top of page
prelegenci

Koń kocha jazz - Efraim Trujillo IV - Heroes

Septym (lat 8) rzucił picie rok temu, również nie pali, ale za to chętnie słucha muzyki. Nie jest na sprzedaż.
Septym (lat 8) rzucił picie rok temu, również nie pali, ale za to chętnie słucha muzyki. Nie jest na sprzedaż.

- Ale ta ostatnia płyta Trujillo, to ci powiem głowę urywa – rzekł biały koń Maurycy Strzebiński, zwany przez ludzi Septymem, sekundę po tym, gdy Kamiński Maciej, syn Ignacego obudziwszy się w swoim łóżku otworzył szeroko najpierw prawe, a potem, lewe oko, gdyż będąc z Podlasia był rasowym prawakiem, który lewego oka nigdy pierwszego rankiem nie otworzy.

Biały koń stał pośrodku pokoju ze zwieszonym łbem i gapił się w niego mrugając dwójką brązowych jak klejnoty oczu. Trochę śmierdział koniem, jak to koń. Zapytasz czytelniku: co to znaczy, że śmierdział koniem? A powąchaj sobie świeżo zaparzoną herbatę Pu-Ehr dobrej jakości, to wówczas będziesz wiedział. – Dobrze, żeś się w końcu obudził, masz jedną fajkę na zbyciu?


Maciej gwałtownie uniósł się na łóżku.


- Ty palisz? – spytał zaskoczony Septyma.


- Nieeee, ale Jadźka zaczęła, pociąga w sekrecie, kiedy zostawiasz zapaloną przy robocie fajkę na pieńku – odpowiedział Septym. – Wstydziła się przyjść i poprosić osobiście, to ja przyszedłem. A przy okazji, se myślę, posłuchamy jazzu. Ten Efraim mi strasznie się podoba…


Koza Jadźka, która jara szlugasy swego właściciela. Też nie jest na sprzedaż.
Koza Jadźka, która jara szlugasy swego właściciela. Też nie jest na sprzedaż.

Jadźka jest kozą Macieja. Generalnie bezużyteczna, ale to nic nie szkodzi. W życiu użyteczność nie jest najważniejsza, a koza z zasady ekonomicznie mości się bardzo chętnie w bilansie ujemnym. Co więc świat czerpie z kozy Jadźki najbardziej? Radość, miłość, czasem mleko – każdy to wie w Puchłach i nikt nie zadaje sobie pytań o zasadność jadźkowego żywota.


Maciej gapił się w Septyma, bo jeszcze nigdy nie rozmawiał ze swoim koniem, w sumie to z żadnym koniem jeszcze nie gaworzył. Do teraz w istocie nie wiedział, że konie gadają. Gdyby wiedział, to co innego, mogliby już dawno podyskutować o polityce czy muzyce. Septym mówił czysto, normalnie, nie śledzikował ani nie zaciągał, jak tutejsi, a głos miał donośny, jak górnik przodowy. Z przepony. – Czy konie mają przeponę ? – zadał drugie tego ranka pytanie Maciej swemu koniowi.


Septym przewrócił brązowymi oczami, przestąpił z kopyta na kopyto.

- No jak nie, jak tak  – i zaczął deklamować - Przepona konia jest nie tylko kluczowym mięśniem oddechowym, ale również ważnym elementem wspierającym funkcje innych narządów wewnętrznych. Jej budowa, funkcje i zmieniające się napięcia mają istotne znaczenie dla zdrowia i wydolności konia. Zrozumienie tych aspektów może pomóc w lepszej opiece nad końmi, zarówno w kontekście zdrowia, jak i wydolności fizycznej.

- Pierdolisz… - powiedział z niedowierzaniem Maciej.

- W dupie tam z przeponą, weź puść „Gato” z tej nowej płyty Efraïma Trujillo, bo to świetny kawałek – odpowiedział koń, kierując po raz kolejny rozmowę na tory krytyczne. – Przecie mówiłem, że przyszedłem właściwie to dla niej przyszedłem, a fajkę wezmę Jadźce przy okazji. Dajesz!


Maciej powoli i bez entuzjazmu zwlókł się z wyra wciąż nieco zaskoczony poranną i pierwszą wizytą konia w domu, ale spełnił prośbę Septyma, odpalił swojego NADA C 700 V2, na tajdalu nie było, ale znalazł na spotyfaju „Gato” i puścił muzykę. Przez jego Beolaby osiemnastki popłynął cudny dźwięk saksofonu Efraima. Maciej pomyślał, że NAD i Beolaby zajebiście dają radę bez przewodów.


- Bez przewodów? – Zapytał wówczas koń, bo konie od czasu do czasu nieświadomie czytają w ludzkich myślach.

- Taaa, zajebiście dają radę – rzekł człowiek, bo ludzie od czasu do czasu nieświadomie czytają we własnych myślach.


Zastygli w zasłuchaniu: Maciej siedząc na łóżku, koń Septym stojąc pośrodku pokoju lekko kiwał szyją i głową w takt. W tle Efraim Trujillo z zespołem szaleli w utworze „Gato”, pierwszym, otwierającym album „Heroes”.



Nie ma żadnych wątpliwości, że tym razem Efraim popłynął w klasyczną, jazzową nutę. Płyta lśni od mistrzowskiego bebopu, od bezpośrednich i  nieskrywanych nawiązań do starych, klasycznych czasów. Całość w dodatku jest utrzymana w energetycznej formule: na siedem, tylko  jeden - „Dolphins” - daje słuchaczowi miejsce na wolniejszy oddech. Pozostałe sześć to szalona ekspresja, czysta przyjemność z poddania się strumieniowi muzyki. Słuchając tego chcesz człowieku dokądś gnać bez celu, przed siebie, albo unosić swe największe życiowe ciężary jak smukłe prostokąciki ptasiego mleczka z pudełka do ust.


Efraim Trujillo kłania się swoim tytułowym bohaterom: genialnym saksofonistom tenorowym. W siedmiu swych własnych, oryginalnych kompozycjach celebruje mistrzów, takich jak Sonny Rollins, John Coltrane, Stan Getz czy Dexter Gordon. I zdawałoby się, że w tym zacnym gronie nic świeżego  nie da się już muzycznie opowiedzieć. Tymczasem Efraim zblazowanym jazzowym malkontentom mówi stanowcze: fuck you! I dodaje: grajmy koledzy, grajmy do utraty sił, jak za dawnych dni, gdy świat cały kochał jazz, kiedy słychać go było niemal na każdym rogu amerykańskiej ulicy. Słuchając numerów z dynamitem: „Training sessions” czy genialny „Dexterocity” wskoczysz słuchaczu w czasoprzestrzenny tunel - i  do kroćset diabłów – nie zawiedziesz się! Tylko jeden utwór, pod tytułem „Slow You Roll” nie dźwiga poziomu reszty, brzmi jak kantyczka na potańcówce. Reszta to jazzowe diamenty. Kto je zagrał? Efraimowi towarzyszy solidny skład: Sjoerd van Eijck odpowiadający za harmonizowanie całości fortepianem, Jeroen Vierdag na kontrabasie oraz Dirk de Nijs naparzający z impetem na perkusji.


Pomyślisz może: ot plagiator. Furda tam! Artystyczne podejście Trujillo nie ogranicza się do kopiowania stylów swoich idoli – to reinterpretacja, w której tradycja spotyka się z jego własnym, unikalnym alfabetem muzycznym. Ekspresyjna gra na saksofonie, pełna zarówno energetycznej siły, jak i subtelnych, lirycznych momentów, nabiera nowego wymiaru dzięki doskonałej współpracy z resztą zespołu. Każda nuta, każdy rytmiczny akcent jest dowodem nie tylko na głęboką znajomość historii jazzu, ale także na umiejętność wprowadzenia świeżości do klasycznych form. Doskonała, wspaniała płyta!



Mimo, że wybrzmiał ostatni takt „Heroes” obaj: Maciej i jego koń Septym trwali zastygnięci z oczami wbitymi w niewidoczną dal, ich wzrok przeszywał ściany i biegł w nieskończoność. Tak właśnie działają na ludzi i konie najlepsi jazzmani świata.


W końcu Maciej przerwał ciszę:

- Czemu nie siadasz?

- Bo nie da się leżeć – rzekł koń. Widząc zaskoczone spojrzenie swojego właściciela dodał: - Koń nie pies, niechętnie siada na zadzie.

Maciej zapalił papierosa. Zwrócił się do Septyma proponując papierosa:

- A ty od dawna umiesz mówić? – Dociekał Maciej.

- Od zawsze.

- To czemu nic nie mówiłeś, że mówisz.

- A bo nie pytałeś

- No tak, rzeczywiście – przyznał Maciej i zaproponował. – To co, może tera po kielichu i posłuchamy se jeszcze jazzu?

Koń Septym pobujał łbem. – Dzięki, od roku jestem suchy, nie piję, browar bezalko czasem strzelę, ale teraz już lecę Maciej, bo słyszę, że koza Jaźdźka już drze mordę. Wciągnęła się. Ssie ją głód nikotynowy.

- Ona też gada?

- Też, ale po arabsku. Nie chcę wiedzieć dlaczego...

- I  ty to rozumiesz?

- Coś tam ogarniam, bo jest we mnie trochę Araba, tak piąte przez dziesiąte.


Maciej wsadził do pyska swemu konia zapalonego papierosa, ten rzekł przez zęby „Dżekuje, siemandero” i stukając podkowami ospale sobie poszedł.


Maciej chciał wysnuć jakiś sensowny wniosek na koniec tej (anty)recenzji, ale przypomniał sobie, że jeszcze dziś nie pił kawy, więc szybko zapomniał, że chciał coś wysnuć i to olał.


Chwilę potem w Puchłach panowała letnia cisza pachnąca świeżą kawą.




Bardzo się cieszę jeśli się podobało.

Prowadzenie tego bloga to najfajniejsza rzecz na świecie, więc będę Ci wdzięczny za wsparcie (równowartość kawy na mieście). Wszystkie pieniądze z wpłat przeznaczam na muzykę, którą potem recenzuję dla Was. Śmiało. Pomożesz mi. Wystarczy kliknąć przycisk w dole. Dziękuję bardzo!





Commentaires


bottom of page