top of page
prelegenci

EDMUND FETTING, KRZYSZTOF KOMEDA TRZCIŃSKI, AGNIESZKA OSIECKA- NIM WSTANIE DZIEŃ

Mało tu jazzu, ale bardzo lubię tę piosenkę. Zastanawiam się jednako czy lubiłbym ją bez filmu, bez tej sennej opowieści o ludzkich charakterach i kontrastowych, czarno-białych wręcz codziennych wyborach ("Spodnie, potrzebne mi są czyste spodnie" - powiada główny bohater, który wprawdzie nie jest kryształowy, ale napotkawszy szekspirowski dylemat staje czynnie po stronie prawa, dobra i porządku, niemniej najbardziej martwią go w filmie gacie). Moim zdaniem pieśń najwięcej zawdzięcza Edmundowi Fettingowi, to on, spokojnym, nieco zmęczonym głosem zrobił z niej nieśmiertelny kawałek. Ale czy istotnie nieśmiertelny? Eee, nieeee. Przesadziłem, bom dziad. Młodsze pokolenia już go nie kojarzą. I dobrze. Mają swoje ewergriny.


No ale jest w tym - dziś byśmy powiedzieli projekcie - Krzysztof Komeda. Pierwszy polski wielki, wybitny, uwielbiany, utytułowany i międzynarodowy jazzman - wszak to on skomponował tę balladę, wpadł na pomysł dźwięku charakterystycznych bębenków indiańskich w historii o Ziemiach Odzyskanych, łatwej do zagwizdania melodii. Szczerze mówiąc nie przepadałem za jego jazzem, dopiero w tym roku zaczął mi się podobać, choć słuchając wykonań komedowego zespołu z festiwalu w Sopocie w 1956 roku trudno mi jednak - przyjmując nawet świadomą poprawkę na cezurę czasową - powstrzymać zdziwienia: To? To jest Komeda? To pitu pitu z czwartej klasy szkoły muzycznej? No ale "Nim wstanie dzień" skomponował wyśmienicie.


Słowa napisała Agnieszka Osiecka. Jestem z pokolenia skatowanego panią Agnieszką. Obrzydzili mi ją po gardło, więc długo, gdym słyszał piosenki z jej tekstami miałem odruch wymiotny, bo kojarzyły mi się z beznadziejnym pokoleniem moich rodziców - strasznych nudziarzy i bezsensownym szukaniem nadziei w tekstach smętnych nie rockowych piosenek, zamiast wyrywania jej siłą z paszczy komunistycznego potwora. No i jeszcze z pelisami. Ja pierdzielę, pamiętacie te męskie pelisy, których było tak dużo na ulicach jeszcze w latach 80-tych ubiegłego wieku? Kurde, sztuczny lis pod szyją? Kto na to wpadł? To wspaniałe, światłe pokolenie naszych rzekomo cudownych dziadków i babć, które wywołało II wojnę światową. Od pelisy gorszy był dla mnie tylko milicyjny mundur. Czyli kojarzę to tak: Osiecka, pelisa, dziaderskie melodyjki, nuda lat 80tych. Ale znów: tekst zaśpiewany przez Fettinga - zajebisty, wszystko w nim jest po kolei, jak trzeba.


Dziś sam jestem starym dziadem i ze smutkiem stwierdzam, że bardzo lubię film "Prawo i Pieść" oraz tę niedżezzową piosenkę. Tymczasem powstawała ot, tak, po prostu, zwyczajnie, na zamówienie. Nikt nie miał przy tej okazji wizji, nie doznał uniesień, nie poczuł wyjątkowości: czasu, wymowy, mocy tekstu, podniosłości. Tak wspomina jej powstanie Agnieszka Osiecka:


W zasadzie mogliśmy napisać tę piosenkę, siedząc spokojnie w domu, ale panowie reżyserzy uparli się, że musimy przyjechać do Torunia. Nigdy nie zapomnę tej drogi, ponieważ była taka bardzo krzyśkowata, komedowata. On był mrukiem, miał garbusa i jechaliśmy sobie tym volkswagenem z Warszawy do Torunia. Długo było, pusto było, nudno było. Krzyś nie powiedział do mnie ani słowa. To ja też nie powiedziałam do niego ani słowa, bo jakże tak? Przyjechaliśmy tam, byli panowie, którzy kręcą film, byli aktorzy, ale jakoś nikt nam nie umiał wytłumaczyć, o co chodzi. A zasada była taka: przyjedźcie, to poczujecie atmosferę planu. Niczego nie wyczuliśmy, bo też nikt nam niczego ciekawego nie powiedział. Wreszcie Hoffman czy Skórzewski się bardzo spiął: »Mamy dla was pomysł, taką napiszcie piosenkę, żeby było canto i refren<<. Nic z tego nie zrozumieliśmy, wsiedliśmy do tego volkswagena i z powrotem jechaliśmy strasznie nudno. Wreszcie, gdzieś pod Warszawą, Krzyś się odezwał: »Ja ci coś powiem. Ty zrób tekst pod Okudżawę, ja zrobię muzykę pod western i to będzie to, o co im chodzi<<. W ten sposób, po dwóch dniach chyba, powstała nasza piosenka >Nim wstanie dzień<".


To wszystko. Zasłuchajcie się


Wspomnienie A. Osieckiej zaczerpnąłem z książki Magdaleny Grzebałkowskiej "Komeda - Osobiste życie Jazzu" Wydawnictwo Znak, Kraków 2018




Bardzo się cieszę jeśli się podobało.

Prowadzenie tego bloga to najfajniejsza rzecz na świecie, więc będę Ci wdzięczny za wsparcie (równowartość kawy na mieście). Wszystkie pieniądze z wpłat przeznaczam na muzykę, którą potem recenzuję dla Was. Śmiało. Pomożesz mi. Wystarczy kliknąć przycisk w dole. Dziękuję bardzo!




Comments


bottom of page