top of page
prelegenci

Aleksandra i Mattilde - dwie extra nowości

Zaktualizowano: 10 mar

Dwie świetne płyty. Tak świetne, że w istocie szkoda czasu na długie rekomendacje. Ale kilka słów warto wystukać. Zwłaszcza, że choć nic Pań poza wielkim talentem mnie łączy, obie autorki płyt (TAK, TAK ZNÓW PANIE) nagrały podobny stylistycznie materiał.


  1. Aleksandra Kryńska Quintet "something holy?"


To jest wprawdzie debiut pani Aleksandry, ale pani Aleksandra taką znów debiutantką nie jest. Wymieńmy tylko jej kwartet KRVNSKA z Piotrem Andrzejewskim, Maciejem Baraniakiem oraz Igorem Faleckim, oraz współpracę z Piotrem Damasiewiczem, która jest kolejnym dowodem na tezę, że czego pan Damasiewicz się nie dotknie, to zamienia szczere złoto.

Bo album skrzypaczki, kompozytorki oraz improwizatorki Aleksandry Kryńskiej to naprawdę szczere złoto i mocne wiosenne wejście - ale to główna zasługa jego autorki.


Otwiera go melodyjny temat utworu "tenderness experiment", w którym od razu słyszymy, jak idealnie ustawiona jest scena jej muzyki - pewnie po to, aby każdy z instrumentalistów był wyrażnie widoczny (słyszalny). Skrzypce. owszem, wiodą prym - nic dziwnego, to wszakoż "głos" liderki, jednak usłyszycie na tej płycie muzyków doskonałych, tworzących wspólnie jednolity i zwarty obraz muzyczny. Ich role podzielone są świetnie w strukturze każdego z utworów - plan dźwiękowy jest więc piękny, a dzięki temu brzmienie i pomysł na skomponowanie wszystkich utworów zapiera dech w piersiach.

Kwartet Aleksandry Kryńskiej od lewej liderka, Bartosz Szabłowski, Szymon Mika, Piotr Damasiewicz, Michał Aftyka. Fot. Magdalena Guzik
Kwartet Aleksandry Kryńskiej od lewej liderka, Bartosz Szabłowski, Szymon Mika, Piotr Damasiewicz, Michał Aftyka. Fot. Magdalena Guzik

Grają tam doświadczeni wyjadacze: na trąbce Piotr Damasiewicz, na gitarach Szymon Mika (ja subiektywnie bardzo lubię to, co Pan Szymon robi - oddam wszystkie płyty przecenionego moim zdaniem Billa Frisella za jeden utwór Szymona Miki), na kontrabasie czarodziej Michał Aftyka, zaś Bartosz Szablowski utrzymuje rytm na perkusji i ja wam powiem, że ten gość to jest arcymistrz - akurat tutaj gra wielce oszczędnie (choć jak to piszę, to przypominam sobie atomowy, ubiegłoroczny koncert w trio z Ksawerym Wójcińskim i Grzegorzem Tarwidem podczas Letniej Akademii Jazzu w Łodzi, na który się spóźniłem i który po prostu przestałem z wrażenia tego co usłyszałem).


Gdyby nie fakt, że wyraz współgłos został w pewnym sensie zajęty w polskiej przestrzeni muzycznej (przy okazji wielkie gratulacje dla Marcela Balińskiego za nominację do Fryderyka), to właśnie on - Współgłos - najlepiej oddaje muzyczną budowę każdego z utworów. I do tego: jakże te kawałki są nieprzegadane! Jak cudnie słychać w najcichszych nawet partiach Szymona Mikę, jakim wyraźnym głosem trzyma w ryzach całość perkusja pana Bartosza, jak cudnie wypowiada się Piotr Damasiewicz dopowiadający reszcie trochę z boku, jakby krok z tyłu, zamglony.

Aleksandra Kryńska Fot. Mat Kubaj
Aleksandra Kryńska Fot. Mat Kubaj

Kompozycje pani Aleksandry wiodą słuchacza za rękę przez łagodne muzyczne krajobrazy, jest tutaj tak lekko, tak zwiewnie, tak - dzięki rytmom spokojnie. Bardzo dużo powietrza jest w tej płycie, bardzo wiele przestrzeni. Cieszy ucho równowaga, z jaką autorka dobiera tematy mocno osadzone w nurcie europejskiego jazzu (aż pachnie tam nostalgią skandynawską) oraz pomysły awangardowe (genialnego utworu "dissolving portraits" mogę słuchać bez końca).

Dla kronikarskiej powinności dodam, że Aleksandra Kryńska to skrzypaczka, kompozytorka oraz improwizatorka, która ukończyła z wyróżnieniem Akademię Muzyczną w Krakowie, gdzie kształciła się u profesora Wiesława Kwaśnego. Jest także absolwentką Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, gdzie studiowała skrzypce jazzowe u doktora Mateusza Smoczyńskiego. Jest finalistką Międzynarodowego Jazzowego Konkursu Skrzypcowego im. Zbigniewa Seiferta. Jak to mówią młodzi: grubo.














Z przyjemnością chylę melonik przed talentem pani Aleksandry i reszty muzyków, ponieważ słucham tego albumu bez przerwy, o ile nie słucham:


  1. Mathilde Grooss Viddal "Tri Vendyr Bles ho i den hegaste sky"


Zakochałem się w tej płycie od startu. Ląduje miedzy uszami tak niepostrzeżenie, tak nagle poprzez startową, jednoczesną recytację tekstu w kilku językach na tle puszczonego w pogłosowym echu dźwięku, że niemal natychmiast przeniosłem się w inny świat.


Chwilę potem, ze spokojem oświeconej mistyczki, przy pomocy klarnetu basowego pani Mathilde zaprosiła w swoją przestrzeń do kompletnie innego wymiaru. To średniowiecze: mroczny i piękny jednocześnie czas. Czas zacofania i tak wypatrywanej dziś życiowej prostoty, którąśmy zagubili gdzieś po drodze - już nikt nawet nie pamięta gdzie i kiedy. Płyta Mathilde Groos Viddal usiłuje nam przypomnieć dźwiękami wieki średnie z ich wszystkimi wadami i zaletami.


Taki, myślę sobie, był pomysł na album pod tytułem "Tri Vendyr Bles ho i den hegaste sky" - który jest kolekcją utworów inspirowanych średniowiecznymi balladami, nieco tylko młodszą norweską muzyką ludową, połączonych ze współczesnym jazzem i... melodiami z Bliskiego Wschodu. Grooss Viddal bezgranicznie eksploruje bogactwo norweskiej tradycji ludowej, osadzając ją we współczesnym jazzie, nadając jej tym samym nowoczesny i unikalny charakter. Mix stylistyczny jest niezwykle udany, trafił we mnie za pierwszym odsłuchem zostawiając w moim wnętrzu olśniewający błysk supernowej z zachwytu.

FOTO: Arne Raanaas
FOTO: Arne Raanaas

Sakreble, ileż się tam dzieje dźwikowo, a jedocześnie, jak wielkie instrumentarium ani razu nie plącze się o własne nogi, nie gada za dużo (w dzisiejszych czasach to wielka cnota - i obie płyty pod tym względem są celujące)! A jednocześnie to muzyka łagodna jak letni świt na przedmieściach Marrakeszu, kiedy śpią jeszcze wszystkie bezpańskie psy, wprawdzie ludzie już powoli budzą się do roboty, ale XXI wiek jest wciąż raczej symboliczny. Słuchając tej płyty odbywam właśnie tam podróż w przestrzeni.


I teraz najlepsze: to praca na zamówienie. Oparte luźno na norweskich balladach ludowych utwory z płyty napisano na Międzynarodowy Festiwal Jazzowy w Molde anno domini 2019. Nie jest ona wprawdzie tak mistycznie piękna płyta, jak ta z grudnia w wykonaniu Ensemble Pellegrina i Adama Bałdycha, ale duch, nastrój, zwolniony oddech jest ten sam.


Mathilde Grooss Viddal (kompozytorka, liderka zespołu, grająca na klarnetach B-dur, basowych i kontrabasowych; saksofonach sopranowych i tenorowych) oraz współautorzy norweska pieśniarka ludowa Unni Boksasp i francusko-syryjska flecistka Naïssam Jalal nie kombinują. Miksują dość czytelnie folk, orientalne arabeski, powolne i melodyjne ballady z nordyckim spokojem. Jest wspaniale. Odpoczywasz człowieku jak na promie Polferries, kiedy Bałtyk zanadto nie buja.


Kiedy zdecydujesz się czytelniku - słuchaczu wpuścić do swojego życia Panią Mathilde i jej ogromny ansambl, ważne, abyś był gotów na przerwę w codziennym pędzie. Inaczej - będzie to tylko - jeszcze jeden wypełniacz dźwiękowej przestrzeni, a to jest ogromne marnotrawstwo talentu.


Skład płyty jest imponujący i nam, w Polsce, nic nie mówiący, więc go tym chętniej zacytuję:

  • Matylda Grooss Viddal         Saksofon, klarnet basowy i kontrabasowy

  • Naissam Dżalal          Flet

  • Boks Unni       Wokal

  • Kristoffer Berre Alberts         Saksofon altowy

  • Per Willy Aaserud  Trąbka, elektronika

  • Øyvind Brække          Puzon

  • Britt Pernille Froholm            Harding fiddle, skrzypce

  • Tellef Kvifte   Klawiatury, laptop, elektronika, flet

  • Knut Kvifte Nesheim Perkusja, wibrafon

  • Egil Kalman   Bas









Komentáře


bottom of page