Alonso Umaña Chan zaczął walić w bębny kiedy miał ledwie dychę na wątłym dziecięcym karku, czyli będąc brzdącem ocierającym jeszcze nos w rękaw. Pięć lat później napitalał już w meksykańskich zespołach thrash metalowych, co jak powszechnie wiadomo jest doskonałym treningiem siłowym, a wszak rzeźba na tym też korzysta. Na szczęście w porę wsiąknął w jazz, ale tamta nauka nie poszła w meksykański las - albowiem Alonso urodził się w Kostaryce, ale żyje od lat w Meksyku, choć szkoły kończył (a jakże!) w Niu Jorku, czyli tam gdzie trzeba, żeby się czegoś nauczyć, wpaść w odpowiednio złe dla jazzmana nałogi i nabyć prawa do wpisywania w CV, że jest kształcony w stolicy jazzu.
Alonso zebrał świetny kwartet, z którym nagrał energetyczny album pod tytułem Fo’Nection. Ja uwielbiam kiedy pałker jest liderem, bo zazwyczaj w jednej ich kompozycji jest tyle zmian tempa i akcentów, ile u innych muzyków w całym dorobku. Jeśli więc lubicie, gdy w muzyce “dużo się dzieje”, nie ma nudy i sztampy, a w dodatku zasadniczo raczej jest szybko, zespół gna w szalonym galopie, zaś perkusista odjeżdża w popisach - to Fo’Nection z pewnością przypadnie wam do gustu. Ale, ale! Nie skipujcie wolniutkiego szóstego kawałka pt. Empathy&Ignorance, bo to nie żadna pościelówa! Wprost przeciwnie. Wsłuchajcie się, jak tam Umaña akcentuje, jak szuka i kombinuje. No, a w ostatnim kawałku Alonso pokazuje co mu zostało z thrashu, nie szczędzi zestawu. Utworku Caro’s Report trzeba słuchać głośno.
Szkoda, że do Meksyku jest 10 tysięcy kilometrów, bo jak diabli bym chciał tego artysty posłuchać na żywo, może kiedyś założe se, jak inni, patronajta, żeby ludzie fundowali loty i Jazzda podróżowała służbowo.
Comments