top of page
Zdjęcie autoraROBERT KOZUBAL

Kryzys odtwórczy, czyli Jazzda pat story

Zaktualizowano: 9 lip

STENOGRAM Z OSTATNIEGO ZEBRANIA REDAKCYJNEGO BLOGA JAZZDA.NET (NAJCIEKAWSZE MOMENTY)



Robert Mądrala: Co ty w ogóle odpieprzasz? Zakiwałeś się, zapętliłeś i rypsnąłeś z hukiem na dupsko. I dobrze ci tak. Trzeba było myśleć planując tego bloga. A teraz, sam widzisz, powtarzasz się, wypisujesz miłosne historie z mchu i paproci. Żałosne. Szekspir z Gryfina się znalazł.

Robert Poczciwina: Nie no, nie gadaj, podobają się te historie damsko - męskie, pan Rafał chce dalszego ciągu.

Robert Mądrala: Aaaaa, ten pan Rafał z Radia Kraków, załaskotało ego, cnie? Ten sam pan Rafał słusznie zauważył, że to już druga miłosna historia z jazzem w tle! A miało być różnorodnie, o tym, o tamtym, gawędy i tak mieliśmy pokazywać światu dżaz, na tle ciekawych, zabawnych, opowiadań, fabuł, narracji. A ty robisz z naszych zamierzeń blog Harleqina!

Robert Poczciwina: Przesadzasz, większość opowiadań jest o czymś innym. No i nie tylko kibicował pan Rafał, panom Janowi i Andrzejowi też się podobało, aż trzy panie Anna, Dagmara i Beata prosiły o jeszcze.

Robert Mądrala: Ok, do tekstu o awanturze o jazz na uczelni w Tiranie było nieźle, sprawozdanie z niebiańskiego zebrania partyjnego po wpadce z haimat melodiami granymi dla Polaków też dawało radę, wcześniej ta podsłuchana przez służby rozmowa Minerwy z Apollem czy porwania dla jazzu - to były świetne pomysły, a teraz miłość i miłość! Do wymiotu.

Robert Zawodowiec: Panowie, emocje są dobre, ale w tekstach, a nie tu. Po co się tak pieklić skoro ludziom się to podoba, może Poczciwiec ma rację? 

Robert Mądrala: Idąc tą drogą lada tydzień będziemy recenzować Chrisa Bottiego, albo inne smuuf, bo ludzie właśnie tego słuchają. Przypomnę wam, że na blogu miało być bezkompromisowo, po naszemu, z pankowym kopem! A jest jazzowy słitaśny drink z parasolką, blee.

Robert Zawodowiec: Mądrala, te przenośnie to cię jednak zbytnio noszą, w tekstach też zanadto nimi szafujesz. Ludzie nie ufają wygadanym, przemądrzałym gogusiom. Z drugiej strony, Mądrala ma trochę racji: miały być trzy nowości z free jazzu, łazisz Poczciwiec z nimi na uszach, wyginasz się w zachwytach, to kiedy wreszcie o nich napiszesz? Wtedy, gdy napiszą już wszyscy? Pamiętam, jak nam obiecywałeś: na początek same nowości, klasyczne starocie w rezerwie, na czarną godzinę, jak już nawet konkubina przestanie klikać.

Robert Poczciwiec: Panowie, wiecie jak u mnie jest: robota, obie matki , którymi trzeba się zaopiekować, nakarmić, jest polish blog, są nowe pomysły, nie wyrabiam się.

Robert Zawodowiec: Co mnie to obchodzi? To nieprofesjonalne, nie przyjmuję tego tłumaczenia, wiedzieliśmy w co się pakujemy, teraz musisz dać radę.

Robert Mądrala:  Weź się w garść, pisz o jazzie i kreuj różnorakie opowieści. Co tam teraz idzie na tapet?

Robert Poczciwiec: Mam kilka propozycji…

Robert Zawodowiec: Doceniamy, jednak jesteś od tego, żeby na podstawie różnorakich aspektów dokonać wyboru. Nie przedstawiaj nam więc listy, tylko konkretną propozycję. Zatem..?

Robert Poczciwiec: Benjamin Herman z płytą Bughouse: The Erus/ARC Sessions. 

Robert Mądrala: O matko, a co to?!

Robert Zawodowiec: Wybaczcie, ale nie znam, nie zdołam zajmować się wszystkimi sprawami, z którymi sobie nie radzicie. Czy zechciałbyś powiedzieć kilka zdań na temat tej płyty?


(anty)recenzja

Benjamin Herman

Bughouse: The Erus/ARC Sessions


Moi drodzy! Na blogu było grzecznie, było miło, było cicho. Przyszła pora na jazz szalony. Tak! Jeszcze bardziej szalony od H Zettrio! Twierdzicie, że nie ma? Jest! Otóż sympatyczny, ubrany w świetnie skrojony garnitur, szczupły i wysportowany pan przypominający amerykańskiego modela z lat 50. ubiegłego wieku, to lider i autor wspomnianego dokonania. Nazywa się Benjamin Herman, jest Holendrem, saksofonistą, czołowym muzykiem swojego pokolenia. Znany głównie z grania jazzu - czasem nawet melodyjnego, jak malarstwo figuratywne. 


Benjamin Herman nagrał dwuczęściową płytę, na której wraz z trzema innymi wariatami gra hardcore-rockabilly-punk-jazz, czyli coś co jest tak osobnicze, tak jednostkowe, że wypada z każdej szufladki, rozsypuje się, samo składa, znów rozsypuje, i tak na przemian, w piorunującym tempie.



POLECANE UTWORY Z PŁYTY (KLIKASZ -SŁUCHASZ)












Płytę zaczyna krzykliwo - brzdękliwy akord gitary w symbolicznym Knock Yourself Out, po którym natychmiast wjeżdża rozpędzony Benjamin Herman i dmucha w saksofon zawzięcie, szybko, robi małe przerwy w tym dmuchaniu, ledwo nadąża. Równolegle w uszy walą dźwięki przesterowanej gitary i łomoczącej rytmicznie perkusji. Tak samo w następnym Round The Bend, a w trzecim The Bebop wszyscy dokądś lecą, biegną na wszystkie strony, zastanawiasz się słuchaczu: czy ktoś im wrzucił do studia granat? Włosy stają dęba. Nogi zaczynają boleć - nawet jeśli siedzisz, gdyż oni pędzą, gnają, biegną, gonią. Po czym ufffff! Ulga! Wpływa Tilt The Robins Come Home - pieśń- przytulanka pościelowa, w której wszyscy grają normalnie, wolniutko, jazzowo, jest normalnie niedzielna potańcówka w hrubieszowskim parku. Myślisz słuchaczu, że tak będzie dalej, że poprzednie szaleństwa były jedynie wybrykiem artystycznym więc wracamy do grzecznego, fajnego jazzu? Lipa! Kolejny utwór to Dim - thrash metal na saksofon i perkusję! Rozwala bębenki w uszach, wysysa mózg, ściska za gardło, zjada serce. I tak zostaje do końca płyty

Płyta ma zaledwie 38 minut.

Zawiera aż 22 utwory, zagrane z: 

  • genialnym Rainerem Baasem, który tym razem wystepuje  w roli gitarzysty (tak w ogóle jest genialnym basistą),  

  • szalonym basistą Peterem Peksnesem znanym z JUNGLE BY NIGHT i JETT REBEL

  • bijącym w bębny jak onegdaj Muhammad Ali po gębie Georga Foremana Olavem van den Bergiem


To wszystko jak widzicie jest podejrzane, powinno wzbudzić uwagę, zapalić czerwoną lampkę u normalnego słuchacza. 

On, czyli ten ów słuchacz, wszakoż myśli: przecież Benjamin Herman jest grzecznym, miłym człowiekiem w garniturze, jest szykownym jazzmanem. Nie sprawi niespodzianki.

Co się z więc nim stało? Ja nie wiem


Płyta jest nieprawdopodobna, dziwaczna, grana na przyspieszonych obrotach, bezkompromisowo odjechana, głośna, wrzaskliwa. Nieporównywalna z niczym.

Dla mnie jest wspaniała!


Niczego takiego w życiu nie słyszałem. Jestem, zachwycony. Zjadłabym chętnie, to co jedli muzycy podczas sesji.


Krótka wersja (anty)recenzji dla osób, które czasem łapią fetę: wy już wiecie, jaki album nagrał Benjamin Herman.


Koniec


Robert Mądrala: Tylko ciekawe jaką opowieść do tego wymyślisz? Znowu tanie wyssane z palca romansidło?

Robert Poczciwiec: Czy ty nigdy mnie masz dosyć znęcania się nade mną?

Robert Mądrala: No weź się jeszcze rozpłacz. Pamiętasz? Miało być super: to miał być nasz blog, możemy pisać co chcemy, o czym chcemy, bez zahamowań, odważnie. Gdzie to jest, ja się pytam? I co mamy teraz? Serial: miłość ci wszystko wybaczy? Słit, słit tulipan? Może zamiast jazzda.net to będzie romlanitka.nuda.pl? Co szykujesz?

Robert Poczciwiec: Mam cię dość, nic nie wnosisz, nic nie wymyślasz, wszystko krytykujesz i tylko byś siedział w tych słownikach: wszakoż, azaliż, jednakowoż - to jest dopiero do dupy!

Robert Zawodowiec: Panowie powtarzam, nie ufajcie silnym emocjom, mogą być szczere. Apeluję o spokój i kompromis, w końcu musicie napisać dobrą kolejną (anty)recenzję. Jesteśmy w pół kroku.

Robert Poczciwiec: A mam was gdzieś! Tyram jak wół, a każdy się tylko czepia, jeden się mądrzy, drugi rozkazuje. Opublikuję stenogram z tego zebrania, niech wszyscy zobaczą co ja muszę znosić i z kim pracować. Wtedy się wam odechce…

Robert Mądrala: Nie pozwalam, ani mi się waż, stanowczo protestuję, co to w ogóle za pomysł, gdzie historia, gdzie opowieść?

Robert Poczciwiec: Idź do diabła, i tam se protestuj, ile chcesz, jesteś za leniwy, żeby przebić mnie swoim pomysłem, założę się, że nie masz żadnego darmozjadzie jeden, więc mam cię gdzieś.

Robert Mądrala: To jest sabotaż, demagogia i gra pod publiczkę, na najniższych instynktach, awantura, krzyki, skandal. Pudelek, kozaczek jazzowy. Protestuję.

Robert Poczciwiec: Idę pisać.

Robert Mądrala: Nie pozwalam! Stój! 

Robert Zawodowiec: To się cholera może spodobać. To naprawdę może się spodobać. Dobrze, że ja tu jestem. Beze mnie oni gubią się we własnym łóżku. Amatorżena. Lecę na trening, bajo!




44 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Komentarze


bottom of page