pierwsze półrocze 2024, choć trzeba przyznać, że stare wygi też zostawiły po sobie świetne albumy. Widać wyraźnie wymianę pokoleniową - cóż, demografia jest nieubłagana. W uszy i oczy rzuca się ponadto: coraz większy udział instrumentów elektronicznych w jazzie - w zasadzie są obecne we wszystkich albumach, a w kilku dominują. Wreszcie bardzo cieszy, że bez żadnych parytetów, na podstawie umiejętności i talentu, gra wiele młodych kobiet, które proponują niezwykle ciekawe brzmienia i kompozycje.

Poniżej zestawienie moich 22 ulubionych polskich płyt jazzowych z 2024.


Atom String Quartet Universum (wydawca Warner Classics)


Koncepcyjny album czołowych polskich wiolinistów jest dla mnie starciem, a w efekcie próbą współistnienia na jednym nośniku czterech potężnych talentów i silnych osobowości. Efekt: cztery części płyty napisane po kolei przez czterech członków ASQ. Długo myślałem, czy chcę, aby Universum wpisać w grono moich ulubionych płyt z I połowy 2024 rok, jest bowiem dla mnie bardzo akademickie, przemyślane, dograne, zamknięte – bardzo dużo doskonałości, jak na moją koncepcję jazzu, zostawiającego zawsze niedomknięte drzwi muzycznych interpretacji. Niemniej jednak - wielka muzyka, a więc jest.




 

Lumpeks Polonez (Umlaut)


Wariactwo. Czyste szaleństwo. Wiejski hardcore jazz. Bardzo surowa, miejscami (może świadomie?) drażniąca wyzywającym dźwiękami ucho podróż po polskim folklorze. Ansambl niezwykły, przecudny. Trzech doskonałych, wykształconych francuskich muzyków i jazzowych improwizatorów oraz kobieta z barabanem gra dla was wiejską muzykę taneczną. „To mazurki z jazzowych twistem!” powiada pani Olga Kozieł, owa kobieta z barabanem, ale przed wszystkim niestrudzona eksploratorka naszego folkloru, członkini niezliczonej liczby projektów z wiejskimi konotacjami, choć najbardziej znana z miejskiej Warszawsko - Lubelskiej Orkiestry Dętej, gdzie gra na trąbce. W Lumpeksie niestrudzenie wali w baraban i cudnie śpiewa, a gdy w pieśni „Dimanche Au Telephone” wyznaje „Ażebyście wiedzieli, jak ja pragnę niedzieli! Cały tydzień pracuję, a w niedzielę tańcujęnie sposób usiedzieć, no i jakże bliskie to wszystkim słowa, prawda?

Ale – jak piszą przebiegli pijarowcy nie wiedząc, jak nawiązać do kolejnej części tekstu - to nie wszystko. Bo najdziwniejsza jest reszta składu. Wyobraźcie sobie, że Lumpeks, w celu grania polskiego folkloru założył francuski, mieszkający w Warszawie kontrabasista Sébastien Beliah, a namówił do grania i eksplorowania polskiego folkloru dwóch francuskich doskonałych i wybitnych improwizatorów sceny jazzowej – panów Pierre’a Borela (saksofon) oraz Louisa Lauraina (trąbka). Francuscy muzycy po najlepszych konserwatoriach grają polską wieś. Serio.

Błagam: przynajmniej raz w życiu przeżyjcie to szaleństwo. Nic po nim nie jest takie samo.





 

Królestwo Patho Jazz


Małpa z saksofonem na okładce i patologia w tytule? Coś dla mnie! A przeczytawszy tytuł pierwszego utworu „Zmarnowany potencjał wczorajszej porażki” po występach biało czerwonych w niemieckim euro, klamka zapadła: na listę z nimi! Tyle, że w żartobliwym i frywolnym anturażu (tytuły kawałków są doskonałe np. Gdyńskie Centrum Wypierania Rzeczywistości lub Odwołane medytacje klas trzecich) kryje się zupełnie poważny, a czasem gorzkawy jazz. Swoje Królestwo stworzyli Paweł Rucki (perkusja), Sebastian Goertz (kontrabas), Joanna Kucharska (synthesizer), Max Białystok (piano, rhodes piano, synthesizer, guitar oraz production, mix, mastering, artwork). Na płycie gościnnie występują również Patrycja Tempska (saksofon), Dawid Lipka (trąbka), Robert Dobrucki (klarnet, klarnet basowy).

Improwizacje, zabawa tempem, dźwiękowe pejzaże, odloty i medytacje, rytmiczne hołubce, harmoniczne ucieczki, przesterowane tła – och, czego w Królestwie nie ma!? Nie ma słabych punktów szanowni Państwo.





 

Wszy Tama (Antena Krzyku)


Uwaga! Nieletni kończą czytać, gdyż wyznać wam drodzy muszę: ja pierdolę jakie to jest dobre! To jest jak wciągnięcie ostrej dawki czegoś białego nosem do złej dziurki! Słucham i słucham. Bardzo zbuntowane, bardzo ostre, wyzywające granie jazzu. Wszy się z wami nie patyczkują, a za „Bunt w mrowisku” przyznałbym kompozytorską nagrodę Łomonosowa, gdyby taka istniała. Szczecińska rewelacja. Poznajcie oficjalnie przedstawiany skład, bo na pewno wiele wam powie:

Zwoliński – saksofon altowy / saksofon barytonowy

Serewiś – saksofon tenorowy

Porowski – trąbka

Goduński – syntezator

Biskupski – gitar

Foluszewski – gitara basow

Buciarski – perkusja.

Oto jak się zapowiedzieli w sieci: Najlepsza (najgorsza) wytwórnia w Szczecinie ma zaszczyt zaprezentować nowy szajs (w oryginale: new shit) z naszego miasta. Debiutancka taśma/CD psychodelicznego jazzu rocka WSZY.




 

EABS  Reflections of Purple Sun (Astigmatic)


Pisałem o tym dziele, to się powtórzę: To jest klasa światowa, a z Dolnego Śląska. Dla słuchania takich płyt warto żyć. Tam jest wszystko: kompozycje utkane perfekcyjnie, zagrane idealnie, role wszystkich instrumentów rozpisane tip top, tak wyważone, że nikt się nie rozpycha, nikt nie zostaje z tyłu. Cały zespół jedzie miękko, jak mercedes beczka po autobanie, bo wszystko tu pasuje, wszystko współgra. Można jeszcze pisać o czerpaniu z płyty pana Tomasza Stańki sprzed 50 lat - tylko po co? To jest wersja 2.0 EABS, całkowicie odmienna, zrodzona w innej rzeczywistości, odpowiadająca innym potrzebom (na przykład techno w “My Night, My Day”). Genialne. Jak dla mnie numer 1 pierwszego półrocza wespół z „BiBi”.




 

Filip Żółtowski Quartet BiBi (Alpaka)


Recenzowałem tę płytę na Polish Jazz Blog Spot (zaglądajcie tam koniecznie, to jest najważniejszy portal o jazzie w Polsce, piszą tam doskonałe autorki i świetni autorzy, a w wśród nich świetni muzycy jazzowi).

Tak uważam: młode pokolenie muzyków mówi po swojemu i jest to nareszcie język bez granic. Jeśli muzycy kwartetu zerkają wstecz, to wyłącznie, by czerpać ze swoich mistrzów: jazzowych Steve'a Coleman'a and Five Elements czy Brad'a Mehldaua ale nie tylko, ponieważ nie kryją równie dużego zainteresowania rzeczami na pozór odległymi, jak hip-hopowymi beat’ami w stylu produkcji James’a Yancey (J.Dilla), taneczną elektroniką EDM (naprawdę namawiam, by wyjść z jazzowego kąta i posłuchać, co gra Medasin czy Flume, których nazwy FŻQ podaje w materiałach prasowych) czy po prostu wpływami popowymi.

Filip Żółtowski Quartet na „BiBi” puszcza jeszcze śmielej niż na debiutanckim „Humanity” oko do tej części publiczności, która w muzyce poszukuje radości z rytmu, zabawy wśród dźwięków ale jednocześnie szuka muzyki ambitnej. „BiBi” jest troszkę jak wpuszczenie świeżego powietrza do dusznych sal jazzowych: kwartet lubi melodie, lubi silnie zaakcentowane klubowe rytmy, lubi szalone, podkręcone tempo bitów. Jednocześnie jednak muzycy wytyczają jasną granicę: przecież na „BiBi” główne role grają trąbka lidera i saksofon Szymona Zawodnego – ich muzyczne „rozmowy” wytyczają muzyczny szlak tej płyty, a w utworze „Emptiness” ścigają się jak dwa husky, które wypuszczone po długim zamknięciu znów mogą pognać ile sił w siną dal.

I dodam: Ten materiał spokojnie mógłby wyjść w Londynie, Tokio, Berlinie, NY czy gdziekolwiek. To jest symbol zmiany warty w polskim jazzie.




 

Tercet Kamili Drabek Tak bym chciała kochać już (Audio Cave)


Niech was nie zwiedzie tytuł i pierwsza znana melodia – pani Kamila Drabek nie kopiuje standardów. Po pierwszym utworze, nagle, znienacka na dźwiękową scenę wbiega spóźniony na coś kontrabas w genialnym „Last minute” i cała rzecz się dopiero zaczyna. Lubię niegrzeczne brzmienie saksofonu. I muzyczne „rozmowy” z kontrabasem. I perkusję łomoczącą, czasem jakby żartobliwie. Na płycie jest szybko, potem wolno, nostalgicznie, żywiołowo, a pani Kamila z wielkim kontarbasem się nie certoli. Skład Kamila Drabek – kontrabas, Marcin Konieczkowicz – saksofon, Kacper Kaźmierski – perkusja. Pani Kamila  pochodzi z Bielska – Białej, które oddycha  jazzem ale na co dzień żyje i tworzy w naszej administracyjnej stolicy. Występuje też w świetnych składach O.N.E. (to skład żeński lecz muzyka wielce koedukacyjna) czy Marta Wajdzik Project. „Tak bym chciała kochać już” to jedna z ciekawszych płyt ostatnich lat.




 

Tryp Trych Trio Warsaw Conjunction (On The Corner)


Gdyby pana Wojtka Mazolewskiego nie było, trzeba byłoby go wymyślić. To jest facet, który robi nieprawdopodobnie wielką robotę dla polskiego jazzu. Jest (wszech)obecny w mediach, łączy gatunki, a przede wszystkim łączy umiejętnie fanów różnych gatunków (duety na żywo w Fishem, Spiętym z Lao Che to dla wielu pierwszy kontakt z muzyką improwizowaną i przekonanie się, że nie każdy jazzman gryzie). Płyta jest bardzo stonowana, powiedziałbym łagodna i kontemplacyjna, bardzo dalekowschodnia, japońska, gdzie pan Wojciech chętnie jeździ, by sobie pograć w klubach i pobuszować w winylach. Wydana w brytyjskim labelu. To jest doskonałe, dojrzałe granie, jazz na najwyższym światowym poziomie zagrany ze znakomitymi artystami Tamarą Osborn - na flecie, saksofonie barytonowym i samplerach oraz Edwardwem Wakili-Hickiem - na perkusji. Must have.




 

Teo Olter Quintet In Pursuit of Happiness (Alpaka)


Oto kroczy, w pogodni za szczęściem młodość i jest to marsz antymerkantylny. Bardzo dojrzały sposób postrzegania kompozycji, co nie dziwi, bo lider jest dość doświadczonym muzykiem różnych składów (m.in. Skarby czy duet z Jakubem Lemiszewskim). Radosna, nie stroniąca od melodii i prostoty płyta, a jednocześnie mocno zanurzona w jazzowej tradycji. Co ciekawe, brzmienie kwintetu zbudowane jest na podwójnych basach. Teo Olter mówi: muzyka z płyty daje słuchaczowi możliwość ucieczki od codzienności i odkrycia nowych krain wyobraźni. Aż trudno uwierzyć, słuchając płyty, że nagrywano ją przez zaledwie dwa listopadowe dni roku 2023. No i znów Kamila Drabek jako kontrabas na torcie.

SKŁAD:

TEO OLTER – drums

KAMILA DRABEK - double bass

TYMEK BRYNDAL - bass guitar

TADEUSZ CIEŚLAK - tenor saxophone

ALEKSANDER ŻUROWSKI – piano

MONIA MUC - sax (#5, #10)





 

S. E. A. Trio Inflow (Music Corner)


No to płyniemy! Ale powolutku, moi szanowni, ledwo, ledwo, żaden hals, w zasadzie częściej dryf. A najlepiej połóżcie się na pokładzie posłuchajcie, otwórzcie się na te dźwięki. Rzecz jest ciekawa, ponieważ trio według mnie gra czysty free jazz, ale jego łagodną odmianę – w pewnym sensie więc mamy do czynienia z odnalezieniem Świętego Grala ;) Bez wahania polecam. Trio tworzą mistrzowie. Arcyoryginalny perkusista Krzysztof Gradziuk, jeden z najlepszych w Europie kontrabasistów Krzysztof Lemańczyk i wibrafonista Dominik Bukowski - wielbię wszystko, czego się ten ostatni dotknie, bo jest złotodajnym artystą (ach gdybyż moje słowa mogły zamienić się w ciało, albo raczej w minerał).

Skąd skrót S.E.A.? Różnie powiadają. Autorzy mówią zaś, że od Sonorism, Expression, Ascenticism.




 

Sebastiaan Janssen, Hubert Kostkiewicz, Ken Vandermark & Marta Wareli Koniec (Catalytic Sound)


Bardzo często mówię, że dzisiejszy jazz to niegdysiejszy punk. Free jazz znaczy wolność. Wolność zaś nie ma granic. Może być wszystkim, może być wszędzie. Jest absolutem.

Wolność, czyli „Koniec” jest zapisem jesiennego koncertu w Bemma Bar we Wrocławiu. Ja nie będę dużo pisał, skład jest wyżej (ech, ten nowojorczyk Vandermark jest niezrównany, niezliczono nigdzie , ile gość projektów prowadzi!).

Ale, ale, Szanowne Państwo.

Są w tym projekcie dwie ważne rzeczy, mianowicie:

Nagranie dedykowane Mazenowi Kerbajowi (mazenkerbaj.com) and Mykhaylo Palinchakowi (palinchak.com.ua).

Cały dochód ze sprzedaży płyty wędruje na konta dla Palestine Children's Relief Fund (www.pcrf.net) oraz Save the Children Aid to Ukraine (www.savethechildren.org/us/where-we-work/ukraine).

Kupujcie więc płytę tutaj proszę, kosztuje niewiele: https://vandermark1.bandcamp.com/album/koniec

I CO? Nie mówiłem, że punk?



 

Spontaneous Live Series D06: Małgorzata Zagajewska/ Paulina Owczarek/ Emilio Gordoa Live at 5th Spontaneous Music Festival, 2021 (Spontaneous Music Tribune)


Kolejny free jazz, który mnie w tym roku porwał, zmielił i odmienił, ponieważ (niemal) każde spotkanie z free jest dla mnie nie tylko doświadczeniem dźwiękowym, ale (może przede wszystkim) duchowym. 34 minuty bez żadnej struktury muzycznej. 34 minuty swobodnego opadania bez spadochronu, zabezpieczenia, deski ratunku. 34 minuty zachwytu. Zagrane dawno, wydane niedawno. Jeśli wam nie przypadnie do gustu to sorry. Ale trudno mi będzie w to uwierzyć.



 

Kosmonauci Sorry, nie tu (U Jazz Me)


Dla niewtajemniczonych: w stolicy działa czołowy polski jazzowy klub o nazwie Pardon, To Tu? Trudno tam podobno zagrać, bo kolejka jest długa, ale prawie każdy muzyk chce. Nazwa płyty „Sorry, nie tu” pozwala myśleć, że w odróżnieniu od reszty Kosmonauci raczej nie marzą o występie na wspomnianej scenie i pewnie niespecjalnie przepadają za tzw. środowiskiem. A teraz proponuję rzut oka na okładkę: czy ja przypadkiem nie wciskam wam ukradkiem jakiegoś hip-hopu czy hardkoru? Nie! Tak prezentuje jeden z najciekawszych zespołów jazzowych nad Wisłą.

W Kosmonautach bowiem wszystko jest wyzwaniem. Mówią o sobie boysband. Ja dodaję: jazzowy boysband punk z Bielska – Białej (a nie mówiłem, że to prawie stolica polskiego jazzu), ponieważ słuchając Kosmonautów trzeba się mocno trzymać poręczy, żeby podczas jazdy uniknąć upadku. Szybko, szybciej, wolniej, ciszej, głośniej, lirycznie, krzykliwie, wrzaskliwie. Moc.

Oto ja, Robert Kozubal, wygłaszam: „Sorry, nie tu” jest najbardziej energetyczny polskim debiutem w jazzie od czasu Miłości. To nie jest idealny materiał, ale nie o to chodzi. Tu chodzi o ten rodzaj energii, której ci czterej panowie mają właśnie tu i teraz w nadmiarze. Ja lubię kiedy młodość wrzeszczy, buntuje się, pali mosty, olewa system, bo od tego młodość jest młoda, a my dziadersy możemy im tylko zazdrościć – już nie wykrzeszemy z siebie podobnej mocy. Podobnie jak Kosmonauci za 30 lat. Póki co jednak są tu i grają pięknie tak, a nie inaczej. Kosmonauci są tego faktu świadomi. Z lekką nonszalancją, jak na zespół jazzowy, powiadają: Gdy jest dużo energii, to nam wychodzi najlepiej. To nie jest granie konceptualne, bo mimo że jest mnóstwo elementów, które są rzetelnie zaaranżowane od A do Z, to jednak ogromne jest spektrum dowolności i na pierwszym planie zawsze jest energia, a że zespół zna się od lat, są doskonale ograni. Tymon Kosma i Miłosz Pieczonka to – jak sami mówią - przyjaciele od dziecka. Ich pomysły publiczność przyjęła doskonale: Debiutancki winyl Kosmonautów został wyprzedany, większość koncertów też jest  "sold out".

Załoga Kosmonautów:

Miłosz Pieczonka - saksofon

Tymon Kosma - wibrafon

Bartek Lucjan - bas

Jan Pieniążek – perkusja




 

Leszek Możdżer i Adam Bałdych “Passacaglia” (Imaginary)


Powtarzam:

Drodzy, jeśli chodzicie po świecie powtarzając, że nie rozumiecie jazzu, że go nie lubicie, bo to taki muzyczny dziwoląg, to ta płyta zmieni waszą opinię. Ba! Ja osobiście mniemam, że w dużej mierze powstała właśnie dla Was. A wiecie kto ją dla Was nagrał? Najwięksi, najbardziej utalentowani, najbardziej boscy i wybitni. Pan Leszek wszakoż nie ma sobie równych na świecie, to jest gigant, a nie żadna tam ekstraklasa, przecież specjalnie dla niego robią  fortepiany z różnymi strojami i jeszcze się proszą, żeby se na nich pograł. A pan Adam? Pan Adam byłby megagwiazdą, ale se wybrał instrument, na widok którego potencjalny słuchacz ucieka w stronę Pani Królowej Doroty Rabczewskiej. A niesłusznie, bo jak są skrzypce, to musi być melodia, musi być pasażyk, długie frazowanko, liryka, łzy, uczucia i błogostan! Skrzypce zostały stworzone, by wywoływać w ludziach emocje - dobre i złe. Pan Adam na tej płycie wprawdzie uparcie szarpie struny (mądrale mówią, że artykułuje pizzicato, jak dla mnie je piccikatuje), ale co on boski wyszarpie, to inni nawet nie zasmyczkują.

Jest do tej płyty dopisana taka filozofia, że tytułowa passakalja  nawiązuje do tradycji tych z XVII wieku. Ja uważam, że to pitu, pitu, ale niech będzie, idźmy tym tropem. W XVII wieku passakalja była to po prostu piosenka uliczna, czyli grajkowie rżnęli muzykę, a zgromadzona gawiedź tupała, klaskała albo tańcowała (bo tańczyli to najwyżej państwo na dworach). Musiało się podobać i bamberce i koniuszemu., zatem musiało być melodyjnie, rytmicznie, chwacko, gracko i bez dupozadęcia żeby rzucali pieniążki.

Panowie Leszek i Adam nie muszą już oczekiwać na nasze datki, ale ich passakalji słucha się z wielką przyjemnością, którą czerpali z pewnością ich twórcy, to po prostu się czuje, gdy bawią się dźwiękami, podrzucają sobie tematy, wymieniają się zagrywkami. I nie ma tu nigdzie grama agresji. To taka niebiańska muzyka zagrana przez przez wirtuozów specjalnie dla Was moi mili słuchacze nie lubiący jazzu. Dla was muzycy użyli na tej płycie  unikalnej kombinacji instrumentów: niezwykle rzadkich skrzypiec renesansowych, dwóch fortepianów (w stroju 442 Hz i 432 Hz) oraz preparowanego pianina! Krytycy na nią troszkę psioczą, więc może to was przekona, że jest niezła. Dla mnie masterklasse.




 

Piotr Damasiewicz, Into the Roots Świtanie (LAS)


Pana Piotra uważam za jedyne i niepowtarzalne zjawisko w świecie jazzu. Podziwiam go za bezkompromisowego nura w toń spontanicznej muzyki o ludowych korzeniach i duchowy, autentyczny przekaz muzyczny. Zrozumiecie, a w zasadzie poczujecie jego wartki nurt włączając utwór „Świt”, zamknąwszy uprzednio oczy oraz pozbywszy się oczekiwań, ocen i poddawszy się dźwiękom. W dodatku Piotr Damasiewicz jest wirtuozem trąbki. Jego koncerty są zaczarowane. Gdy zaczyna grać lider między widownią, a sceną lecą iskry. To są magiczne chwile.

Wciąż aktualny jest manifest jego inicjatywy koncertowo - wydawniczej, LAS:

Słuchanie i brzmienie/Patrzenie i widzenie/Uczenie się i przetrwanie/Życie i synchronizacja/Uwolnienie i synergia/Miłość i strumień

 

Tak właśnie tworzy Piotr Damasiewicz

 

Nie ma co gadać po próżnicy tylko słuchać. Oto skład:

Piotr Damasiewicz – trąbka, harmonium, perkusjonalia, głos

Zbigniew Kozera – kontrabas, guimbri, harfa afrykańska

Paweł Szpura – perkusja

Michał Żak – shawm, drewniany flet poprzeczny, młotek ceramiczny

Katarzyna Karpowicz – koto

Alicja Krzeszowiak – śpiew

Kamila Krzeszowiak – śpiew

Paulina Kaźmierczak – śpiew, skrzypce

Krzysztof Ryt – altówka pięciostrunowa

Marek Ryt – dudy, fife, róg francuski




 

Tomasz Dąbrowski & The Individual Beings Better (April)


Downbeat: Trębacz Tomasz Dąbrowski to jeden z najbardziej wszechstronnych i ciekawych graczy w Europie.

Downbeat jest najważniejszym magazynem o jazzie na świecie.

Czy może być Lepiej? Może i jest.

Płyta „Better” to przemyślane, stonowane, nieco mroczne free granie. Jednocześnie i eleganckie, i nieposkromione – kłania się postprodukcja. Doskonale ujął to mój bardziej doświadczony i bardziej kompetentny kolega z redakcji „Polish Jazz Blog”, a także autor audycji w Jazz FM, niestrudzony propagator jazzu Paweł Ziemba. Poczytajcie:

(...) Wszystkie kompozycje na krążku chwytają ujmującym liryzmem, swoją melodyką i zdecydowanym brzmieniem. Z drugiej strony są pełne pozytywnej energii. Trudno jest wydzielić któryś z utworów, gdyż wszystkie dziewięć kompozycji tworzy nierozerwalnie intrygującą, wciągającą całość. Album potwierdza niezwykłą wszechstronność i siłę zespołu, który w bardzo umiejętny sposób wykorzystując rozbudowane instrumentarium, tworzy ciekawe tekstury dźwięków, melodyjność i ostinatowy groove (...)

Poczytajcie cały tekst bo ja bym tego lepiej nie napisał: https://polish-jazz.blogspot.com/2024/06/tomasz-dabrowski-individual-beings.html

Dodałbym polsko – skandynawski skład złożony z zapracowanych, bo cenionych muzyków : Tomasz Dąbrowski – trąbka i  elektronika, Fredrik Lundin – saksofon tenorowy, Irek Wojtczak – saksofon tenorowy i  sopranowy, Grzegorz Tarwid – fortepian i  syntezatory, Max Mucha – kontrabas, Knut Finsrud – perkusja akustyczna i elektroniczna, Jan Emil Młynarski – perkusja akustyczna i  elektroniczna.




 

Jakub Klimiuk Quinted (un)balanced


Gitarzysta Jakub Klimiuk żyje i tworzy w Londynie, obecnie obok Nowego Jorku drugiej światowej stolicy jazzu.


Do nagrania tej płyty zaprosił: Simeona Maya (saksofon tenorowy), Codego Mossa  (fortepian), Kinzana (kontrabas) i Adama Merrella (perkusja). W dwóch utworach słyszymy pioniera współczesnego jazzu na wyspach brytyjskich, saksofonistę Marka Lockhearta.

Płyta ma ciekawą strukturę. Głównych siedem utworów przetykają maleńkie perełeczki o nazwie „study 1, study 2 etc”. Są to krótkie wstępy lub zakończenia właściwych kawałków w wykonaniu poszczególnych członków zespołu. Warto je zgłębić, bo wówczas doświadczymy wirtuozerii muzyków.

To ważne, ponieważ wspólnie grają jazz europejski, ze skandynawskimi wpływami, gdzie gitara lidera raczej współbrzmi z resztą, niż sforuje się na czoło międzynarodowego peletonu. Zespół Jakuba Klimiuka gra jego zawiłe i dojrzałe kompozycje. Technika jest tu środkiem wyrazu, nie przyćmiewa kolektywnego materiału. Oryginalne kompozycje Klimiuka to unikalna kombinacja zaaranżowanych struktur, często opartych na kontrapunktach i całkowicie improwizowanych sekcjach.





 

Hania Derej Quintet Evacuation (Zannez)


To jest bezczelność: mieć 19 lat i nagrać taką dobrą płytę. Tak żywiołową, a jednocześnie przemyślaną. To jest bezczelność, że w tej młodej kobiecie siedzi tyle talentu! Jest – uwaga – pianistką, dyrygentką, aranżerką i kompozytorką. Sama o sobie mówi, że żyje w biegu i sama się gdzieś zawsze ewakuuje. Stara się przełamać stereotyp podążania jedną, wytyczoną drogą. Jak mówiła w jednym z wywiadów chce czerpać i łączyć, bo „roźnorodność staje się coraz ważniejsza, nabiera coraz większego znaczenia”.

 A teraz przypomnijcie sobie, coście mówili o swoim życiu, mając 19 lat...

Do tego fajny tytuł, który wziął się stąd, że podczas pierwszego dnia nagrań włączył się alarm przeciwpożarowy i autorce skojarzył się z jej sytuacją, bo – i to jest najciekawsze – w jej dyskografii jeszcze jazzu nie było. Nie do wiary...

Świat ma Joego Aleksandra

My mamy Hanię Derej

Prawdę mówiąc twórczość pani Hani jest ciekawsza, choć nieporównywalne to byty muzyczne.




 

Czarnoziem Socha (Gusstaff)


Pogranicze.

Trochę dark ambient, trochę jazz.

Mrok. Mrok. Mrok.

Drony.

Sonorystyczny minimalizm (ale wymyśliłem)

Ograniczone intrumentarium.

Budująca tajemnicze tło elektronika. Uwielbiam.




 

ZIEMIA feat. Irek Wojtczak Warming/Melting (Audio Cave)


Materiał wymagający uwagi, skupienia, autentycznego doświadczania. Nagrany podczas koncertu w Trójmieście. Już pierwszy „Waming/Melting” w zasadzie rodzi się i buduje w trakcie, i tak jest potem przez całą płytę, ponieważ mamy do czynienia z tworem w pełni improwizowanym, który z tradycyjnym jazzem ma kontakt luźny i wyłącznie poprzez korzenie artystów.

Temperatura płyty dość miarowo rośnie, na początku muzycy nie mordują ekspresją, wymieniając się raczej dźwiękami, potem jednak robi się szaleństwo, a kto dotrwa do końcówki poczuje się częścią żywiołowego, improwizowanego misterium. Sprawdźcie koniecznie.




 

Kosmos Kosmos (Audio Cave)


Łódzki, młodziutki i zadziorny Kosmos wdarł się tutaj rzutem na taśmę. Wydany 28 czerwca.


Jest to tak dobry materiał, że chętnie poświęcę mu oddzielny tekst






 

Tomasz Stańko Quartet September Night (ECM)


Nie będę pisał o  tej płycie, bo czułbym się tak, jakbym recenzował Biblię czy Koran - można, tylko po co? To jest jasne, że ECM nie wydałby nigdy byle jakiego materiału Tomasza Stańki. Zwłaszcza teraz.

O roli i miejscu pana Tomasza w naszym kraju niech świadczą dwie sytuacje z opisywanych wcześniej płyt. EABS nagrał Reflections of Purple Sun przypominając nieco zapomnianą płytę Stańki sprzed pół wieku. Jakub Kurek nawet gra tam na trąbce Monette XLT+, ostatniej, którą Tomasz Stańko wybrał do swojej kolekcji. Z kolei premierowy odsłuch ostatniej produkcji Tomasza Dąbrowskiego "Better" miała miejsce w warszawskim mieszkaniu mistrza.

Jak widać pan Tomasz wciąż jest między nami.




85 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page