Jestem bezradny, bo cokolwiek napiszę to i tak nie odda mojego zachwytu nad tą płytą. Zatem tylko: Polarity. Dan Rosenboom.
Będzie krótko:
Słuchałem jej idąc, jadąc, śpiąc, ćwicząc, leżąc, jedząc, robiąc zakupy, czytając, pracując i leniuchując oraz podczas kilku czynności, o których wstydzę się pisać publicznie. Przesłuchałem ją dziesiątki razy.
"Rosenboom to fenomen" - to napisał Mark Swed, krytyk muzyczny z Los Angeles Times. Człowiek Który Się Zna. Rocznik 1945. Wiele słyszał, wie co mówi.
Muzyka zespołu Dana Rosenbooma jest bardzo rytmiczna (rytm świetnie się tupie, klaszcze, podruguje) i zawiera idealną proporcję melodyki i bezkompromisowej improwizacji - co może nieco przeszkadzać nieprzyzwyczajonym uszom w odbiorze. Jednocześnie utwory z płyty są po prostu ciekawymi kompozycjami, nie stroniącymi od zapożyczeń popowych czy rockowych, dzięki czemu ucho chętnie się ku nim skłania.
Czy wiecie co łączy Rodzinę Addamsów, Star Trek, Gwiezdne Wojny, Indianę Jonesa, Avatara? Infantylne scenariusze! Ok. Też. Ale miałem na myśli fakt, że łącznikiem jest Dan Rosenboom, którego grę na trąbce usłyszcie na ścieżkach dźwiękowych z tych filmów. Tych i dziesiątek innych produkcji Holywood, Zresztą sami popatrzcie (trzeba kliknąć na ramkę niżej)
Dziwię się, że ani jednej recenzji tej płyty nie znalazłem po polsku w internecie, może była gdzieś w prasie i przegapiłem. Na pewno powodem tego stanu rzeczy nie jest żydowskie pochodzenie artysty. Może więc zwyczajnie podobała się tylko mnie, a inni uznali, że to ot, płyta jakich tysiące. Sprawdźcie kto ma rację, śmiało. I nie przejmujcie się ani dobrym wychowaniem ani starymi zasadami gościnności, krytykujcie mnie na moim własnym blogu.
Comments